Takim Cię pamiętam – część 3. Zagadki systemu
10.02.2016 | aktual.: 11.02.2016 21:39
Temat trochę się odleżał, ale nie wynikało to bynajmniej z mojego lenistwa, co chęci porządnego przygotowania się do dalszej części historii.
Tak jak pisałem w poprzednich wpisach, Macintosh Classic trafił do serwisu, a ja długie trzy miesiące musiałem czekać na jego powrót. Nie marnowałem tego czasu. Udało mi się zdobyć oryginalną myszkę - Apple Desktop Bus Mouse oraz zebrać sporą ilość oprogramowania współpracującego z Classiciem. Pewnego dnia zostałem poinformowany telefonicznie o możliwości odebrania naprawionego komputera. Na miejscu powitał mnie uśmiechnięty Pan Grzegorz, który postawił przede mną mojego Macintosha i zapytał:
- Ten komputer wcześniej się uruchamiał ? - Tak - odpowiedziałem zaskoczony - u mnie pracował przez dwa tygodnie, a u poprzedniego właściciela kilka miesięcy. - Dziwne - zamyślił się Pan Grzegorz - A co mu było ? - moja wrodzona ciekawość nie pozwoliła mi się cieszyć samą myślą, że komputer działa. - Otóż... - zawahał się Pan Grzegorz - ktoś go zapomniał przełączyć ze 110V na 220V i przez tak długi okres jakoś sobie radził, ale w końcu nie wytrzymał. Ale już działa. Kiedyś to się robiło porządną elektronikę - westchnął na koniec.
Tak więc wszystko się wyjaśniło i za awarię komputera odpowiedzialnym był... użytkownik. Wydłużony czas naprawy spowodowany był nie tylko faktem, że Pan Grzegorz robił to "przy okazji", ale też problemem zdobycia części na wymianę. Całość kosztowała mnie naprawdę symboliczne 50 zł.
W domu już doczyściłem komputer, klawiaturę, mysz i przystąpiłem do zabawy, a raczej przywracania ulotnej funkcjonalności "lodóweczki".
Komputery trafiające początkiem lat dziewięćdziesiątych na rynek edukacyjny, miały zazwyczaj najniższą z możliwych konfigurację.
- Procesor: Motorola 68000 taktowany 8 MHz
- RAM: 1 MB z możliwością jej rozbudowy przy użyciu specjalnej karty rozszerzeń do 4 MB
- Pamięć masowa: dysk SCSI 40 MB oraz stacja dyskietek 1.44 MB.
Tak więc komputery jakie trafiały do szkół, zazwyczaj miały skromny 1 MB pamięci RAM, co zapewne wystarczało do prostych zadań edukacyjnych. Na szczęście ceny pamięci jak i kart do jej rozbudowy bardzo szybko spadły (choć było to już po okresie świetności Classica) i wiele oferowanych obecnie na rynku komputerów, posiada już większą ilość pamięci RAM.
Także i mój egzemplarz posiadał kartę umożliwiającą rozbudowę RAM, jednakże sloty na dodatkową pamięć były puste, toteż szybciutko przeglądnąłem pudełko z zabytkowymi kościami SIMM i trochę na oślep zainstalowałem dodatkowe 2 MB. Aby komputer był łaskaw ją jeszcze zauważyć, należało przełączyć odpowiednią zworkę na karcie pamięci.
Teoretycznie komputer był gotów do pierwszego uruchomienia. Rzecz w tym, że postanowiłem przeinstalować system na nowo, tak abym był pewny co w nim jest.
