Mobilność i wygoda – Genius Pen Mouse vs. Razer Orochi
27.07.2011 | aktual.: 28.07.2011 16:13
Uwaga! Niniejszy artykuł jest długości 10 stron A4 (nie wliczając grafik). Proponuję uzbroić się w sporą dozę czasu, jeśli zamierzacie przeczytać go w całości. Jako, że jest to recenzja, nie chciałem dzielić go na części. Tak czy siak, zapraszam do lektury. I pamiętajcie – ostrzegałem! :P
W lewym narożniku, w srebrzysto-czerwonym szlafroku, genialna i zwinna, Genius Pen Mouse! W prawym narożniku, pod czarno-zielonym przykryciem, ostra jak brzytwa i groźna niczym żmija: Razer Orochi!
Opakowanie
Za: Google Images
Genius Pen Mouse
Zaczyna się z reguły od początku – nie inaczej będzie i w tej recenzji. Piórkomyszka dociera do nas w „gablotko-podobnym” plastikowym pudełku, o konstrukcji zbliżonej do zastosowanej przy produkcie Razera. Jest to rozwiązanie zarówno bezpieczne, jak i estetyczne, stąd też producentowi należy się za to pochwała.
„Gablotka” Geniusa zawiera wewnątrz dwa elementy: plastikową wytłoczkę z piórkiem i mikro-odbiornikiem, oraz kartonowe pudełeczko z gwarancją, skróconą instrukcją, płytą z oprogramowaniem, podkładką i dodatkowymi końcówkami oraz pęsetką do ich wymiany. Załączony jest również jeden paluszek AAA (GP Alkaline 24A LR03) do zasilenia urządzenia, oraz bardzo ładnie wykonany, skórzany (lub skóropodobny – nie umiem tego stwierdzić) pokrowiec, wewnątrz wyściełany miękkim materiałem. Co do tego ostatniego, należy tu wspomnieć, że (w przeciwieństwie do Pani Redaktor ) nie udało mi się wcisnąć żadnego przycisku w umieszczonej w nim Piórkomyszy.
Razer Orochi
Zestaw Razera jest bardzo podobnie wyposażony. W wytłoczce znajdziemy jednak jedynie myszkę, bez odbiornika. Orochi pracuje bowiem z wykorzystaniem dobrodziejstw technologii Bluetooth 2.0 (choć nie tylko). W załączonym pudełeczku, oprócz instrukcji, certyfikatu autentyczności, naklejek i elastycznego, piankowo-materiałowego, dwu‑przegrodowego pokrowca, znajdziemy także kabel, służący do ujarzmienia ukrytej w niej bestii oraz dwie baterie AA (co ważne, nie są to GP lub no‑name, a porządne ogniwa Energizer).
Oba zestawy sprawiają bardzo pozytywne pierwsze wrażenie. Razer jest jednak mistrzem w dodawaniu najróżniejszego rodzaju „smaczków”. Sposób zapakowania dodatków w specjalnej „szufladce” to jeden z takich elementów. Kolejnym jest umieszczony między plastikową wytłoczką a kartonowym pudełeczkiem dodatkowy kartonik. Z jednej strony przedstawia wielki, zielony symbol trójgłowego węża (logo Razera), z drugiej natomiast – krótką historyjkę o japońskiej, trójgłowej bestii, będącej inspiracją do nazwania myszy Orochi. Jak się więc okazuje, ocean i pływające w nim orki nie mają z tym wiele wspólnego…
Wykonanie
Genius Pen Mouse Piórkomyszka wykonana jest z trzech rodzajów plastiku. Całość jest estetyczna, dobrze spasowana i pewnie leży w dłoni. Początkowo sądziłem, że grubsza od zwykłego długopisu budowa będzie sprawiała pewne problemy przy zapewnieniu dobrego, wygodnego chwytu. Nic bardziej mylnego. Zarówno w prawej jak i lewej dłoni, w obu proponowanych przez producenta pozycjach, Piórkomyszkę trzyma się bardzo wygodnie. Jako osobie praworęcznej, najbardziej do gustu przypadła mi oczywiście pozycja domyślna: ręka prawa, z palcem wskazującym na przyciskach.
