Fuzja turowych Heroesów z X‑COM? Owszem! Fort Triumph nareszcie na konsolach!
27.08.2021 | aktual.: 27.08.2021 22:03
Odkąd po raz pierwszy zasiadłem przed domowym komputerem PC, w moje łapska trafiło wiele znanych, specjalnie wyselekcjonowanych gier. Wśród nich znalazło się wiele tytułów akcji, platformówek oraz dwie pierwsze części kultowego Heroes of Might and Magic. Zakochałem się w tym "na oko" prostym, ale mocno rozbudowanym systemie, poświęcając mu najlepsze lata mojego dzieciństwa. Gdy swoją premierę miała część trzecia, gdzieś na boku natrafiłem na bogatą serię X-COM wraz z niedawną, nową grą studia: Interceptor.
Mając porównanie do obu rodzajów gier, zamiłowania do taktyki, strategii oraz często nieprzemyślanych decyzji i ich skutków, na przełomie wielu lat bardzo chętnie sprawdzałem jak na tle ulubionych klasyków wypadają takie gry jak pełna seria Commandos, Jagged Alliance czy dość ciepło przyjęty Mutant Year Zero: Road to Eden. I choć na przełomie lat, taktycznych gier pojawiło się całkiem sporo, to zaledwie kilka z nich zasługuje na jakiekolwiek zainteresowanie. Po ograniu kilkunastu godzin w konsolową wersję Fort Triumph jestem zdania, że do tego zaszczytnego grona dołączył nowy, świeży gracz na rynku elektronicznej rozrywki.
Bosze, gram na konsoli!
W moim komputerowym hobby nadeszła dość mocno nieoczekiwana zmiana. Nie tak dawno stałem się posiadaczem konsoli Microsoft Xbox Series S. Jako czynny użytkownik komputera stacjonarnego z pieśnią PC Master Race na ustach wychwalałem pod niebiosa ten jakże kompromisowy zestaw pod granie, multimedia i pracę. Jakaś część mnie urosła, inna umarła i zrobiłem ten pierwszy - zobaczymy czy właściwy - krok. Tak się złożyło, że pod koniec trzeciego tygodnia sierpnia, swoją światową premierę miała konsolowa wersja gry Fort Triumph. Ponad rok temu pierwotna wersja wylądowała na komputerach osobistych.
Jako raczkujący gracz konsolowy, wielki przeciwnik kanapowego grania oraz nieufny użytkownik "tego dziwacznego" pada, postanowiłem zrecenzować dla Was konsolową wersję gry. Patrząc przez pryzmat dość prostego samouczka, krokach ku opanowaniu interfejsu i zrozumieniu / zapamiętaniu wszystkich możliwych kombinacji nawigacyjnych, po około godzinie jakimś cudem udało się je opanować do perfekcji. Przystąpiłem więc do rozgrywki właściwej, w której na pierwszy ogień zdarzało mi się ginąć nawet przy prostej potyczce. Po spędzeniu dodatkowych godzin w grze, analizie wyposażenia, dostępnych umiejętności bohaterów oraz otoczenia, które po raz pierwszy gra tak ważną funkcję, zacząłem rozkoszować się tą śmieszną, ale bardzo wymagającą grą.
Czym więc ta gra tak naprawdę jest? Oszczerstwem byłoby porównanie jej do wydanych dotychczas tytułów. Na moje oko to całkiem udany miks kilku gatunków, a w szczególności strategii, gier fabularnych, taktycznych oraz przygodowych, które połączone w jedną całość, tworzą całkiem dobrą grę dla początkującego gracza jak i wiekowego wyjadacza. Nie jest to może poziom arcytrudnego Mutant Year Zero czy pierwszych X‑COM'ów, ale gra potrafi pokazać pazur w momencie, gdy najmniej się tego będziemy spodziewać. Główne założenie mechaniki jest proste - rozbudować bazę, zbierać surowce i rozwijać towarzyszy broni. Różnica względem klasycznych Heroesów jest taka, że naszą armią są nie legiony, a pojedynczy bohaterowie, posiadający unikalne umiejętności, poziomy i wyposażenie. A co za tym idzie - wprowadzający niesamowitą różnorodność podczas rozgrywki!