Systemowe meandry Classica
Tu muszę przyznać się do mojego błędu, a raczej niewiedzy. Otóż zawsze byłem przekonany, że pierwszym systemem operacyjnym Apple, przemawiającym do użytkownika w jakże pięknym, polskim języku był Mac OS 7.1 PL. Myliłem się. Z błędu wyprowadził mnie były pracownik działu edukacji w dawnym SAD‑zie. Pierwszym, w pełni spolonizowanym systemem na Apple był Mac OS 6.0.8, lecz nie był on dostępny w sprzedaży (lub pojawił się w niewielkich ilościach). Był on preinstalowany na pierwszych Classicach jakie trafiły do polskich szkół. Jego polonizacja była robiona nieco na "wariackich papierach" gdyż wymagała tego umowa z MEN. Kolejne egzemplarze posiadały już system 7.1 PL. Ot, sprawa się wyjaśniła, a ja stałem się nieco mądrzejszy. Dzięki uprzejmości kolegi, stałem się też posiadaczem obrazów dyskietek z tą nieczęsto spotykaną wersją polskiego systemu na Macintosha.
Mimo wszystko docelowo zdecydowałem się na instalację Systemu 7.1 PL. Otóż systemy z rodziny 6, choć zadowalały się nieco mniejszymi zasobami niż System 7 bardzo szybko straciły wsparcie przez wiele ciekawych aplikacji. Ponadto, System 7 wprowadzał większy porządek w teczkach systemowych. No i na Systemie 6 nie "chodzi" Cap'n Magneto...
Tak jak już wspominałem w poprzednich wpisach, problem instalacji czegokolwiek z dyskietek stanowi dziś pewne wyzwanie logistyczne. Dotychczas posiłkowałem się nagrywaniem płyt na iMacu, a następnie przenoszeniem programów z płyt na dyskietki za pomocą Macintosha LC630. Postanowiłem jednak ułatwić sobie całe to zadanie, kupując stację dyskietek na USB. Tym samym mogę zredukować ten niewygodny i ciut przydługi łańcuch przenoszenia oprogramowania. Stację dyskietek podpiąłem do iMaca G4, albowiem tylko komputery pracujące pod systemem nie wyższym niż OS X 10.5.8 potrafią formatować i zapisywać dyskietki w systemie Mac Standard (tylko ten jest zrozumiały dla Classica). Systemy wyższe, potrafią tylko odczytywać takie nośniki, a nie o to mi chodzi.
Zanim jednak zajmę się instalacją nowego systemu, muszę wspomnieć o dosyć nietypowej możliwości jaką oferuje tylko i wyłącznie model Classic. Otóż Macintosh Classic posiada funkcjonalną, choć nieco okrojoną wersję systemu operacyjnego 6.0.7 w swojej pamięci ROM. Aby uruchomić komputer z ROM, należy go uruchomić z wciśniętymi klawiszami jabłko+alt+X+O. Nasuwają się tu pytania, po co Apple umieściło swój system w pamięci ROM i dlaczego tylko w tym modelu.
Otóż w poprzednich modelach dysk twardy często montowany był jako dosyć droga opcja. Uruchamianie komputera z dyskietek choć możliwe, zaczynało sprawiać trochę problemów. Dodatkowe programy zaczynały zajmować coraz więcej miejsca i użytkownik komputera zmuszany był do ciągłego żonglowania dyskietkami tym bardziej, że programy często odwoływały się do dyskietki systemowej. Tak więc programiści Apple wpadli na pomysł, aby system umieścić w pamięci ROM komputera, dzięki czemu użytkownik korzystałby już tylko z dyskietek zawierających oprogramowanie przez niego używane w danym momencie. Pierwotnie Macintosh Classic miał domyślnie uruchamiać się właśnie z systemu zawartego w pamięci ROM, miał bo... koncepcja się zmieniła. Ceny dysków zaczęły spadać i z wyposażenia opcjonalnego, dyski stały się wyposażeniem standardowym. Ponieważ tuż przed rozpoczęciem produkcji Classica rozważano jeszcze opcję sprzedaży komputerów bez dysków twardych, nie usunięto Systemu 6.0.7 z pamięci ROM, jednak wyłączono możliwość domyślnego uruchamiania komputera z ROM. Podobno pierwsze Macintoshe LC też posiadał system operacyjny w pamięci ROM, jednak Apple definitywnie zablokowało możliwość uruchamiania komputera tą drogą - dziwne byłoby to posunięcie, bo pierwsze egzemplarze LC sprzedawane było w wersji bez HDD, za to z dwoma stacjami dyskietek.