Ważnym elementem w urządzeniu bezprzewodowym jest zasilanie. W przypadku Pen Mouse, gniazdo na baterię jest dobrze dopasowane, a wymiana ogniw przebiega bezproblemowo. Nie jestem jednak pewien, co do zaczepu mocującego pokrywę baterii. Wykonany jest z twardego plastiku, takiego jak reszta obudowy. Z reguły, element ten jest bardzo narażony na nacisk, szczególnie przy otwieraniu pokrywy, stąd też obawiam się jak wiele wymian baterii wytrzyma.
Drugim, niezbędnym do pracy urządzenia bezprzewodowego, elementem jest odbiornik. W przypadku urządzenia Geniusa jest on bardzo minimalistyczny. W przeciwieństwie jednak do odbiorników typu „nano” od Logitecha, nie jest tak wygodny w użyciu. O ile te drugie są tak wyprofilowane, aby można je było wyciągnąć za pomocą paznokci, o tyle Genius zaprojektował odbiornik w całości płaski. Metalowa ramka, połączona z plastikową obudową i krzemowo-złotym wnętrzem sprawia odrobinę tandetne wrażenie. Na szczęście, sprawuje się dobrze, i choć wydaje się, że może się rozpaść w rękach, trzyma się dzielnie. Odległość, na jaką wystaje z komputera, to 7 mm – to dwukrotnie więcej, niż rozwiązanie Logitecha. Na szczęście, nadal jest to rozmiar dość mały, aby nie przeszkadzać, i wystarczający, żeby jakoś poradzić sobie z jego wyjęciem.
Ostatnim, o czym należy wspomnieć w kwestii jakości wykonania, jest czujnik optyczny. Piórko pracuje w odległości do 0,5 cm od powierzchni, jednocześnie nie reagując zbyt gwałtownie na oderwanie od powierzchni biurka. Ponadto, bardzo dobrze radzi sobie z różnymi powierzchniami. W pełnej rozdzielczości (1200 dpi) nie następują żadne niekontrolowane „skoki” kursora, co było bolączką choćby dedykowanej graczom myszy załączanej do komputerów MSI serii GX (producentem tej myszy był tak naprawdę OCZ).
Razer Orochi
W przypadku myszki Razera, mamy standardowy dla tego producenta skład materiałów, całość zachowana w ciemnej tonacji. Błyszcząco-czarna obudowa oraz matowo-czarna pokrywa koszyka na baterię z logiem i zintegrowanymi przyciskami prezentują się wyśmienicie. Pomimo oburęcznej budowy i drobnych rozmiarów (jest dwukrotnie mniejsza od, o dziwo nieco mniej wygodnej, Razer Lachesis 5600) bardzo pewnie leży w dłoni. Pod spodem znajdziemy czujnik laserowy serii 3G, o maksymalnej rozdzielczości 4000 dpi. Trzeba tu przyznać, że Razer wie jak produkować precyzyjny i jakościowy sprzęt. W połączeniu z podkładką SteelSeries QcK Mini (na większą brak u mnie miejsca :( ), w pełnym zakresie rozdzielczości sprawuje się idealnie. Teflonowe ślizgacze zapewniają bardzo dobry stopień poślizgu po powierzchni, bez efektu „przyklejania się”.
Jak już wspomniałem, cały górny panel jest pokrywą gniazd na baterie. Mocowanie jest oparte o kilka drobnych, lecz w miarę mocnych magnesów. Jest to rozwiązanie bardzo wygodne, gdyż nie trzeba się tu mocować z żadnymi zatrzaskami, czy też elementami podatnymi na uszkodzenie. Proste i skuteczne.
Orochi, jak już wcześniej wspomniałem, zasilana jest dwoma paluszkami AA (LR6), umieszczanymi w dwóch wgłębieniach wbudowanych w konstrukcję podstawy. I za ten element należy się Razerowi spora „zrypa”. Gniazda są dosłownie „na ulał” jeśli nie są wręcz za małe. O ile zwykłe baterie da się włożyć i (z lekkim wysiłkiem) wyciągnąć, o tyle o akumulatorkach proponuję zapomnieć. Zazwyczaj są one o ok. 1‑2 mm dłuższe od zwykłych ogniw, co nie tylko utrudnia umieszczenie w myszy, ale niemal całkowicie uniemożliwia ich usunięcie. Jest to chyba najgorsze mocowanie baterii, z jakim się dotychczas spotkałem – każda wymiana grozi ułamaniem fragmentu myszy, lub dewastacją (wcale nie takich tanich, szczególnie w przypadku takiej marki jak Sanyo Eneloop) akumulatorów. A elementu „podważającego”, niestety, brak.
