Historia o zombie i ich polonizacji
05.04.2017 | aktual.: 06.04.2017 06:44
Nie dalej jak trzy lata temu, USA opanowała swoista i zabawna fobia. Atak zombie. Za sprawą nagłej popularności apokaliptycznego ataku „umralaków” stały bez wątpienia komiksy Roberta Kirkmanna z serii „The Walking Dead”, seria rozmaitych mniej lub bardziej bezsensownych produkcji filmowych oraz oficjalny scenariusz odparcia ataku Zombie, sporządzony przez planistów Pentagonu i ujętych w dokumencie CONPLAN 8888 z dnia 30 kwietnia 2011 roku i znanego także pod nazwą „Plan Przeciwdziałania Dominacji Zombie” Całość została skutecznie podsycona przez rozmaite portale zajmujące się teoriami spiskowymi, upatrującymi w kombinacji - oficjalny dokument Pentagonu oraz liczne produkcje filmowe i książki – zapowiedzi kataklizmu, który szykują nam władze, chcące wprowadzić ogólnoświatową dyktaturę i New World Order (czy jak to się tam zwie). Zaczęto prześcigać się w wynajdywaniu coraz to bardziej przekonujących argumentów, świadczących o tym, że ktoś postanowił wyeliminować sporą część ludzkiej populacji, a pozostałą część zamknąć w dobrze kontrolowanych obozach. Być może…
Pojawiały się więc zdjęcia składowanych przez rząd USA plastikowych trumien i worków mających pomieścić ogromne ilości zwłok — Zombie i ich ofiar. Pojawiły się zdjęcia i opisy przewoźnych spalarni zwłok, zlokalizowanych na ciężarówkach. Podpierano się oficjalnymi zapisami dokumentu Pentagonu, który mówił nie tylko o sposobie obrony przed „umarlakami”, ale także dość precyzyjnie określającym ich rodzaj.
CONPLAN 8888 rozróżnia aż osiem rodzajów zombie, ale na szczęście nie wszystkie zombie są groźne dla gatunku ludzkiego. Ciężko się będzie obawiać zombie wegetarian czy tzw. „chickien zombies”, czyli zombie kurczaki.
Oczywiście teorie spiskowe mają swoich zwolenników dopatrujących się w przywołanym dokumencie Pentagonu poważnego zagrożenia dla gatunku ludzkiego, ale zombie jako zjawisko ma też i swoich przeciwników, dopatrujących się w nich ciekawostek tej samej klasy jak UFO, Ludzie Jaszczury i tym podobne postacie ze świata całkiem rozbudowanych światów fantastycznych. To ostatnie stanowisko wydają się też potwierdzać osoby związane z CONPLAN 8888, które poinformowały, że dokument ten jest analizą sytuacji bardzo wyjątkowej i sposobom postępowania w jej trakcie. Wiele ujętych w CONPLAN 8888 zagadnień może równie dobrze dotyczyć np. pandemii nieznanej choroby. Dlaczego więc zombie ? Bo stworzenie jakiegokolwiek dokumentu opisującego bardziej realną sytuację, mogłoby wzbudzić uzasadnione obawy, że… coś jest na rzeczy.
Pozostawię jednak teorie spiskowe na boku i zajmę się samymi „zombie”, które swego czasu zwyczajnie mnie odrzucały. Nie, nie dlatego, że uważałem widok rozłupywanych czaszek „umarlaków” za widok odrażający w równym stopniu, jak widok zombie rozrywających na części człowieka i konsumujących jeszcze ciepłe zwłoki. Uważałem, że zombie jako postacie fikcyjne, są po prostu idiotyczne, podobnie jak cały, wykreowany świat, w jakim przyszło im się pojawić. Jeszcze bardziej utrwaliła mnie w tym przekonaniu sytuacja, gdy w poczekalni pogotowia ratunkowego, około północy na ogromnym telewizorze dane mi było oglądać beznadziejną walkę ludzi z hordami pożerających ich zombie, a jedyną odskocznią od tych beznadziejnych obrazów było obserwowanie bandaża na moje ręce, zmieniającego kolor z białego na czerwony, co było efektem pogryzienia przez całkiem sporego psa. Wówczas to pomyślałem, że puszczanie filmu o zombie w poczekalni pogotowia musi być efektem wyjątkowego poczucia humoru personelu, a ja powinienem być szczęśliwy, że pogryzł mnie tylko pies, a nie zombie.
Niechętnie odnosiłem się też do wszelkich filmów, gdzie „zombie” się pojawiało, choćby na chwilę. Do czasu, gdy postanowiłem się przemóc i oglądnąć pierwszy odcinek popularnego serialu „The Walking Dead” bazującego na komiksach Roberta Kirkmana i świecie przez niego wykreowanym. Tylko przez uczciwość dodam, że zmusiłem się do jego oglądnięcia z zamiarem zebrania argumentów do rozmowy, potwierdzających moje podejście – zombie jest idiotyczne. Niestety, po pierwszym odcinku postanowiłem obejrzeć drugi (aby się utwierdzić w moich poglądach), później trzeci i tak poszło. Nie wiem, czy wszyscy doszukują się jakichkolwiek wartości w tym serialu, ja je jednak znalazłem – zachowanie się grupy ludzkiej w obliczu permanentnego zagrożenia. Bardzo szybko złapałem to, co wydaje się na początku mało oczywiste – większym zagrożeniem dla ocalałych są inni ludzie, niże same zombie.