System 6.0.7 ROM
Uruchamianie komputera z systemu zawartego w pamięci ROM generuje szereg korzyści. Nie tylko odpada nam konieczność żonglowania dyskietkami, ale komputer uruchamia się zdecydowanie szybciej. Nic dziwnego, prędkość pamięci ROM jest nieporównywalnie większa niż prędkość transmisji danych ze stacji dysków i odrobinę szybszy niż to, co oferowały pierwsze dyski SCSI.
Przy okazji kolejna sztuczka, rozwiązująca problemy instalacji systemu na starych komputerach Apple. Dyskietki instalacyjne oczywiście zawsze mają stosowny plik - installer. A co jeśli nie mamy dyskietek instalacyjnych ?
Sprawa jest dosyć zabawna. Jeśli mamy pod ręką dysk twardy zawierający już zainstalowany system operacyjny (ważne, aby był kompatybilny z naszym komputerem), dyskietkę czy tak jak w przypadku Macintosha Classic - system w pamięci ROM, wystarczy przenieść Teczkę Systemową (System Folder) na twardy dysk lub nośnik z którego będziemy uruchamiać nasz komputer. To w zupełności wystarczy do poprawnej pracy komputera.
Teczka Systemowa to oczywiście zbiór plików i katalogów, które w zależności od wersji systemu, zawierały font, rozszerzenia, tablice kontrolne i inne dodatki niezbędne do pracy komputera. Co jednak, jeśli chcemy zaoszczędzić miejsce ? Np. na dyskietce potrzebujemy mieć system i jakiś program... dajmy na to edytor tekstu.
Najważniejsze pliki w Teczce Systemowej to Finder oraz System. Jeśli są tylko te dwa pliki, to Macintosh działa (choć jego funkcjonalość będzie nieco ograniczona), resztę można pominąć. Jeśli ktoś chciał przetestować na swoim komputerze np. inną wersję systemu, wystarczyło zmienić nazwę katalogu zawierającego Finder i System i komputer traktował to już jako zwykły, katalog z którego się nie uruchomił. Tak więc wystarczyło wrzucić nową Teczkę Systemową, w starej zmienić nazwę i zrobić restart. Komputer uruchamiał się już z nowego systemu. Aby wrócić, wystarczyło przywrócić nazwę starego pliku, w nowym zmienić nazwę i komputer już uruchamiał się ze starego systemu.
I tu przypomniał mi się niezły "przekręt" stosowany czasem przez redakcyjnych informatyków. Gdy dziennikarz miał już gotowy tekst, korzystając z jego nieobecności, częstej bo palili jak smoki, podmieniało mu się nazwę pliku Finder na cokolwiek. Po kolejnym uruchomieniu komputera, zrozpaczony dziennikarz zamiast startującego komputera widział tylko pytajnik świadczący o tym, że komputer nie może znaleźć systemu. Przerażony niechybną utratą swojej pracy, prosił kogoś o pomoc. Uczynny ktoś uruchamiał komputer z dyskietki, siedział 15 minut klikając bez sensu, po czym przywracał nazwę Teczce Systemowej, mówiąc:
Ciężko było, ale tym razem się udało....
Komputer cudownie się uruchamiał, praca dziennikarza nie zniknęła, a ten przepełniony szczęściem leciał po piwo dla geniusza....
Pierwszy polski Mac OS
Wielokrotnie podczas wcześniejszych wpisów, sugerowano mi opisanie historii Mac OS. Temat tyleż ciekawy co i czasochłonny. Zatem dziś nieco więcej o systemie, pierwszym, polskim, oficjalnym Mac OS.