Do Orochi nie został załączony żaden odbiornik. Jest to nieco odmienne podejście od stosowanego przez np. Logitecha, który myszy Bluetooth w taki odbiornik uposaża. Jest to jednak wbrew pozorom bardzo dobre rozwiązanie mobilne – porty USB są wolne, natomiast do połączenia wystarczy wbudowany już w większość komputerów (i chyba wszystkie netbooki) standardowy odbiornik Bluetooth.
Należy tu wspomnieć, że Orochi może działać nie tylko w trybie bezprzewodowym. Jeśli chcielibyśmy wykorzystać jej pełne możliwości (łączność bezprzewodowa pozwala na pracę najwyżej „na pół gwizdka”, co jest jednak wystarczające przy wykorzystaniu amatorskim, czy codziennej pracy), powinniśmy zastosować kabel. Jest on powleczony materiałem (nie tworzywem sztucznym, jak to bywa w przypadku tańszych produktów), bardzo elastyczny i lekki, a obie końcówki są pozłacane. Ma jednak kilka wad. Po pierwsze, nie można za jego pomocą naładować myszy w przypadku umieszczenia w niej akumulatorów (a szkoda, byłaby to fantastyczna funkcja). Po drugie, jest straszliwie „pamiętliwy”. Aby zapakować go do załączonego futerału, trzeba go zwinąć. Po wyjęciu, skręca się niemiłosiernie… choć w sumie można to uznać za nawiązanie do „wężowej” tradycji marki…
Ergonomia
Budowę obu produktów opisałem już w sporej części w poprzednim punkcie. Nie wspomniałem jednak o paru szczegółach, związanych z ergonomią i wygodą użycia. Producenci obu urządzeń wybrali bowiem dwie, zupełnie odmienne ścieżki rozwoju.
Razer Orochi
W przypadku Razera, mamy do czynienia ze standardową konstrukcją, wzbogaconą o 4 dodatkowe przyciski po bokach, oraz podpórki na kciuk (po jednej po każdej stronie myszy). Wykorzystane materiały są bardzo miłe w dotyku i jeszcze nie zdarzyło mi się, aby Orochi wyślizgnęła mi się z ręki, np. w wyniku jej spocenia.
Jako, że Razer kieruje swoje produkty do graczy, nie znajdziemy w nich niektórych, przydatnych w codziennej pracy, mechanizmów. Przykładem może być tutaj rolka myszy, która nie została wyposażona w funkcję pochylania na boki. Nie jest to może aż tak często wykorzystywana funkcjonalność, jednak przez pewien czas odczuwałem niedosyt w wyniku jej braku.
Brak pochylania, rekompensuje za to inna, wspaniała funkcja: „On‑the-fly sensitivity”, pozwalająca na dostosowanie czułości optyki w zakresie od 125 do 4000 dpi z dokładnością do 125 dpi (dla trybu bezprzewodowego: od 125 do 2000 dpi). Wielokrotnie korzystałem w tej funkcji, gdy ze standardowej dla mnie rozdzielczości 2500 dpi musiałem mysz „skręcić” do 375‑500 dpi, przy których znacznie wygodniej jest wykorzystywać ją do rysowania np. na współdzielonym whiteboardzie (jak choćby sriblink).
Genius Pen Mouse
Całkowitym przeciwieństwem „konserwatywnego” podejścia Razera jest urządzenie Geniusa. Trzeba przyznać, że firma ta, kojarząca się zazwyczaj z tanimi i niskimi jakościowo produktami (swego czasu posiadałem zestaw, kierownica + pedały, tej marki, po pół roku jednak były one już dość znacznie „nadwyrężone”), pozwala sobie coraz częściej na różne „odskoki od normalności”. Przykładem może być tutaj Ring Mouse (na której testowanie jednak się nie odważyłem) lub właśnie tu recenzowana Pen Mouse. I trzeba tu przyznać, że Genius miał w tej kwestii pomysł genialny.
