[Felieton] Microsoft i chłopi pańszyźniani
22.04.2023 | aktual.: 24.04.2023 07:40
Jakiś czas temu czytałem wyciek informacji od jednego z pracowników MS, że Bill Gates zaproponował: albo zabronimy wam korzystać z oprogramowania konkurencji, albo zabierzemy darmowe piwa.
Wspomnę tylko, że picie piwa może upodlić. W ten sposób, chyba w 15‑17 wieku, szlachta starała się ubezwłasnowolnić chłopów pańszczyźnianych. Mieli nadmiar alkoholu, więc wmuszano go w chłopów, by Ci byli bardziej posłuszni. Skutki były opłakane. Nawet księża zarzucali chłopom, że to „psy, nie ludzie, pozbawieni uczuć, dla których liczy się tylko wódka”.
Wiadomo - profesjonalista IT (nie inżynier projektujący mosty czy silniki, nie grafik komputerowy, tylko rasowy profesjonalista IT) potrzebuje często skorzystać z programów nie wydanych tylko pod Windows, jak narzędzi GNU. Ci inżynierowie i graficy wchodzą potem na internet i się kłócą, jaki to Windows nie jest najlepszy, bo jest najpopularniejszy, a pod niego tylko jest AutoCard i Photoshop, chociaż innych CAD‑ów i programów do grafiki rastrowej, ani systemów operacyjnych na uczy nie widzieli. To jest błędne myślenie, bo:
1. Nie koniecznie to najlepsze staje się od razu najpopularniejsze (patrz IE i Firefox)
2. Skoro skutek w implikacji jest spełniony, to niekoniecznie przyczyna musi być, bo dróg do celu często jest wiele, a my nie jesteśmy w stanie wziąć wszystkich zmiennych
W takim razie, profesjonaliści IT, często sięgają po inne systemy, czy to MacOS, czy to Linuksy. Z różnych przyczyn, bo np. szef dostarczył laptopa z preinstalowanym Windowsem, musieli korzystać z półśrodków, jak np. MSYS, CYGWIN czy MINGW, albo maszyna wirtualna z Linuksem.
Nie wiem, czy eksperyment z pracownikami się powiódł. Po pierwsze, ostatnio MS dodał do umów na swoje usługi chmurowe zapis, zabraniający korzystania z produktów konkurencji (konkurencyjnych chmur), więc może się powiódł? Z drugiej strony, wydano WSL, więc może MS się ugiął? Nie wiem.
W każdym razie, to jest to kolejny dowód na to, że korporacje pokroju MS, traktują swoich konsumentów, jak swoją własność. To samo mówi kobieta, gdy facet się nią nie zajmuje i odcina ją od otoczenia - wiem! Ale coś jest na rzeczy, bo wyobraźcie sobie przyszłość, gdy instalując jakikolwiek produkt MS, pozbywamy się prawa do korzystania z produktów konkurencji. MS nie wydał aplikacji do czegoś? Pozostaje napisać ją samemu, a potem oddać za darmo MS prawa autorskie, wraz z kodem, itd. Potem MS pozwoli nam korzystać z niej przez miesiąc za darmo, a potem opłata 2,5 USD dziennie.
Coś takiego jednak dzieje się od dłuższego czasu, np. poprzez DRM, gdzie MS ogranicza swoich konsumentów i całą resztę, by zachować pozycję rynkową. To traktowanie swoich konsumentów, jak swoją własność. Kupiłeś film we Francji i poleciałeś do USA, do cioci? Nie odtworzysz go, bo ma zabezpieczenia regionalne! Spróbujesz ominąć? Poniesiesz konsekwencje! Podobną historię miał Amerykański Prezydent z Prezydentem Francji. Ten drugi „kupił” pierwszemu kolekcję Amerykańskich filmów. Jakie było zdziwienie, gdy filmy pod Windowsem, nie działały. To pokazuje, że Politycy nie rozumieją świata, jaki nam (wraz z korporacjami) urządzili, a co normalnie normalny człowiek. Normalnemu człowiekowi żal czasu na przeczytanie umowy, którą podpisuje, np. licencji, bo licencji stworzono tylko po to, by karać złych piratów.
W licencji World of Goo z CD‑Action był zapis, że będę bronić dystrybutora i producenta tej gry przed sądem każdej instancji. Wiem, że taki zapis nie jest wiążący na całym świecie. Jednak pewnie w jakimś kraju jest, skoro go tam umieścili, bo przecież nie po to, by okłamać konsumenta. Konsument i tak tego nie przeczyta! Wyobraźmy sobie sytuację, że firma ma długi, wierzyciele żądają zwrotu. Firma wysyła mnie do innego kraju, np. Niemiec, USA, bym bronił ją przed sądem. Mam teraz kłamać sąd, że firma na pewno spłaci długi z odsetkami, ale dopiero za dwadzieścia lat? Nie ważne, co bym zrobił, to złamałbym zasady. Ale czy kogokolwiek obecnie obchodzą zasady, skoro ludzie dają się tak traktować, a sami nie czytają tego, co podpisują? Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to wraz z postępem czasu i dobrej woli wielu korporacji, staniemy się niewolnikami producentów rzeczy, z których chcemy korzystać. Już teraz ludzie są nieświadomi, jak siebie dają oszukiwać.
Inną sprawą jest jednostronność podpisywanych umów, co w Polskim prawie (chyba) jest nielegalne. W wielu licencjach jest napisane, że producent może zmienić treść umowy w każdym momencie. Ja miałem tyle szczęścia, że np. Stellaris korzysta z Launchera, więc wyświetlił mi się komunikat, że zmieniła się licencja, zasady korzystania z usług internetowych, a także polityka prywatności. Miałem przez to okazję się z tym zapoznać, ale zajęło mi to parę godzin, zanim mogłem uruchomić grę. W dodatku, to treść części dokumentów, byłą po Angielsku. Co jednak z sytuacją, gdy launchera nie ma? Mam, korzystając z zamkniętego programu, odświeżać co sekundę stronę, na której może pojawić się nowa umowa, co uniemożliwi mi przełączenie na okno programu?
Jeżeli nie zaczniemy działać, to będzie jeszcze gorzej. Ktoś musi posprzątać ten bałagan licencyjny, jaki zgotował nam Bill Gates. Skoro przedsiębiorstwa tworzące oprogramowanie, przy próbie przeforsowania zmian w prawie, nagminnie powtarzają, że chcą tylko, by dobro niematerialne, było traktowane na równi z tym materialnym, to niech SPRZEDAJĄ JE, a nie stosują ścieżkę wytyczoną przez Pana Gate-sa.
Sprzedaż programów istniała wcześniej i konsument miał praktycznie nieograniczone prawa do niego. Wpojona w nas, że na wolnym rynku komercyjnym, to konsument jest panem. W przypadku świata IT, konsument jest ścierwem, jego Panem jest producent dobra, z którego zamierza korzystać.
Dziękuję.