Jak już uprzednio wspominałem, oficjalne wejście na rynek Apple wiązało się z szeregiem, wzajemnie powiązanych wydarzeń.
W 1990 roku Ryszard Łada - urodzony w USA, ale jak widać z nazwiska, polskiego pochodzenia - zainteresował się otwierającym się, polskim rynkiem komputerowym. Ryszard Łada pracował w dziale marketingu Apple i otrzymał zadanie by sprawdzić możliwość wprowadzenia komputerów Apple do polskich szkół. W 1990 roku przyjechał do Polski i po szeregu rozmów dowiedział się, że istnieje możliwość wprowadzenia komputerów Apple do szkół, ale pod szeregiem warunków, a jednym z nich był wymóg polskiej wersji językowej systemu operacyjnego Mac OS. Ryszard Łada nawiązał więc kontakt z pewnym człowiekiem, mieszkającym w Polsce i absolutnie zakochanym w komputerach Apple - Kubą Tatarkiewiczem. Kuba Tatarkiewicz amatorsko i nieoficjalnie dokonywał polonizacji systemu Apple.
W 1986 r. trochę dla zabawy zrobiłem lokalizację systemu operacyjnego Mac OS. Nie miałem profesjonalnych narzędzi, ale nie było to znowu aż tak trudne zadanie. Przez kilka lat moja wersja systemu krążyła wśród użytkowników Macintoshy, trafiła w różne miejsca, w tym także do Stanów i do... Watykanu. Kuba Tatarkiewicz
Drugą osobą z którą Ryszard Łada nawiązał kontakt był Andrzej Teleżyński, który wraz z Kubą Tatarkiewiczem prowadził niewielką firmę "Tatarkiewicz, Teleżyński i Syn", nieoficjalnie serwisującą sprzęt Apple. Za pośrednictwem Ryszarda Łady, zawarli oni z Apple umowę na stworzenie oficjalnej, polskiej wersji Mac OS 6. W ramach umowy, skierowano ich na specjalne szkolenie do europejskiej centrali Apple w Paryżu, gdzie powstał pierwszy słownik lokalizacyjny.
Sam proces polonizacji nie był tak prosty jak przy współczesnych systemach. Nowa wersja językowa wymagała stworzenie odpowiedniego "obłożenia" klawiatury oraz stworzenie zasobów i fontów, które zostaną dołączone do systemu Mac OS. Warto tu podkreślić, że dokładanie nowych języków wymagało pewnej ingerencji w pliki systemowe. Apple nie udostępniało dokumentacji systemu, lecz specjalne narzędzie za pomocą którego wykonywano tłumaczenia poszczególnym pozycji menu, komend, przycisków i innych elementów składowych systemu. Rzecz zabawna, bo wśród nich były nawet takie komunikaty systemowe, których użytkownicy nigdy nie miel okazji zobaczyć na żywo i ciężko czasem im było dobrać odpowiednie tłumaczenie do kontekstu.
Pod koniec 1990 roku Kuba Tatarkiewicz, ze wstępnie spolonizowaną wersją Mac OS 6 pojechał do Cupertino, aby Apple mogło ostatecznie zaakceptować ich pracę.
Ostatecznie cel został osiągnięty i polski system Mac OS 6.0.8 trafił na komputery jakie miały znaleźć się w Polsce. Tłumaczenie systemu, choć wykonane w pośpiechu, było bardzo dobre i ciekawe. Tłumacze użyli zwrotów, których próżno szukać w innych systemach, a których logika jest bardziej oczywista niż logika prezentowana przez tłumaczy Windows 3. To właśnie wówczas powstało Biurko (Desktop), a nie jak na Windows Pulpit.
