Chiny bez mała
23.03.2011 02:53
Nie zatwierdzam komentarzy zbyt często. Ale kiedy już to ma miejsce, zauważam obok normalnych wypowiedzi trzy osobliwe trendy. Większość z Was wyraża się w sposób poprawny lub przynajmniej akceptowalny, jest w stanie odróżnić fakty od fantomów. Ale niestety nie wszyscy. Jeśli wydaje Ci się, że tekst kierowany jest do Ciebie, pewnie tak nie jest.
No chyba, że jest.
Trzy wspomniane trendy można podsumować w trzech przykładowych zdaniach obrazujących nastawienie komentującego do redakcji. Oto one.
Ten kolektyw!
Ciężko jest mi zrozumieć, dlaczego tak wiele osób uważa, że osoba zatwierdzająca (lub odrzucająca, jak się czasem zdarza) komentarze jest jedna. No, może dwie, ale z pewnością połączone pępowiną. I ta jedna osoba (lub dwie!) przeczytała wszystkie komentarze jakie kiedykolwiek pojawiły się na stronie. Ba! Wszystkie je pamięta.
Większość redakcji ma wystarczająco dużo oleju w głowie, żeby nie wdawać się w dyskusje w komentarzach. Ja nie i od czasu do czasu przychodzi mi za to zapłacić. Część z komentujących sugeruje na tej podstawie, że to ja moderuję komentarze i jestem odpowiedzialny za (zawsze!) niesłuszną ocenę jakości komentarza: jego zatwierdzenie lub odrzucenie.
Nic bardziej mylnego. Do moich podstawowych obowiązków należy pisanie kodu (przeważnie w C#, gdyby ktoś pytał) i rozwiązywanie problemów, których nikt inny nie chce ruszyć kijem. Chyba, że dotyczą (brrr!) kwestii około-administracyjnych, wtedy zajmuje się nimi adept Wyższej Szkoły Magii i Zarządzania Artefaktami, przez większość zwany Docentem. Mają miejsce jeszcze jakieś czynności organizacyjne, i różne inne, ale o nich nie mam pojęcia. Dlatego zajmuję się stukaniem w klawisze i tyciem.
Jeśli tak się składa, że mózg mi już wysiada od normalnych (cokolwiek to znaczy) zajęć, zabieram się za zatwierdzanie komentarzy. Nigdy w innym stanie świadomości, bo grozić to może uszczerbkiem na zdrowiu. Najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet nie wiece jakie komentarze się trafiają (i są przez nas usuwane). Wyobraźcie sobie, że trafiacie w komentarzach do GG na opowieść o latającym słoniu, który kocha szydełkowanie i maluje trąbą paznokcie. Ja sobie wyobrażać takich kwiatków nie muszę, czytam je od czasu do czasu.
Ale odbiegłem od tematu. Jest nas kilka(naście) osób, każdy ma nieco inny próg bólu i zatwierdza komentarze nieco inaczej. Nie ma innej opcji, jesteśmy różnymi ludźmi. Rzeczy, które dla mnie są nie do przełknięcia, ktoś inny może zatwierdzić jako na granicy akceptowalności. Czasem z racji liczby komentarzy można nie mieć kontekstu do dobrej oceny tekstu. Czasem ludzie się mylą. Już widzę tych dwóch troli krzyczących do monitora "JA NIE!". Ok, Wy dwaj nie. Ale ja tak.
Nie zakładajcie proszę, że osoba z redakcji, która napisała coś np. w odpowiedzi na Wasz komentarz, siedzi teraz gorączkowo męcząc F5 i czeka na Waszą reakcję. Można swobodnie założyć, że jeśli ktoś się zaangażował w dyskusję, to do niej wróci (przeczyta za jakiś czas nowe komentarze pod aktualnością i odpowie, jeśli jest na co), ale zakładanie, że wszystkie późniejsze i wcześniejsze akcje moderacyjne pod daną treścią to sprawka tej jednej osoby, jest najczęściej błędne.