Piórkomyszka jest bardzo poręczna, mała i lekka. Wymaga niewielkiej powierzchni roboczej, jest też bezpieczna dla wzroku (zastosowano zwykły sensor optyczny, bez technologii laserowej, co jest tu całkowicie uzasadnione). Ogólnie, zapewnia też wygodę użycia – choćby poprzez genialną funkcję przewijania „Flying-scroll”. Jest to też jedyna funkcja przewijania, która niezależnie od oprogramowania, pozwalała mi na wygodne poruszanie się w poziomie – wielokrotnie bowiem, nawet w myszach z pochylaną rolką, funkcja ta nie działała poprawnie.
Mam jednak drobne wątpliwości, co do kwestii związanych ze zdrowiem. Teoretycznie, „lekarze i specjaliści” (cytując ukochany zwrot marketingowców) twierdzą, że korzystanie z piórek i innych wskaźników tego typu jest zdrowsze od myszy. Jednak to w przypadku korzystania z Razer Orochi, ręka nie boli mnie nawet po wielogodzinnym wykorzystaniu, nawet bez zastosowania żadnych dodatkowych podkładek pod nadgarstek. Choć w sumie, może to wynikać z faktu, że nastąpiły jakieś nieodwracalne zmiany w budowie mojego nadgarstka i tylko mi się wydaje, że wszystko jest „OK” :P W przypadku Piórkomyszki jest inaczej. Po dłuższym zastosowaniu odczuwam ból charakterystyczny dla długotrwałego pisania. Wynikać to może z faktu, że przeciąganie jakiegokolwiek obiektu techniką „drag’n’drop” wymaga ode mnie dociśnięcia Piórkomyszy dość mocno do powierzchni, a następnie przeciągania jej w tym stanie. Jest to rozwiązanie bardzo męczące.
Co więcej, spory wpływ na ergonomię ma mała liczba przycisków. Bardzo przydatny byłby dodatkowy guzik pod kciukiem (lub palcem wskazującym, w przypadku innego trzymania) na boku obudowy, który mógłby służyć, jako „awaryjny” lewy przycisk mysz właśnie do operacji przeciągania.
Przyszedł mi do głowy też pomysł dotyczący samej końcówki piórka. Jak słusznie zauważyła Pani Redaktor w swojej recenzji, nocą może przeszkadzać czerwony odblask światła wydostający się spod urządzenia. Szkoda więc, że Genius nie poszedł o krok dalej, i nie zastosował drobnej „stopki” z małymi ślizgaczami, co mogłoby wyglądać mniej więcej tak:
Za: Genius, edycja własna
Sami przyznacie, że takie rozwiązanie zapewniłoby znacznie większą ergonomię pracy. Przy okazji, można byłoby zamieścić tam dodatkowo szkiełko / soczewkę zabezpieczającą optykę, gdyż po jednym dniu pracy (na czystym biurku!), wszystko wewnątrz było zakurzone. Ogólnie, sądzę, że cały mechanizm „stopki” nie byłby złym krokiem dla Geniusa. Koniec końców, Pen Mouse to nadal bardziej mysz, niż pióro ;)
Test
Czas i forma testu Myszy te testowałem w standardowych, codziennych zastosowaniach. Razer Orochi posiadam od marca (więcej o jej zakupie możecie przeczytać we wpisie o sklepie RAM.net.pl ), natomiast Genius Pen Mouse wpadła w moje ręce 13 lipca, czyli 2 tygodnie temu. Stanowisko testowe (pomijając próby "terenowe") wyglądało tak.
Ogólne wrażenia Razer Orochi Orochi sprawuje się fantastycznie. Radzi sobie z każdą powierzchnią – w tym także ze szkłem. Jest świetnym uzupełnieniem zarówno dla netbooka, jak i dla mocniejszego notebooka, przeznaczonego do gier. W połączeniu z materiałową podkładką SteelSeries QcK Mini, którą można łatwo zwinąć i zapakować razem z komputerem, stanowi „podróżny niezbędnik gracza”.
