Utopia! v2.0
17.08.2011 20:49
Telefoniczny świat ideałów.
Firma HTC to wbrew pozorom staruszek, który na swoim koncie ma całkiem przełomowe produkty. Tajwański producent telefonów komórkowych zapoczątkował erę smartfonów i był jednym z twórców tego kierunku w postaci jaką znamy teraz. Przez wiele lat kojarzyłem tę markę z dobrą jakością produktów. Gdy ktoś mnie pytał o bardzo porządny telefon w dowolnej cenie – bez wahania polecałem smartfony z ich asortymentu. Trochę tak jakby rekompensując sobie to, że ja takowego nie mogę posiadać. Przez wiele lat byłem użytkownikiem komórek pokroju Sagem, Samsung, Simens (to, że wszystkie zaczynały się na literkę S, jest czystym zbiegiem okoliczności… chyba). Nie oszukujmy się, były i są to firmy, które głównych odbiorców upatrują w segmencie tańszym. Telefony dla zwykłego klienta za niską cenę. Oczywiście poza modelami niskobudżetowymi u całej tej trójki były też takie (i są nadal, jak np. GalaxyS), które stanowczo nie są skierowane do zwykłego Kowalskiego z wypłatą poniżej średniej krajowej.
Nie inaczej w kwestii mojego wyboru miało być tym razem – zamówienie już było złożone i ku mej radości telefon marki Samsung oznaczony pseudonimem Galaxy leciał do mnie w podskokach. Hi end smartfon super turbo hiper ekstra… jedyne czego nie robi ten telefon, to smażenie frytek. Choć pewnie znalazłbym jakąś aplikację, która wspierałaby takową funkcję. Sytuacja jednak nagle się zmieniła i po długich walkach, komplikacjach i jeszcze dłuższym oczekiwaniu ze szczęśliwego prawie-posiadacza Galaxy stałem się 100%-posiadaczem telefonu oznaczonego logiem htc.
Ku mej ogólnej uciesze.
Telefonia komórkowa jest z nami od zawsze. U naszego boku wierna niczym… hola. Mam wątpliwości czy mogłaby się napić alkoholu w niektórych Stanach. 20 lat – mniej więcej tyle można by jej dać zaczynając liczyć mniej więcej od pierwszych motoroli typu M3588, która swoją drogą dobrym telefonem była. Wiem, bo posiadałem. Dwie dekady, cóż to jest? Większość z nas, czytelników blagów na dobrychprogramach pamięta jeszcze czasy, gdy komórkę można było naładować jedynie węglem z deputatu. To jednak minęło i nie oszukujmy się, ale na całe szczęście.
Przeżyliśmy erę antenek wysuwanych kilkanaście centymetrów za obudowę w stylu StarTACa. Jakimś cudem udało nam się wyjść z absurdalnej miniaturyzacji telefonów pokroju Nokii 8210. Nawet nie skrzywiliśmy się na wieść o N‑Gage i jakoś każdy przeszedł obok wbudowanych kamerek z przodu aparatu… bo w końcu po co robić fotki uchu? Po drodze były też jakieś EMSy, ale nawet nie pamiętam dokładnie, co to było.
Możemy cieszyć się, że na naszych oczach poczyniono, tak ogromny skok technologiczny. Gdy jako szkrab, szedłem do pierwszej klasy, rozmyślałem o lotach w kosmos, mumiach, Panu Samochodziku i o tym jak by to zostać strażakiem. Mama odprawiała mnie z plecakiem i czujnym okiem śledziła przez okno aż zniknę za rogiem – skąd było raptem 500 metrów do szkoły. Nie miałem pojęcia, że istnieje jakiś Internet, a o komputerach myślałem tylko w zakresie poczciwego Atari. W przeciwieństwo do dzisiejszego pierwszoklasisty, który nie tylko wie, co to Internet i komputer – on ma to wszystko, a nawet 100 razy więcej, w swoim niewielkim telefonie komórkowym. Może słuchać mp3ki, oglądać filmiki na Jotubie, puszczać głośno urywki z Włatców Much, grać w gierki, kupować postacie w Metinie, robić przelewy internetowe, czytać e‑booki oraz nagrywać dziecięcą pornografię w szkolnej ubikacji. O, prawie bym zapomniał, może też zadzwonić do mamy, że dotarł do szkoły. Tylko po co?
