Aliens Vs. Predator

Redakcja

17.02.2010 12:31, aktual.: 01.08.2013 01:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Filmy grozy z obcymi, czy te bardziej nastawione na akcje obrazy, gdzie pierwsze skrzypce grał Predator, na stałe zapadły mi w pamięć. Charakterystyczne dźwięki wydawane przez oba gatunki, jak też ich niezwykłe umiejętności, budziły strach i oszałamiały. Nieco gorzej na ich tle wypadaliśmy my - ludzie. Wątłe ciała, choć uzbrojone w wypluwające z siebie setki pocisków na sekundę karabiny, nijak miały się do znikających kosmicznych łowców, czy krwawiących żrącym kwasem robali. Do tego dochodziło ciągłe uczucie obecności któregoś z drapieżników w okolicy... Mroczne korytarze statków kosmicznych, luki towarowe z podwieszonymi pod sufitem łańcuchami raz za razem uderzającymi o siebie łamały psychicznie każdego, od widza począwszy, na faktycznym uczestniku sceny kończąc. No i jeszcze ten przeklęty wykrywacz ruchu - biiip…biiip… O, wyłapał nową grę Aliens Vs. Predator!

Krótki rys historyczny na wstępie - tytułowe rasy po raz pierwszy zetknęły się ze sobą na komiksowych kartach w zeszytach wydanych przez Dark Horse Comics w 1990 roku. Godnych uwagi gier z ich udziałem pojawiło się na przestrzeni lat przynajmniej kilka. Przede wszystkim bijatyka na Super Nintendo plus automaty. Z wybitniejszych była jeszcze strzelanka na Atari Jaguar, aż w końcu w roku 1999 Aliens Vs. Predator jako FPS trafiło również na komputery osobiste. Rzecz jasna kultowa już produkcja zjadała konkurencję nie tylko pod względem grafiki, ale i klimatu. Wszystkie najważniejsze cechy trzech walczących ze sobą gatunków zostały zachowane, a samo napomknięcie o dostępnej w tytule kampanii Marines do dziś jeży włosy na plecach nawet najtwardszych graczy. Niestety po w sumie dwóch częściach w serii w temacie zrobiło się zagadkowo cicho…

Na szczęście po długim okresie przerwy ludzie z Rebellion, czyli twórcy pierwowzoru na PC, raz jeszcze postanowili zabrać się do roboty. Trzeba zauważyć, że przy okazji nowego AvP nie mamy do czynienia z faktycznie trzecią odsłoną serii, lecz czymś zupełnie nowym, niemniej podczas trwania prac nie mogło się obejść bez informacji, jak to tytuł będzie mocno bazować na klimacie wcześniejszych części. Czy studio dotrzymało słowa? Cóż - i tak i nie. Mamy do czynienia z historią, która na pozór kompletnie niczym się nie różni od scenariusza poprzedniczek. Nowo powstała korporacja Weyland-Yutani macza palce w „udomowieniu” Obcych, a to jak nietrudno się domyślić w konsekwencji prowadzi do przejęcia ośrodka badawczego przez same robale. W celu zapanowania nad całą sytuacją na miejsce wysłani zostają uzbrojeni po zęby Marines, a otwarta w międzyczasie prastara krypta sprowadza na planetę jeszcze kosmicznych łowców - Predatorów. To się dopiero nazywa zbieg okoliczności.

Obraz

Całą opowieść w Aliens Vs. Predator ostatecznie obserwować będziemy przedstawicielem każdej z ras. W trybie dla samotnego gracza dostajemy trzy kampanie, każda zaś podzielona jest na kilka epizodów. O ile w menu głównym gry na pierwszy „odstrzał” proponuje się nam żołnierz Colonial Marines, tak chronologicznie rzecz ujmując zabawę powinniśmy zacząć Obcym. Początek tu nieco zawodzi, gdyż przechodzenie przez kolejne stadium rozwoju poczwary obserwujemy na filmach. Dowiadujemy się, że przez niezwykle rozwinięty instynkt przetrwania wpadamy w oko odpowiedzialnemu za cały projekt dyrektorowi Weyland-Yutani. Na naszym czerepie wypalają numer sześć, a my trafiamy na dalsze szkolenie. Kontrolę nad Obcym przejmujemy już, kiedy jest w pełni rozwinięty. Podstaw sterowania oraz możliwości lepienia się do powierzchni uczy nas jeden z naukowców, zaś elementów walki „przymusowi” ochotnicy wpuszczani do naszej celi. Potem chwilowy spadek napięcia w bazie staje się idealną okazją do ucieczki. Pozostaje jedynie uwolnić matkę ukrywaną w innej części kompleksu i rozpocząć krwawą ucztę.

