Out There: Oceans of Time - ekonomiczna eksploracja kosmosu [Recenzja]
26.05.2022 21:08
Gier o kosmosie jest całkiem sporo. Był taki czas, szczególnie w latach '90, gdy gier o tematyce kosmicznej powstawało na pęczki. Wing Commander, Star Treki oraz nowe odsłony Gwiezdnych Wojen. Producenci dość szybko podłapali jakie gatunki się najlepiej sprzedają, tworząc bardzo wiele gier symulacyjnych, akcji oraz surviwali. Dopiero pod koniec stulecia, gdy zaczęły górować tytuły strategiczne pokroju serii Age of Empires, wielu producentów postanowiło połączyć gatunki strategii z rozwojową eksploracją kosmosu. Tak właśnie powstały wyśmienite strategie kosmiczne, Stellaris, Total Annihilation czy super trudny Dark Colony, o serii X-Com nie zapominając.
Dziś chciałbym wam przedstawić nową grę Mi‑Clos Studio. Kontynuacja, nawiązująca do aspektów fabularnych, wydanego w 2015 roku rougelike Out There: Ω Edition. Twórcy postawili przed sobą nie lada wyzwanie - stworzyć bardzo rozbudowany symulator gospodarczy, oparty na surviwalu, eksplorowaniu nowych planet i zarządzaniu załogą. Gracz zostaje już na samym początku wrzucony w wir podróży kosmicznych, które nie są już niczym nowym, wręcz powszednim. Gra ta jest dobrym przykładem produkcji, w których zaczniemy odkrywać nowe planety, zbierać zasoby, wchodzić w interakcje z nowo poznanymi rasami, a także zarządzać własnym statkiem kosmicznym. I choć na pierwsze skojarzenie widząc fragment rozgrywki, oczami wyobraźni łączymy ze sobą takie No Man Sky ze strategią czasu rzeczywistego, to niestety już tak kolorowo nie jest.
Gra prezentuje kampanię narracyjną, w której gracz będzie miał sporo do podróżowania, odkrywania wątków pobocznych, a także decydowania, na co przeznaczać, zebrane podczas przygody surowce. I choć aspekt mechaniki gry wydaje się być prosty i przejrzysty, to cały problem dotyka budowanie świata na podstawie bardzo skomplikowanej polityki galaktycznej oraz dyplomacji. Na początku przygody oraz po kilku godzinach spędzonych w grze, miałem nieodłączne wrażenie, że uczestniczę we wstępnej alfie produkcji wczesnego dostępu. Może nie jest to poziom premierowego No Man Sky, bo gra jest w kwestii mechaniki dopracowana, ale poprzez ciągły grind po surowce czy wręcz wymuszoną ekonomię, gracz w ogóle nie odczuwa znaczącego progresu.
Patrząc na ekran główny, mamy wrażenie, że gra jest zwykłym klonem futurystycznej Cywilizacji, pomieszanej z grami z serii X‑Com i mieszanką systemu turowego. I w pewnym sensie tak właśnie jest. Gracz przylatuje ze swoją załogą na nieznaną planetę, odkrywają jej tajemnice, wydobywają surowce i odlatują. Taka filozofia rozgrywki jest tutaj na porządku dziennym. Magia ekonomiki dzieje się jednak w przypadku handlowania z innymi rasami, przeznaczania zebranych surowców na rozwój statku, technologii lub umiejętności załogi, a w ramach podreperowania budżetu, sprzedaży w punktach handlowych. W trakcie ekspedycji załoga może znaleźć artefakty, które po wyposażeniu przez postać, mogą dać różnorakie efekty. Niestety nie są to znaczne bonusy poszerzające statystyki, więc równie dobrze, mogłoby ich nie być. Gromadzenie zasobów i zarządzanie nimi to niekończąca się gra w uzupełnianie podstawowych systemów statku. Po pewnym czasie dostrzegamy jakikolwiek brak głębi w takiej czynności. Jest po prostu nudna i strasznie powtarzalna.
Odwiedzanie cywilizowanych planet lub wiosek na niegościnnych planetach często daje możliwość krótkiej interakcji z mieszkańcami. Bez względu na wybraną opcję dialogową, wydaje się, że istnieje niespójność między tym, co mówi okno dialogowe, a jego faktycznym wpływem na rozgrywkę, co zasadniczo sprawia, że interakcja jest dziwna. Na przykład podczas rozmowy obraziłem sklepikarza do tego stopnia, że wyjął broń i wyraźnie nie był zainteresowany dalszą interakcją. Mimo to dalej mogłem z nim wymieniać się towarami. To, co twórcom znacząco się udało, to system zarządzania statkami kosmicznymi. Każdy z nich ma swoje unikalne statystyki, miejsce na moduły a wybrana przez nas klasa statku, określa odmienne surowce do zbierania. Wybierając unikalny statek, może okazać się, że zbierane w pocie czoła unikalne surowce staną się jak najbardziej potrzebne.
O jakości otoczki audio-wizualnej wolałbym się nie wypowiadać. Zastosowane aspekty graficzne zostały tu przedstawione bardzo dwojako. Nie są one w żaden sposób imponujące, bardziej bym napisał, że w pełni akceptowalne. Modelom trójwymiarowym brakuje wielu szczegółów, przez co mamy wrażenie grania w produkt niskobudżetowy, niedokończony. Boli to tym bardziej że projekty graficzne obcych cywilizacji są całkiem zgrane i ciekawe. Ogólnie świat gry został przedstawiony bardzo interesująco, ale ilość drobnych i często nieprzemyślanych błędów, psuje efekt finalny.
Największym problemem w grze jest niejasność informacyjna. Interfejs rozgrywki nie pomaga ze względu na jego wątpliwą organizację i brak kluczowych informacji w menu. Poza tym gra działa bez większych problemów, daje możliwość zarządzania flotą i ciągłego rozbudowywania statku oraz załogi, za pomocą zdobytych podczas eksploracji surowców. Na tę chwilę Out There: Oceans of Time to zaledwie "ostry cień mgły" (:D) wielkiej burzy, jaka miała nadejść wraz z wczorajszą premierą gry. Przed twórcami jeszcze masa roboty, by odpowiednio dopieścić mechanikę gry, naprawić wiele błędów mechaniki oraz odpowiednio wyważyć gameplay między eksploracją a zarządzaniem surowcami.
* - klucz recenzencki otrzymałem od agencji Kool Things. Dzięki za wsparcie!