Genius Pen Mouse
Pen Mouse wypada niemal równie dobrze. Niemal, ponieważ nie radzi sobie ze szkłem, wywołuje też różne „przeskoki” na niektórych rodzajach materiału spodni, czy plastiku. Jest za to znacznie lżejsza od Orochi, nawet jeśli porównamy ją „załadowaną” baterią, i pustą mysz Razera. Dużo łatwiej ją także gdzieś „upchnąć” w wypełnionym elektroniką plecaku, czy nawet kieszeni.
Pisanie Genius Pen Mouse Kto zapoznał się z komentarzami pod recenzją Labu DobrychProgramów, wie, że interesowała mnie możliwość pisania za pomocą Piórkomyszki. Określić to można jednym słowem: porażka.
Ma to swoje wytłumaczenie w sposobie obsługi urządzenia. Ponieważ Pen Mouse wymaga dociśnięcia do powierzchni celem kliknięcia, możliwe jest „drgnięcie” kursora w tym czasie. Uniemożliwiałoby to wykonanie dwukliku, więc producent – sprytnie – wyposażył Piórkomyszkę w mechanizm opóźniający. Kliknięcie dowolnym przyciskiem „zamraża” mysz na niecałe pół sekundy. To wystarcza, aby ponowić kliknięcie, jednak naraz skutecznie uniemożliwia wygodne pisanie. Także przesuwanie dociśniętej myszy nie należy do najwygodniejszych, a już szczególnie najprecyzyjniejszych. Przełączenie czułości na 400 dpi wiele tu nie pomaga.
Wymyśliłem jednak sposób na umożliwienie pisania. Wykorzystuję w tym celu lewy przycisk touchpada w moim netbooku – jako odpowiednik „dociśnięcia długopisu do papieru”. Efekty prób zamieszczam poniżej:
Opis: Po lewej znajdują się próby wykonane za pomocą Razer Orochi przy trzech czułościach: mojej roboczej (2500 dpi), porównywalnej z moją roboczą w Genius Pen Mouse (1250 dpi) oraz najwygodniejszą dla mnie do celów pisania i rysowania (500 dpi). Po prawej znajdują się próby wykonane za pomocą Genius Pen Mouse przy dwóch czułościach i dwóch sposobach korzystania z lewego przycisku myszy: czułość robocza (1200 dpi) z LPM za pomocą docisku urządzenia, czułość robocza z LPM „emulowanym” przez touchpad netbooka, czułość minimalna (400 dpi) z LPM za pomocą docisku urządzenia, czułość minimalna z LPM „emulowanym” przez touchpad netbooka; emulacja polegała na korzystaniu z LPM drugą ręką. Na dole znajduje się wzór wykonany techniką analogową (kartka i długopis ;) ). Łatwo zaobserwować, że najpodobniejszy wynik uzyskano w trzeciej próbie Razer Orochi.
Razer Orochi
Niemałe zaskoczenie sprawiła mi ta myszka. Wcześniej, korzystając z MSI Gaming Mouse(zdjęcie za: notebookspec.com ) mogłem korzystać z czterech wybranych profili czułości (ustawione przeze mnie na 400, 800, 1200 i 1500 dpi). Z najwyższej rozdzielczości niestety nie można było korzystać na co dzień – wywoływało to bezpodstawne skoki kursora. Ustawienie trzecie było już bardziej „do zaakceptowania”. Niemniej, analizujemy aktualnie możliwości pisania. MSI Gaming Mouse to bądź co bądź mysz, i niestety, nawet w niskiej rozdzielczości, do pisania się nie nadawała. Brak precyzji, kiepskie ślizgacze – nawet dostosowanie wagi urządzenia z pomocą załączonego zestawu odważników nie pomagało. Nic więc dziwnego, że Orochi mnie mile zaskoczyła. Za jej pomocą pisze się niezwykle wygodnie. Przyznaję, mysz zawsze będzie myszą, nie zmieni się w długopis, niemniej jest to dość wygodne, gdy nie chce się korzystać z trybu wprowadzania tekstu z klawiatury, lub skanować pisma odręcznego.