[break/]Nagłe zerwanie komunikacji ze stacją badawczą na powierzchni alarmuje zacumowany na orbicie statek. Natychmiast zostaje wysłana grupa ratunkowa i o ile macie odwagę spróbować swoich sił jako niedoświadczony w boju "ludź", jesteście jej częścią. Twarde wchodzenie w atmosferę oraz bliskie spotkanie głowy wojaka ze skrzynką amunicji pozbawia nas przytomności. W czasie chwilowych przebłysków słyszymy jedynie, że sytuacja nie wygląda najlepiej – Obcy przejęli całą bazę. Z drzemki budzimy się na noszach, długo po lądowaniu, zostawieni w tyle przez resztę oddziału. Świecąca słabym światłem latarka, pistolet oraz przełożona pomagająca nam przez radio, przez najbliższy czas będą naszymi wyłącznymi kompanami w tych mrocznych i na pozór opustoszałych strukturach. Kolejne giwery dojdą do arsenału stopniowo, a dźwięk wykrywacza ruchu przez całą grę potrzyma nas (oczywiście) zawsze w napięciu.

Obraz

Co się tyczy postaci Predatora, to dociera on na planetę na samym końcu i przez pierwsze dwa krótkie epizody przebija się przez otaczające bazę bagna. Po drodze napotkamy martwych pobratymców i z dystansu zobaczymy, jak ludzie desperacko starają się odeprzeć atakujących zewsząd obcych. Podobnie, jak to miało miejsce w poprzednich odsłonach Aliens Vs. Predator, łowca został potraktowany ciut po macoszemu, bo od samego początku istota polowania jest okropnie spłycona. Po kilku godzinach odkrywamy, że tak naprawdę ciągle na nowo robimy to samo. Zmieniając widok wypatrujemy celu, potem zaznaczając go odwracamy jego uwagę kierując w ustronne miejsce, a tam dokonujemy egzekucji. Jeżeli chodzi o starcia, gry potencjalna ofiara zdaje już sobie sprawę z naszej obecności, pozostaje użyć któregoś z gadżetów (dysk, włócznia, miny i działko na ramieniu) lub nastawić się na walkę wręcz.

Niestety "bitka" to chyba najsłabszy element całej mechaniki zabawy. Zarówno Obcy, jak i Predator, mogą zadać słaby lub mocny cios oraz blokować. Co za tym idzie, w starciach ze sterowanym przez konsole przeciwnikiem wystarczy cały czas trzymać gardę, a gdy ten zaatakuje błyskawicznie skontrować uderzenie i powalić delikwenta na ziemię. Leżąca ofiara zdana jest na nas, co szybko wykorzystujemy „uruchamiając” wykończenie. Dużo gorzej rzecz wypada w sieci, bo tutaj wszystko zależy od szczęścia oraz refleksu. Co ciekawe, w starciach z potężniejszymi gatunkami daje sobie świetnie radę i na pozór z góry przegrany Marines. Wojak również potrafi blokować ataki, a także (co najlepsze) „sprzedać” komuś kopniaka lub uderzyć z kolby, kiedy trzeba.

Obraz

Skoro o "finiszerach" mowa - egzekucje wykonują jedynie tytułowe rasy. Jest to dziecinnie proste, ofiarę wystarczy zajść od tyłu lub też zaatakować, gdy leży i jednym przyciskiem zastartować odpowiednią sekwencję. Obcy robi świetny użytek ze swojego ostrego jak brzytwa ogona, na który potrafi nabić przeciwnika tudzież poderżnąć mu nim gardło. Może również spenetrować czaszkę drugą parą szczęk i to chyba prezentuje się najlepiej – widok przerażonego żołnierza, który patrzy śmierci w oczy, jest niesamowity. W tym krwawym wyścigu nie pozostaje w tyle naturalnie Predator. Tu mamy przede wszystkim popisowy numer łowcy, czyli wyrywanie głów wraz z kręgosłupem oraz wariacje dźgnięć. Całość prezentuje się bajecznie krwawo i świetnie wkomponuje się w klimat gry, aczkolwiek mała ilość sekwencji sprawia, że często zobaczymy to samo wykończenie.