Część się pewnie zmartwi, ale szansa, że złośliwie usuwam czyjeś komentarze, bo nie spodobało mi się coś, co mi ktoś odpowiedział, jest zerowa. I pewnie nie inaczej ma się sprawa w przypadku reszty redakcji. Zahacza to zresztą o drugi trend.
Komuniści z małymi!
Z jakiegoś powodu niektórym wydaje się, że ubarwienie komentarza inwektywami czy też obrażenie matki mitologicznego Moderatora zwiększy szansę na... w sumie to nie wiem na co. Ale z pewnością istnieje jakaś ukryta logika w takim działaniu. Najczęściej anonimów.
Ostatnio jeden gigant notorycznie pisze o Moderatorze (jakim? no jak to jakim, przecież jest tylko jeden!), który ma problemy ze sprawnością fizyczną. Tak to nazwijmy, nie będę wnikał w szczegóły. Otóż zdaniem tego człowieka zabawne jest pisanie komentarzy opierających się na domniemanych problemach Moderatora i sugerowanie, że kręcą go komentarze (jakie? czyje? hell if I know!).
Takie rzeczy śmieszą. Czasem. Chwilę. Ale po pewnym czasie stają się uciążliwe. Równie uciążliwe są komentarze, w których ktoś czuje się pokrzywdzony tym, że usunięto jego wypowiedź. W przeciągu ostatnich 6 miesięcy przypominam sobie jedną sytuację, kiedy zażalenie było zasadne. Tyle że autor wysłał przyjaznego maila z pytaniem OCB, a nie obrzucał w następnym komentarzu redakcji błotem.
A błotem obrzucani jesteśmy często. Szczególnie, jeśli komentujący czymś się nakręci a my śmiemy nie zatwierdzić jego komentarza NATYCHMIAST!!!1!111!11!one Około 23:00 dzisiaj (ugh! już wczoraj...) zasiadłem do sprawdzania komentarzy. Poprzednio robiłem to jakieś 2h wcześniej. Przez ten czas nazbierało się przeszło 250 komentarzy, mimo tego, że w międzyczasie ktoś inny z redakcji komentarze zatwierdzał.
Możemy więc założyć, że w godzinach szczytu powstaje około 200 komentarzy na godzinę. Te komentarze trzeba przeczytać, często niezbędne jest zerknięcie w historię pod aktualnością lub programem i zaznajomienie się z kontekstem. Czasem komentarz "Fajnie" jest bezwartościowy (moim zdaniem, dodam). Czasem to podziękowanie za pomoc udzieloną przez innego użytkownika i nie miałbym serca usunąć tego typu wpis.
I nie, nie żalę się, jaki to ciężki żywot. Bo w gruncie rzeczy to fajna sprawa i dla niektórych błyskotliwych komentarzy warto przejść przez setki nijakich. Zwracam jedynie uwagę na to, że obrażanie się na opóźnienie zatwierdzenia wpisu i radzenie sobie z sytuacją przez stek obelg niespecjalnie pomaga komukolwiek.
Tak samo nie pomaga nazywanie Moderatora (tego jednego, jedynego!) faszystą, komunistą, chińskim cenzorem, psem czy młotem. Można tak w nieskończoność wymieniać, czego się o sobie i innych członkach redakcji dowiedziałem. Nawet komentarze w których 30‑kilkuletniego męża i ojca (nie, nie mnie) nazywa się nastoletnim szczeniakiem, który w ** był i ** widział przestają być zabawne po pewnym czasie.
W tej grupie znajdują się też miłośnicy teorii spiskowych, którzy ochoczo wiążą nas z jakimiś organizacjami. Przecież to OCZYWISTE i od razu WIDAĆ, że redakcja czerpie wzory z Korei Północnej. Mamy niewidoczny telefon do Kim Dzong Ila i regularnie naradzamy się z nim kogo powinniśmy napiętnować na stronie.
Teraz już wiecie.
Przekupni i stronniczy hultaje!