Inną ciekawostką polonizacji, niestety już nieobecną we współczesnych systemach jest przycisk "Cancel". Ten często widywany przyciski we wszystkich, spolonizowanych wersjach klasycznego Mac OS tłumaczony był jako "Poniechaj". Gdy tłumaczenie OS X dostało się w ręce "zawodowych" tłumaczy systemowych, tradycyjne "Poniechaj" zostało zastąpione przez "Anuluj". Niby nic, a jednak.... jak można anulować coś, co się jeszcze nie zaczęło ? Tradycyjne "Poniechaj" jakoś bardziej mi pasuje do nie wykonania operacji usuwania śmieci ze śmietnika na biurku.
Także zasługą Kuby Tatarkiewicza i Andrzeja Teleżyńskiego było kontrowersyjne do dziś obłożenie klawiatury naszymi narodowymi znakami.
Ta klawiatura do dziś odbija się nam czkawką, bo ludzie piszą na forach: co to za idiota wymyślił, że „ż" ma być na klawiszu „x"? Jak to kto? To właśnie my! To było logiczne, bo skoro wszystkie akcenty polskie uzyskuje się przez naciśnięcie klawisza „option/ALT" i danej litery, to musi to także dotyczyć „ź". Litera „z" ma w języku polskim dwa różne akcenty górne, więc przyjęliśmy, że drugi, inny (kropka), będzie nad „x", występującym na amerykańskiej klawiaturze obok „z". Kuba Tatarkiewicz
Nie wszystkie tłumaczenia były trafione i poprawne. Niektóre z nich mogą dziś śmieszyć lub sprawiać, że zaczniemy się zastanawiać co autor miał na myśli. Nie wynikało to szaleństwa Kuby Tatarkiewicza i Andrzeja Teleżyńskiego, ale z faktu, że nikt wówczas jeszcze nie tłumaczył systemu operacyjnego na taką skalę. Tak więc:
- File Server - stał się podawaczem plików
- Router - drużnikiem
- Click - puknięcie
- Ikona - znaczek
Dodajmy, że język polski jest rozwlekły, a dochodzi jeszcze piekielnie trudna kwestia odmiany. W polskim występuje też liczba wielomnoga. Gdy pojechałem prezentować nasze dzieło w Cupertino, to ludzie z Apple złapali się za głowę, twierdząc, że nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z takim językiem. Jeden plik, dwa pliki, pięć plików... Z punktu widzenia lokalizacji komunikatów systemu - zgroza. Kuba Tatarkiewicz
Jeżeli ktoś z czytelników myśli, że było to szalone, powiem nie prawda. Niejaki pan Bielecki, piszący początkiem lat dziewięćdziesiątych książki informatyczne, przez wiele lat promował urządzenie stoło-kulotoczne.
Samo tłumaczenie systemu nie wystarczyło, by Macintosh pojawił się w polskich szkołach. Apple oczekiwało, że na polskim rynku znajdzie się jakaś firma, która zachce zająć się dystrybucją bądź co bądź drogiego jak na ówczesne czasy sprzętu. Kuba Tatarkiewicz i Andrzej Teleżyński rozpoczęli poszukiwania firmy, która by się tym zajęła, ale chętnych niestety nie było. Odstraszała mniejsza popularność komputerów Apple oraz bardzo surowe wymagania Apple co do warunków finansowych i realizacji zadań związanych z marketingiem. Chcąc nie chcąc, pionierzy Apple w Polsce postanowili założyć własną firmę i wciągnąć do spółki kogoś, kto dysponuje większymi funduszami i biznesowym doświadczeniem. Tak pozyskano właściciela nieźle prosperującej firmy Weltinex, a prywatnie sympatyka Macintosha - Bogdana Jędrzejczyka z Bydgoszczy. Nowo powstała firma przyjęła nazwę SAD - pochodzącą od "Sad people" (przypuszczam, że pochodziło to od Sad Mac, czyli ekranu zawieszonego Mac OS). Później środowisko Apple nazywało pracowników SAD‑u zwyczajnie - SADystami.