Założenia gry są dość banalne. Posiadając swój pierwszy zamek, musimy zdecydować, na jakie budynki przeznaczać będziemy zebrane podczas wyprawy buraczane fundusze. Okazuje się bowiem, iż nie wszystkie budynki uda nam się postawić na dostępnym terenie. Gracz musi więc wykazać się przemyślanymi decyzjami, by w przyszłości nie zablokować swoich dalszych ruchów. W naszej cytadeli zatrudniać będziemy mogli nowych bohaterów, wyposażać ich w nowe przedmioty, a także rozwijać ich umiejętności. Przynajmniej do czasu, gdy zechcemy wysłać ich na emocjonującą eksplorację okolicznych ziem. Początkowo gracz ma dostęp do kilku trybów zabawy i kampanii dla pojedynczego gracza. Wraz z biegiem historii i odkrywania jej legendarnych wydarzeń, uda nam się odblokować dodatkowe krainy oraz nowe rasy. Na start musimy zadowolić się ludzką osadą i dość cukierkowymi, leśnymi ostępami na mapie.
Spory, otwarty świat
Wychodząc z bezpiecznej lokacji, natrafiamy na rozległe tereny, wypełnione po brzegi skarbami i strzegącymi ich potworami. Oprócz nieprzewidywalnych przeciwników naszym głównym wrogiem jest upływający w turze czas oraz inny przeciwnik, stale sterowany przez sztuczną inteligencję komputera. By mieć z nim jakiekolwiek szanse zwycięstwa, musimy angażować się w wyzwania oferowane przez świat gry, uczestniczyć w dynamicznych potyczkach z przeciwnikami i zdobywać coraz to potężniejsze łupy wojenne. Z każdą potyczką i odnalezieniu unikalnych skarbów, nasi bohaterowie zyskują punkty doświadczenia. Po uzupełnieniu pułapu poziomu otrzymują oni lekki przyrost statystyk oraz punkty umiejętności. Gdy uzyskają oni optymalny poziom postaci, będą w stanie uzyskać nową umiejętność lub rozwinąć obecną.
W trakcie wypraw, na swojej drodze natrafimy na wiele losowych sytuacji, ubarwiających naszą historię o nowe rozgałęzienia. Czasami będą to proste nagrody, elementy wyposażenia lub nowe zadania. Zdarzyć się też może nieprzewidziana walka z przeciwnikiem lub możliwość skorzystania z bazowej umiejętności postaci w drużynie. Tak czy siak, na naszą wesołą gromadkę czeka wiele wyzwań i działań, sprowadzających się tylko do jednego: do zwiększania potencjału bojowego naszych jednostek. Takie działanie ma znaczny wpływ na przyszłe potyczki, rozgrywane w nieco większej skali niż odwiedzany teren. Nasi bohaterowie przenoszą się do rozleglejszej lokacji, mierząc się z określoną ilością przeciwników.
Mówię Ci, ten głaz leci na mnie!
Gdy pierwszy raz - poza samouczkiem - odpaliłem potyczkę z hordą przeciwników, zostałem oczarowany lokacją, złożonością dostępnych obiektów oraz kunsztem ich wykonania. W pełni trójwymiarowe miejsce, wypełnione elementami podatnymi na interakcję, robi oszałamiające wrażenie, które zostaje spotęgowane, gdy dobrze przemyślimy przyszłe ruchy. Nasze postacie posiadają domyślnie 3 punkty akcji. Zwykle jeden z nich wystarczy do ulokowania postaci na mapie, mając z góry ograniczoną przestrzeń, a dwa pozostałe posłużą nam do wyprowadzenia ataku, rozstawienia pułapki lub obrony. W zależności od wybranej klasy postaci przyjdzie nam mierzyć się z przeciwnikami w potyczkach bezpośrednich lub na dystans. Jednak jak się okazuje, nawet najlepsza obrona może przeobrazić się w największego wroga!
Mowa zresztą o wypełnionych po brzegi na mapie, elementów otoczenia. Posiadając sprawne umiejętności jak magiczne tornado czy Leonidasowy kopniak, nasza postać może wprowadzić dobitne zamieszanie w szeregach wroga, a po przyjęciu nieprzemyślanej taktyki, wprowadzić chaos także we własnym oddziale. Elementy otoczenia mogą bardzo negatywnie wpłynąć na postacie, powodując oszołomienie, zamraczając przeciwnika, zmniejszając jego możliwości lub zadając dodatkowe obrażenia. Gdy jesteśmy w patowej sytuacji, najczęściej najlepszym wyjściem będzie taktyczny odwrót i zagonienie przeciwnika we wcześniej przygotowany róg. Gdy nasz plan się powiedzie, będziemy w stanie jednym, celnym atakiem, pozbyć się nawet całej armii.