[break/]Trzy kampanie dopełnia tryb multi. Tu ponownie serwowana jest nam chociażby wariacja popularnej ostatnimi czasy „hordy”, gdzie samotnie, tudzież z trzema kolegami po sieci, stawimy czoła kolejnym falom przeciwników. Następnie mamy znany już z wersji demonstracyjnej deathmatch oraz ten sam tryb, ale z podziałem na gatunki. Predator Hunt też niczym nowym nie zaskakuje - jeden gracz wciela się w łowcę, podczas gdy reszta próbuje go zabić. Ten, któremu pierwszemu się uda ta sztuka, przejmuje "pałeczkę". Na koniec mamy jeszcze Infestation, gdzie to w grupie jeden gracz staje się Obcym i ma na celu wyłapać oraz "przeciągnąć" na swoją stronę pozostałych przy życiu Marines. Wygrywa ostatni przedstawiciel rasy ludzi. Cóż, nie zapowiada się, aby zabawa w sieciowych trybach oferowanych przez Aliens Vs. Predator zagroziła obecnemu liderowi, czyli CoD: Modern Warfare 2. Deweloper nie zadbał z jednej strony o dostateczną grywalność, a z drugiej samo czekanie na połączenie do gry potrafi przeciągać się w nieskończoność...

Obraz

Przykro mi to stwierdzić, ale graficznie dzieło Rebellion absolutnie nie zaskakuje. Ba! - nowe AvP to w temacie "wizualnym" przedstawiciel raczej średniej półki. Choć otaczające gracza ciemności w dużej mierze skrywają wszelkie niedoróbki, niemniej nie spadki animacji - a te bardzo psują ogólną radość z gry. Tekstury i ich jakość pozostawiają wiele do życzenia, daje się też we znaki małe zróżnicowanie modeli przeciwników, szczególnie, że wiele z nich widzimy przecież z bliska podczas egzekucji. Do tego trzeba dorzucić często pojawiające się identyczne elementy otoczenia, no i koszmarnie prezentującego się Lance’a Henriksena. Przy okazji - sztuczna Inteligencja? Sterowani przez konsolę przeciwnicy są odmóżdżeni i głusi, gdy metr od nich komuś wyrywa się łeb razem z kręgosłupem. Na szczęście ścieżka dźwiękowa nie zawodzi i wszelkie odgłosy wydobywające się z głośników są niesamowite. Stwory, otoczenie, a nawet komunikaty radiowe niczym żywcem wyciągnięte z filmów, więc klimat Obcego Jamesa Camerona jest w pełni zachowany. Wierny fan z miejsca się w niego wczuje.

Obraz

Podsumowując, Aliens Vs. Predator miało być tytułem, który walczyłby o pozycję gry roku 2010, niestety wpadki graficzne i bardzo słabo prezentujący się w praniu tryb sieciowy kompletnie dyskwalifikują ten projekt w dążeniu na szczyty rankingów. Nie znaczy to oczywiście, że dzieło Rebellion jest niegrywane, szczególnie, iż w siłą tej pozycji jest klimat. Gdy zasiadamy „za sterami” żołnierza, czy też Obcego autentycznie się w nich wcielamy. Z jednej strony mamy ciągłe uczucie strachu, które podkręcają dodatkowo porozrzucane tu i ówdzie audiologi, z drugiej zaś "Obcego 6", którym wyjadamy mózgi. A obserwowanie tego, w jaki sposób potencjalna ofiara reaguje na naszą obecność robi piorunujące wrażenie. Szkoda tylko, że Predator tak strasznie został niedopieszczony - nie ma w sobie nic z filmowego łowcy, który stawiał czoła samemu Arnoldowi… Ale warto sprawdzić.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)