A skoro o teoriach spiskowych mowa, przekomicznie jest czytać na temat tego jak stronniczy jesteśmy. Eksponującym tę tendencję najłatwiej jest ją ugruntować płynąc na fali Jednego Moderatora. Wtedy można uzasadnić absolutnie wszystko.
Redakcja faworyzuje Microsoft! A nie, bo Google! Bzdura, Linuksa! Ależ skądże znowu, Linuks traktowany jest po macoszemu! Zobaczcie tylko ile newsów na ten temat, wyraźnie napływają tutaj pieniądze Mozilli! A nie, bo całość sterowana jest przez Google! Bzdura, Opera trzęsie portalem! Przecież każdy głupi widzi, że cenzurowane są komentarze korzystnie wypowiadających się o Firefoksie! Idź poszukaj mózgu, przecież to Kasperski prowadzi portal! Głupi jesteś, to Avast! Sam jesteś Avast, przecież ta strona się ładuje najszybciej w IE - to jasne kto tutaj płaci! Zobaczcie ile jest o Apple, otwórzcie oczy!
Aż mi się przypomniał jeden komentarz. Było to coś w stylu: "JAK TAKI APPLE FANBOY ŚMIE PISAĆ O ANDROIDZIE?!" Możliwe, że był bez capsa, ale z capsem wygląda lepiej. I nie, to nie było o mnie.
Bo widzicie, w redakcji pracują ludzie.
Zaskoczeni? Ale to prawda! Ja na przykład jestem fanbojem Opery, lojalistą MS, ale po cichu kibicuję Ubuntu. Shuttleworth to super koleś, ale Linus "musi odejść". I co? I się tego nie wstydzę ani trochę, ot co! Dlaczego? Bo w redakcji wpływy wszelkich technologicznych preferencji i niechęci równoważą się. Większość redakcji używa Firefoksa albo Chrome, ja używam Opery i od czasu do czasu IE. Większość redakcji używa Windowsa, z wyjątkiem qbapa i Xyrcon, którzy są uzależnieni od Mac OS X. No i Cebula i TomekB są zakochani w swoich iPadach. Ponadto Tomick i Xyrcon nałogowo męczą Linuksa. Ja sporadycznie tylko, przeważnie żeby sobie coś radośnie skompilować. Bo tak.
Podobnie wygląda sytuacja z kontami pocztowymi, klientami poczty, programami graficznymi, plajerkami do muzyki, edytorami tekstu, komunikatorami internetowymi i wyszukiwarkami.
No dobra, wszyscy używamy Google. Tutaj w sumie dobrej alternatywy nie ma.
I nigdy pieniądze nie wpływały na nasze opinie na temat produktów. Dostajemy do testów urządzenie i jeśli jest dobre, to tak je opisujemy. Jeśli zasysa po całości, to informujemy o tym czytelników ku przestrodze. Wiarygodność to nie jest coś, co można kupić. Żadne pieniądze nie odbudują tworu, który popadł w niełaskę, kiedy wyszło na jaw, że oszukuje ludzi. Aż dziw bierze, że nie każdy to rozumie. Lub nie wierzy, że my to rozumiemy. Bo przecież mamy pięć lat i kolorowe wszy.
Wystarczy już tego ględzenia
Trzy rzeczy których nie pojmuję. Tylko, lub aż. Trzy trendy, które obserwuję czytając komentarze. Trzy koncepcje, które wprawiają mnie w zadumę: ktoś naprawdę w to wierzy? Tak, na serio? Jak to możliwe?
Ktoś, kto prezentuje opisane wyżej podejście nie zmieni się. Nie zrozumie w czym problem, prawdopodobnie nawet tego nie przeczyta. Bo zamierzyłem się na wielki wiatrak, choć do Don Kichote z La Manchy mi dużo brakuje. Ale może choć jedna osoba zachichotała czytając to. Oby. Bo z emotek zrezygnowałem celowo. Kto wie kiedy żartuję, a kiedy mówię poważnie? Poza Kim Dzong Ilem oczywiście. ;)