Zabawa otoczeniem, przewidywanie przyszłych ruchów przeciwników, stały nadzór nad zdrowiem i punktami ruchów, potrafi całkiem mocno przytłoczyć nowego gracza, co dopiero zaprawionego w boju wojownika. Rozgrywka poprowadzona w cukierkowej oprawie graficznej, to tylko zamierzony cel twórców. Przejrzysty i prosty interfejs, pełna gama jasnych kolorów, początkowo wprowadza pewien dyskomfort. Nowi gracze od razu przyjmują, że gra jest banalna i prosta, a po kilku potyczkach żałują, iż nie zdecydowali się na inną taktykę, innych bohaterów, inne zagranie. Jestem zdania, iż dopiero po 2‑3 godzinach Fort Triumph potrafi pokazać swój prawdziwy pazur. Wcześniejsze godziny musimy traktować jako wprowadzający samouczek.
Zdecydowane zwycięstwo!
Po ogranych ponad 35 godzinach w kampanii i ogarniętym - o bosze - kontrolerze do Xboxa, jestem oczarowany produkcją. Mimo początkowych obaw zauroczyła mnie otoczka graficzna oraz mechanika gry, która na pierwszy rzut oka powtarza wiele znanych schematów. Dopiero po zapoznaniu się z dostępnymi zasadami gry, opanowaniu umiejętności naszych bohaterów i dobraniu odpowiednich taktyk na polu bitew, rozgrywka staje się nieocenioną przygodą i zaprawdę dobrą zabawą. Poziom humoru oferowany przez produkcję, czasami niebezpiecznie zbliża się do The Chronicles of Nyanya, by w okamgnieniu odlecieć w klimaty Borderlands. Gracz jest więc co chwila bombardowany nietuzinkowymi nazwami bohaterów, opisami przedmiotów czy umiejętności specjalnych ... daleko szukać nie trzeba ... waluta w grze :)
Podsumowując: moim zdaniem Fort Triumph pokazuje klasę właśnie na konsoli. I choć korci mnie niemiłosiernie, by porównać swoje wrażenia z komputerem PC, to nowe doświadczenie z padem i ogarnięcie wszystkich skrótów pod grę, działa na komputerową niekorzyść. Gra, choć na pierwszy rzut oka minimalistyczna, może pochłonąć na długie godziny, które wykorzystamy na odkrywanie ciekawego świata gry, rozwijanie możliwości naszej wesołej gromadki przy akompaniamencie dobrego humoru i gagów z Monty Pythona. Gorąco polecam zapoznać się z produkcją, a jeśli udało mi się was przekonać, to sprawdźcie grę na Xboxie, PlayStation oraz PC. Warto!
A pod głazem przeciwnik, a pod nim ... kluczyk!
W tytule nie udało mi się zmieścić informacji o możliwym przygarnięciu kluczyka do gry, który otrzymałem dodatkowo z racji recenzji, gdyż tytuły w nowej odsłonie edytora blogowego pomieszczą jedynie 80 znaków. Z drugiej strony w konkursie wezmą udział osoby prawdziwie zainteresowane :) Uznałem, iż nie ma co się wysilać na zawiłe zasady i trudne zadania, więc kluczyk do konsolowej wersji gry (na Xboxa), powędruje do użytkownika posiadającego pod swoim komentarzem największą ilość łapek w górę. A komentarz ... prosta sprawa:
Jaka jest wasza ulubiona gra taktyczno-strategiczna? Swój wybór uzasadnij w kilku zdaniach :)
Klasycznie: udział może wziąć każdy zainteresowany, byleby był zarejestrowanym użytkownikiem portalu DP. Znacznie ułatwi mi to identyfikację zwycięzcy i wysłanie mu nagrody drogą elektroniczną. Z racji, iż dzisiaj zaczynamy długo oczekiwany weekend, a za kilka dni kończą się niektórym wakacje, swoje odpowiedzi wraz z interakcjami możecie nadsyłać do 1 września (środa) do godziny 10:00. Postaram się kilka minut później skontaktować ze zwycięzcą konkursu i wręczyć mu nagrodę. Powodzenia!