Podsumowując więc kwestie pisania, mobilna mysz dla graczy wygrywa z Piórkomyszą. Świat stanął do góry nogami.
Oprogramowanie Zarówno Orochi, jak i Pen Mouse, aby uwolnić w pełni swój potencjał, wymagają dodatkowego oprogramowania.
Razer Orochi
Interfejs jest przejrzysty, nowoczesny, a zmysł kombinatorstwa jest mile pieszczony przez mnogość funkcji. Ostatecznie jednak jest to standardowe API tego producenta, czego innego, więc miałbym się spodziewać? Ogromną zaletą takiego rozwiązania jest fakt, że posiadając dwie myszy i jedną klawiaturę tego producenta, tylko raz musiałem zapoznawać się z obsługą oprogramowania.
Niestety, producent Orochi nie ustrzegł się też kilku błędów. Co prawda, zrozumiałym jest dla mnie, że wykorzystanie pamięci Razer Synopsis (pamięć wbudowana w mysz, służąca do przechowywania ustawień i profili) jest możliwe jedynie z wykorzystaniem połączenia USB, jednak dlaczego uniemożliwia mi to uruchomienie konfiguratora? Ten problem pociąga za sobą inny, związany ze zmianą rozdzielczości myszy. Standardowo są na to trzy sposoby: przypisanie funkcji zmiany profilu rozdzielczości na wyższy / niższy do dwóch przycisków myszy (tracimy jednak wówczas dwa przyciski), użycie funkcji „On‑the-fly sensitivity” lub zmianę ustawienia za pomocą oprogramowania. W każdym przypadku mamy informację zwrotną o wybranej rozdzielczości (z poziomu oprogramowania, lub indykatora w prawym dolnym rogu ekranu) W trybie bezprzewodowym nasze możliwości są jednak ograniczone. Nie tylko nie mamy dostępu do oprogramowania (gdyż wymagana jest połączenie USB celem jego odblokowania), ale dodatkowo nie mamy dostępu do indykatora wybranej czułości (gdyż jest on elementem oprogramowania). Niestety, w takiej sytuacji trzeba pracować „na czuja”. Nie jest to może wielkim problemem, jednak niektórym może to dość znacznie przeszkadzać. Mam nadzieję, że w jednej z następnych wersji oprogramowania Razer to naprawi.
Ostatnia kwestia związana z oprogramowaniem – aktualizacja. Razer spisuje się fantastycznie, regularnie usuwając usterki i zgłoszone błędy, i to nie tylko w oprogramowaniu dla systemu Windows czy MacOS, ale także wbudowanego w mysz firmware’u! To jest coś!
Genius Pen Mouse
W przypadku Piórkomyszki, wszystko co można było powiedzieć, opisano w recenzji Labu DobrychProgramów. W skrócie: interfejs jest ubogi, a komunikaty mają przedpotopowy wygląd. Nie można też pochwalić producenta za dostępność, czy aktualizację oprogramowania. Przeszukałem jego stronę wzdłuż i wszerz, i nigdzie nie znalazłem sterownika dla Pen Mouse. Może coś przegapiłem, nie wiem, ale póki co, czuję się „skazany na płytę”. Zastanawiam się, co mi zostanie, gdy ulegnie ona uszkodzeniu?
Ekonomia Genius Pen Mouse …czyli baterie. Genius pochłonął załączoną baterię w ciągu 2 tygodni wytężonej, ciągłej pracy. Co ciekawe, urządzenie nigdy nie wyłącza się całkowicie. Jeśli przykładowo odłączymy odbiornik od komputera, lub wyjdziemy poza zasięg – optyka Piórkomyszy się wyłączy, jednak po powrocie do zasięgu ponownie się uruchomi. Nie musimy się więc martwić, że naciśnięcie jakiegoś przycisku w czasie transportu przyspieszy nam jej rozładowanie. Bywają jednak od tego różne wyjątki, których nie sposób zliczy. Były bowiem sytuacje, kiedy Pen Mouse włączyła się sama z siebie, lub kiedy pomimo braku podłączonego odbiornika, wciśnięcie przycisku uruchomiło ją na pół minuty. Ciężko się w tym więc połapać – nie ulega wątpliwości, że można było to lepiej dopracować.