Jak już wspominałem, większość z nas, tylko trochę starszych osób, widziała z roku na rok jak postęp technologiczny nabiera rumieńców. Wszystko, co wyżej wymieniłem, pojawiało się dosłownie na naszych oczach. Nasze doświadczenie w tej dziedzinie powinno być ogromne, bo tak naprawdę widzieliśmy rzeczy, którym ludzie przed lat nie daliby wiary. Komórki w ogniu sunące ku ramionom masztów. Widzieliśmy promienie kosmiczne błyszczące w ciemnościach blisko iPhonów.
Wszystkie te chwile znikają jednak jak łzy w deszczu.
Nie czas jednak umiera, czas przypomnieć sobie co nieco…
Wraz z wielkim skokiem technologicznym poczyniono też skoki mentalne. Dzieci i młodzież urodzona w erze 2G nauczyły się korzystać z telefonów jak z przedłużenia własnego ciała. To normalne. Tak było z samochodami, tak było z komputerami tak będzie z innymi technologiami, które niebawem się pojawią. Dla nich normalnym kanałem komunikacji jest SMS, czy też ściana na dużym białym F. Ale to dzieci. A my? My, trochę bardziej dorośli, dokonaliśmy kroku w tył. Tak, kroku w tył. Nie potrafię bowiem zrozumieć, jakim sposobem podświadomie godzimy się na te wszystkie problemy wynikające z użytkowania cell-phonów.
Zachwycamy się dwurdzeniowymi procesorami montowanymi w niewielkich obudowach, które potrafią porysować się w ułamek sekundy. Aby to się nie stało, kupujemy pokrowce na telefony. Super fajne pokrowce. Designerskie! Wydajemy 100, 200 czasem i nawet 300 złotych na gumową ochronkę, aby nasz telefon za kilka tysięcy się nie porysował.
Czerpiemy przyjemność z cztero calowych ekranów HD z multidotykiem, które na widok jednego ziarenka piasku szczają w gacie ze strachu. O ile ekrany maja gacie i umieją w nie sikać w sposób niekontrolowany. Kupujemy więc ochronki na szybki od zewnętrznych producentów. Tak.
Korzystamy z WiFi, 3G, kamer i MP3 a bateria przez to działa jeden dzień… i jeszcze wmawiają nam że wszystko jest ok., bo tak powinno być, bo tyle prądu zabierają te niezwykle prądobiorcze akcesoria. - „Może drogi kliencie, wyłączysz kilka aplikacji.” A my wierzymy i wyłączamy.
Łykamy to niczym młode pelikany na rui.
Czy wam, drodzy użytkownicy telefonów komórkowych, nie przeszkadza to? Bo według mnie to szaleństwo! Szaleństwo? Nie, to…!
W 2004 roku w moim posiadaniu był telefon niezwykły – Siemens C65. Jeszcze przez długie lata uważany był za jeden z dwóch najlepszych modeli tej nieistniejącej już na rynku komórkowym marki. Drugim był SX1, odnośnie którego miałbym wiele innych ciekawych historii. Wracając do „niebieskiej torpedy”, jak lubiłem nazywać swojego C65, był to kultowy wręcz model. Przez kilka lat cieszył się niesłabnąco popularnością moderów. Widziałem takie perełki jak wersję a aparatem fotograficznym 2 megapikselowym i pamięcią 512MB. Był to okres, gdy ja sam, bawiłem się w odblokowywanie, kombinowanie i modowanie, więc uczestniczyłem aktywnie w różnych rozmowach na forach Siemensowych. Pamiętam jak, mniej więcej w 2004 roku, razem z kolegami udzielaliśmy się w temacie: „Telefon przyszłości”. Zgadywaliśmy tam, co się wydarzy jutro. Po kilku stronach takiej ciekawej dysputy, wspólnymi siłami stworzyliśmy ideał. Oto charakterystyka naszego dziecka: - bateria umożliwiająca pracę przez miesiąc bez ładowania; - niezniszczalna i nie możliwa do porysowania obudowa z czegoś super ultra twardego i lekkiego; - ciepła i przyjemna w dotyku obudowa; - niemożliwe do porysowania szkiełko na ekranie; - mp3ki jako dzwonki, powiadomienia, alarmy, smsy; - aparat fotograficzny o rozdzielczości megafullHD choć jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy o istnieniu fullHD; - wbudowany skaner dokumentów; - wbudowana drukarka dokumentów; - superszybki procesor, hekto-megabajty RAMU i pojemne dyski twarde, niczym w nowoczesnych komputerach; - umożliwiać grę w nowe gry z super grafiką; - niepsujący się joystick – najlepiej analog; - pełna klawiatura, niczym w komputerze, taka, aby nie musieć stukać cztery razy w „jedynkę” aby wstawić kropkę; - diody na obudowie, informujące, że coś się dzieje z telefonem, np. przyszedł SMS od szatana, trzeba go naładować, jest nowy komentarz na moim blagu. - przelewać pieniądze z jednego telefonu na drugi jak za dotknięciem magicznej różdżki; - strzelać laserem!