Zmiana mojego nastawienia do zombie może nie osiągnęła stopnia fascynacji, ale sam serial wciągnął mnie na tyle mocno, że dość niecierpliwie wyczekuję kolejnych odcinków. Skoro muszę czekać na kolejne odcinki, postanowiłem sięgnąć także po grę, bo i taka powstała. Nie będę tu tworzył szczegółowej recenzji gry „The Walking Dead”, bo gra nie jest już młoda, a i bez trudu znajdziecie w sieci nie tylko recenzje, ale także dość dokładne poradniki postępowania w grze. Postępowania, bo nie sposób jej nie ukończyć. Gra cechuje się naprawdę fantastyczną, komiksową grafiką i nieliniową fabułą. Jest to typowa gra przygodowa, podczas której musimy rozwiązywać zagadki, prowadzić rozmowy i podejmować decyzje, czasem bardzo ciężkie, tym bardziej że od nich zależy dalszy przebieg fabuły, a na podjęcie decyzji mamy zaledwie kilka sekund. Co naprawdę warte podkreślenia, fabuła gry dopasowuje się do decyzji podjętych przez gracza. W zasadzie to nawet mam wątpliwości, czy „The Walking Dead” to gra, czy interaktywny film animowany, w którym bierzemy udział jako główny bohater wydarzeń i mamy wpływ ich na przebieg.
"The Walking Dead: Sezon 1" ma strukturę budowy fabuły bardzo zbliżoną do telewizyjnego serialu. Sezon składa się z pięciu epizodów następujących kolejno po sobie. Każdy epizod wiąże się z rozwiązaniem konkretnego problemu i decyzje podjęte w danym epizodzie mają bardzo wymierny wpływ na przebieg wydarzeń w kolejnych częściach. Wiąże się to nie tylko ze zdobytymi przedmiotami, ale co najważniejsze, z tym, jak nas traktują i odbierają pozostali członkowie grupy oraz z tym, kto w naszej grupie przeżyje, a kogo musimy poświęcić. Są i takie, niezwykle trudne decyzje. W sytuacji, gdy mamy możliwość uratowania jednego z dwóch członków grupy, na podjęcie decyzji i działań zazwyczaj jest kilka sekund, a każdy członek grupy ma jakieś swoje specyficzne cechy, mogące pomóc w dalszej rozgrywce. Nic więc dziwnego, że szybko złapałem się na tym, że starałem się pomóc tym członkom grupy, których darzyłem większą sympatią. Głupie, bo nie kierowałem się możliwościami postaci.
Wydatek 99 zł (na GOG.com) na grę o zombie wydawał mi się mocno wątpliwy. Jednak promocja wiosenna umożliwiła mi jej zakup w cenie 24 zł oraz 5 zł za dodatek „400 Days”, co moim zdaniem było już kwotą akceptowalną jak na eksperyment z grą o zombie. Nieco martwił mnie fakt, że w grze jest masa dialogów i innymi postaciami, a czas na odpowiedź najczęściej mocno ograniczony. Gra występowała w wersji angielskiej, włoskiej i niemieckiej. Na komputery PC pojawiła się też całkowicie spolonizowana wersja gry, ale była ona niedostępna na GOG.com.
Poszukiwania w Internecie doprowadziły mnie do tzw. polonizatorów do gry, ale one miały działać tylko na komputerze z Windows. A więc ja, jako posiadacz OS X znowu byłem w przysłowiowym „lesie”. Postanowiłem jednak się nie poddawać, a rozwiązanie okazało się bardzo proste i co ważne, skuteczne.
Wystarczy pobrać pliki ze spolonizowanym archiwum. Po jego rozpakowaniu otrzymujemy pliki z polskimi napisami, odpowiednio do każdego epizody gry. Na OS X klikamy prawym przyciskiem myszy na ikonie gry i wybieramy opcję „Pokaż zawartość pakietu”.
Po kliknięciu zawartość (katalog „Contents”) wybieramy kolejno „Resources” oraz „Pack”. Tu pojawiają się katalogi z kolejnymi epizodami gry i właśnie do nich wystarczy wrzucić pliki polonizujące, pamiętając o tym, by każdy plik trafił do odpowiedniego epizodu gry. W samej grze pozostaje nam jeszcze włączyć opcję wyświetlania napisów podczas dialogów i w ten oto prosty sposób możemy na OS X cieszyć się polską wersją gry „The Walking Dead”.
Zakup gry okazał się zakupem bardzo trafionym i „The Walking Dead” idealnie trafia w mój gust. Nie jest zbyt trudna, by zniechęcać, ale też nie na tyle łatwa, by ją skończyć bez konieczności główkowania. Dodatkowym argumentem jest naprawdę świetna, komiksowa oprawa graficzna i fantastyczne tło muzyczne. Nieliniowa fabuła gry, zależna od naszych decyzji sprawia, że nawet po jej skończeniu można zagrać ponownie obierając zupełnie inną ścieżkę postępowania. I wiecie, czego żałuję ? Tylko tego, że promocja na GOG.com się skończyła, a ja kupiłem tylko jeden sezon gry. Telewizyjna, siódma już seria, także chyba dziś się kończy.