Razer Orochi
Orochi zużywa zestaw dwóch baterii w ciągu 2 tygodni – 1,5 miesiąca pracy w trybie bezprzewodowym po 5‑6 godzin dziennie. Pod myszą umieszczony jest dodatkowo przełącznik, pozwalający wyłączyć mysz. To bardzo dobre rozwiązanie, którego zabrakło w Piórkomyszy. Jednak brak prądu nie oznacza znacznych problemów. W sytuacji kryzysowej, lub jeśli potrzebujemy wyższej wydajności, wystarczy skorzystać z załączonego kabla USB, który bez problemu można zapakować razem z myszą do załączonego futerału.
Podsumowując jednak kwestię ekonomiczną, średni koszt pracy Genius Pen Mouse przez miesiąc to ok. 4‑6 zł, natomiast Razer Orochi pochłonie od 3 zł przy pracy mieszanej, (USB / Bluetooth, zależnie od potrzeb) do 12 zł (intensywna praca tylko z wykorzystaniem Bluetooth). Są to więc wartości bardzo zbliżone i wiele zależy od tego, w jaki sposób zamierzamy z urządzeń korzystać. Na pewno Orochi wychodzi zwycięstwo pod względem uniwersalności zastosowania i możliwości zastosowania po rozładowaniu baterii.
Jednakże, różnica w cenie obu produktów również powinna zostać wzięta pod uwagę. Orochi jest w dniu dzisiejszym warta dwukrotnie więcej, niż orientacyjna cena Pen Mouse zamieszczona w recenzji Labu DobrychProgramów. Co ciekawe, Orochi była swego czasu tańsza, co nie zmienia faktu, że, porównując ceny, po jakich zakupiłem oba urządzenia, różnica jest aż trzykrotna!
Opinia „osób z zewnątrz” (dotyczy Genius Pen Mouse) W czasie testowania Pen Mouse, spytałem parę osób o opinię na jej temat. Zdania były podzielone. Jedna z osób określiła to mianem „fajnego gadżetu”, inna „ciekawe urozmaicenie”. Zdarzały się pytania o możliwość pisania z pomocą Piórkomyszy – oczywiście efektem odpowiedzi były zawiedzione miny.
Pozwoliłem też sprawdzić urządzenie mojej dobrej przyjaciółce, która odwiedziła mnie w drugim tygodniu testów. Poradziła sobie od razu, jednak ostatecznie określiła to urządzenie mianem topornego i niewygodnego w użyciu (tak naprawdę, prosiła, abym napisał tutaj: „do du*y to jest!”). Niemniej, z obsługą radziła sobie dość sprawnie, co oznacza, że nie trzeba wiele zachodu, aby opanować kontrolę nad tą niekonwencjonalną myszką.
Podsumowanie
Legenda + zaleta, * pkt. neutralny, - wada
Genius Pen Mouse
+ Pewność uchwytu + Niska waga + Przyjemny design + Innowacyjność + Bogate wyposażenie dodatkowe + Bardzo mały, wymagany obszar roboczy + Świetna funkcja przewijania (Flying-scroll) + Niska cena (orientacyjna [za: DobreProgramy Lab]: 99 zł, możliwy zakup już za ok. 60 zł) + Stosunek doskonały cena/jakość
* Załączona podkładka mocowana jest w sposób mogący uszkodzić blat / półkę, jednak trzyma się bardzo dobrze i zapewnia dobry poślizg urządzeniu
- Nieco zbyt duże zużycie prądu - Wątpliwy zatrzask pokrywy baterii - Niedopracowana końcówka (można było zrobić stopkę z elementami poślizgowymi) - Brak zabezpieczenia optyki przed zakurzeniem i utrudniony dostęp celem wyczyszczenia - Bardzo niewygodne „przeciąganie” obiektów - Nie nadaje się do pisania (bardziej mysz niż piórko) - Brak aktualizacji oprogramowania, brak możliwości pobrania oprogramowania z Internetu - Brak wyłącznika
Komentarz: Bardzo przyjemny gadżet, o wysokim stopniu mobilności. Świetnie się nadaje do współpracy z netbookiem, nadaje się też do codziennych zastosowań. Pozwala zmienić pozycję ręki względem myszy – przyjemne urozmaicenie. Niestety, lista wad i niedoróbek jest spora. Na szczęście, nie wpływa to znacząco na stosunki cena/jakość i cena/funkcjonalność. Niemniej, ktoś mógłby podchwycić pomysł i go dopracować – inaczej, Piórkomyszka pozostanie jedynie „zmarnowaną szansą” na nową gałąź rozwoju urządzeń wejścia.