Jak sami widzicie, wymagania nie są wygórowane. Mało tego, powiem wam, że powstały one nie w wyniku pełnej fantazji naszych szarych komórek, a raczej z czytania różnych rodzajów doniesień prasowych, obietnic, testów. Ludzie z branży gwarantowali mi, że tak będzie wyglądać przyszłość. A ja głupi uwierzyłem w przyszłość. I w plecaki odrzutowe
Teraz wierze jedynie w głupotę ludzi, którzy dają sobie wmówić, że wszystko jest ok. Ale nie, stary. Jest kuresko daleko od ok.
To co teraz?
Pytasz się, co teraz? Powiem ci, co teraz, zadzwonię po paru…
Przypomniałem sobie o tym wszystkim, o moim starym, dobrym C65, o telefonicznym ideale z 2004roku i swoich pierwszych latach w podstawówce w dosyć ciekawym momencie. Gdy rozpakowałem swój nowo nabyty telefon i włożyłem doń kartę SIM rozpoczął się moment wielogodzinnej konfiguracji i ustawiania telefonu pod siebie. W międzyczasie oczywiście zaczęły przychodzić różne SMSy – ku memu zaskoczenia, nad ekranem w momencie gdy w skrzynce odbiorczej zacumowała nowa wiadomość, zaczęła mrugać zielona dioda. To samo zdarzyło się, gdy nie odebrałem połączenia.
Ta niewielka błahostka – dioda, dzięki której nie muszę co chwilę podświetlać ekranu sprawiła, że moje życie stało się lepsze. Natychmiast powróciły wspomnienia, natychmiast przypomniały mi się zmierzchłe czasy i telefon Panasonic GD92, który posiadał tą niezwykłą funkcjonalność. Kolega, który miał ten model bardzo sobie chwalił diodę, zwłaszcza, że gdy ktoś do niego dzwonił, to podświetlała się na różne kolory… ahh… stare czasy.
Po blisko 8 latach różnych zawirowań i trendów wracamy do tak prostych i efektywnych rozwiązań, które nie tylko są funkcjonalne, ale i oszczędzają baterię. Pytanie jest proste, co robili twórcy komórek przez te osiem lat? Bo mam wrażenie, że oni wszyscy siedzieli w jednym biurze i zastanawiali się co wymyślić, aby do telefonów trzeba było dokupować kolejne akcesoria, najlepiej markowe. A przerwach na kawę wpadali na pomysł, na co by jeszcze zrzucić krótki czas pracy na baterii.
Możecie nazywać mnie ignorantem i przytaczać przykłady, dlaczego baterie trzymają tak krótko. Śmiało, piszcie abym wyłączył WiFi, synchronizację i zoptymalizował andka. Krzyczcie, że lepiej było kupić Samsunga trzymające na baterii 13 dni. Nie krępujcie się też w oskarżaniu mnie, że wyładowuje frustracje po tym jak nagle się okazało, że musze podłączać telefon co trzecią noc do prądu a wcześniej podłączałem co tydzień. Zaprotestujcie, że po prostu się nie znam na rzeczy i że każdy powinien być indywidualny a ochronne obudowy umożliwiają właśnie indywidualizację. Udowodnijcie mi łatwo, że nie da rady zrobić tak dużego szkiełka, które nie rysowałoby się. Na końcu po prostu powiedzcie mi prostu w twarz, że powinienem kupić Nokie 3310 i cieszyć się z niej, bo telefon komórkowy ma służyć do dzwonienia i wysyłania SMSów. Zanim jednak to zrobicie, musicie odpowiedzieć sobie na jedno zaje, ale to zaje ważne pytanie: - Jaki jest wasz telefon marzeń?
PS. Mój HTC jest lepsiejszy niż wasz Galaxy.