Wbrew obawom założycieli SAD‑u, biznes całkiem nieźle się rozwijał. Choć na dostawach edukacyjnych SAD jako firma nie zarabiał, a tylko w nich pośredniczył, powstanie firmy zbiegło się z niezwykle dynamicznym rozwojem rynku DTP, polskie wydawnictwa i redakcje masowo przesiadały się na nowoczesne komputery do DTP, a tu Apple wówczas nie miało konkurencji... no może niewielką ze strony umierającego Atari.
Wróćmy jeszcze na chwilę do samego systemu. System 6.0.8 z dzisiejszego punktu widzenia prezentuje się dosyć skromnie. Daremnie szukać tu kompleksowych rozwiązań programowych, jakie dziś dostarcza Apple ze swoimi komputerami. Nie uświadczymy ty nawet najprostszego edytora tekstu czy edytora graficznego. Zadania te realizować miały sztandarowe wówczas programy Apple - MacWrite i MacDraw. Na szczęście dyskietki z nimi znajdowały się w każdym pudełku z nowym Macintoshem, nawet tak budżetowym jak przyczyna powstania tej serii wpisów - Macintoshu Classic.
Jak wspominałem na wstępie, System 7 wprowadzał porządek w systemie plików Mac OS. Teczka Systemowa Systemu 6 była swoistym, choć na szczęście niezbyt przeładowanym miejscem, gdzie mieściły się wszystkie, niezbędne do pracy Macintosha elementy. W rzeczywistości, użytkownik nie miał potrzeby tu zaglądać (zazwyczaj) gdyż do niemal wszystkich elementów był dostęp z pozycji menu jabłka, lub są to elementy Tablicy Kontrolnej.
Skoro jesteśmy już przy tablicy kontrolnej pamiętam, że niezwykle imponowało mi wówczas programowe sterowanie jasnością ekran. Funkcja ta wynikała bezpośrednio z konstrukcji Macintosha i była dostępna tylko na komputerach typu All‑In-One.
Computer Apple, o czym wspominałem już wielokrotnie, były świetnymi maszynami do zadań związanych z DTP. Początkiem lat dziewięćdziesiątych, najczęściej spotykaną drukarką domową była drukarka igłowa. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na drogie drukarki atramentowe, natomiast drukarki laserowe pozostawały w zasięgu tylko bogatych firm i przedsiębiorstw. Nic dziwnego, skoro zawierały one nierzadko procesory takie same jak komputer, z którym przyszło im współpracować.
System 6.0.8 posiadał gotowe sterowniki do drukarek Apple, gdyż to właśnie Apple najczęściej dostarczało drukarki do swoich komputerów. Nie były to urządzenia autorskie Apple. Najczęściej konstrukcyjnie opierały się na produktach HP czy Canona. Jednak dzięki temu, użytkownik mógł bez najmniejszych kłopotów podpiąć swoją drukarkę Apple do komputera i niemal odrazu na działała.
Równie łatwo było uwspólnić podpiętą drukarkę innym użytkownikom połączonym za pośrednictwem sieci AppleTalk. Jeśli drukarka umożliwiała taką pracę (a chyba wszystkie umożliwiały) osoba pragnąca skorzystać z naszej drukarki w swoim wybieraczu musiała puknąć w drukarkę AppleTalk. Ot cała filozofia.
Ps: Może ktoś mi wyjaśni to przedziwne zjawisko. Na zdjęciach zawierających system, jest czarno biały wzorek biurka (naprzemiennie białe i czarne pola). Dokładnie widać go na powiększeniu poszczególnych zdjęć. Gdy zdjęcia są w miniaturze, występują plamy jaśniejsze. Rzecz ciekawa, bo na monitorach CRT obraz jest zawsze prawidłowy, na LCD zawsze są te plamy, a na TFT to już różnie bywa. Może ktoś wie o co w tym chodzi ?