Razer Orochi
+ Fantastyczna jakość wykonania i dopracowanie szczegółów + Świetny sensor laserowy + Ślizgacze teflonowe + Doskonała ergonomia + Obsługa przewodowa lub bezprzewodowa – podobnie jak flagowy produkt, Razer Mamba + Wbudowana pamięć Razer Synopsis + „On‑the-fly sensitivity” + Bogate wyposażenie dodatkowe + Aktualizowane oprogramowanie, reakcja na uwagi klientów
* Na dodatkową pochwałę (lecz bez plusika) zasługuje świetny sposób zapakowania z dbałością o szczegóły – jako klient czuję się „dopieszczony”
- Fatalny koszyk na baterie (bardzo „nie lubi” akumulatorów) - Drobne błędy w oprogramowaniu (dla trybu bezprzewodowego) - „Pamiętliwy” kabel - Brak funkcji ładowania akumulatorów przy połączeniu kablem - Brak „pochylania” rolki myszy - Wysoka cena (producent: $79,99 = ~220 zł; możliwy zakup za min. 200 zł; pół roku temu o ponad 10% taniej)
Komentarz: Razer Orochi łączy w sobie zalety wielu produktów. Jest przenośna i doskonale się w roli takiego urządzenia sprawuje. Jednocześnie, zawiera doskonały sensor laserowy (model 3G; dla porównania – Razer Lachesis 5600 posiada czujnik 3,5G, a Razer Mamba podwójny czujnik 4G). Podobnie jak flagowy model Razera, można ją obsługiwać przewodowo lub bezprzewodowo za pośrednictwem interfejsu Bluetooth. Odstrasza jedynie cena, która dla przeciętnego użytkownika jest raczej zaporowa, a ostatnio dodatkowo wzrosła w Polsce o ok. 10%. Należy jednak pamiętać, jest to produkt „długowieczny”, bezawaryjny i niezwykle uniwersalny, a wysoka cena wręcz dodaje swego rodzaju „prestiż” jej posiadaczom.
Ocena
Genius Pen Mouse Ostatecznie, Genius Pen Mouse otrzymuje ode mnie ocenę 7,5/10. Jest to wynik bardzo dobry, zważając na wymienione wady. Wynika to między innymi z innowacyjności i braku jakiegokolwiek bezpośredniego konkurenta na rynku. Dodatkowo, polecam ten produkt ze względu na stosunek cena/jakość.
Razer Orochi
Mysz Razer Orochi otrzymuje natomiast 9/10. Ten brakujący punkt wynika z dwóch największych wad – braku opcji ładowania za pomocą kabla USB, oraz zbyt małego koszyka na baterie. Jednak, koniec końców, jest to produkt niemal idealny – mały, przenośny i wydajny. Czego chcieć więcej? Chyba tylko niższej ceny.
Gdzie, co i za ile?
Razer Orochi kupiłem w marcu bieżącego roku w sklepie RAM.net.pl, po atrakcyjnej cenie 180‑kilku złotych. W dniu dzisiejszym, w tym samym sklepie, mysz ta kosztuje ponad 200 zł, co oznacza, że dokonałem właściwego wyboru, kupując ją wcześniej :)
Genius Pen Mouse zakupiłem dwa tygodnie temu w sklepie Merlin.pl, za 65 zł. Jest to cena znacznie niższa od orientacyjnej podanej w ramach recenzji Labu DobrychProgramów (99 zł). Uważam, że zakup ten był świetnym pomysłem, gdyż przy tej cenie, funkcjonalność jest wręcz niewspółmierna.