Z głową w chmurach - czekając na Google Chrome OS
06.02.2011 01:35
Jeden z komentatorów politycznych określił demokrację jako system o tyle lepszy od dyktatury, że obywatele sami mogą wybrać swojego okupanta. Podobne zjawisko ma miejsce w szeroko pojętym świecie IT. Musimy wybierać pomiędzy dostawcami konkretnych usług czy korporacjami, które dostarczają nam oprogramowanie. Microsoft? Apple? Canonical? Google? Każdy sam odpowiada na to pytanie. Microsoft rządzi prawem monopolisty, chociaż trzeba przyznać, że niektóre rozwiązania są naprawdę niezłe, chociażby MS Office 2010. Apple dostarcza dobrych rozwiązań, chociaż stanowczo nie wartych aż tak dużych pieniędzy. Linux, chociaż świetnie się sprawdza, nie jest zbyt przyjazny dla zwykłego użytkownika - użytkownika nieobeznanego z mroczną wiedzą dostępną dla komputerowych fanatyków. I właśnie dla takich użytkowników bardzo atrakcyjny może być system tworzony przez Google: Chrome OS.
Podczas studiów, jeszcze jako kawaler, bardzo chętnie spędzałem wiele godzin przed ekranem. Niekończące się zabawy w poszukiwanie dystrybucji idealnej (aż po migrację na FreeBSD), wykonywanie wszystkiego co się da w konsoli (kosztem czasu i energii poświęcanych na naukę), samodzielna kompilacjacja... To wszystko jest dobre gdy komputer i praca na nim są celem samym w sobie. Przychodzi jednak ten smutny czas w życiu, gdy komputer staje się przede wszystkim narzędziem pracy. Wtedy trzeba wrócić do rozwiązań, które okazują się najprostsze, które nie wymagają poświęcania czasu, który mamy np. dla rodziny.
Ostatnio zauważam, że w domu korzystam z komputera głównie, aby: 1. Przeglądać strony internetowe 2. Czytać pocztę 3. Zarządzać swoim kontem bankowym czy kontem telefonicznym 4. Komunikować się z innymi poprzez portale społecznościowe, Jabber 5. Oglądać filmy i słuchać muzyki 6. Tworzyć i drukować proste dokumenty
90% czasu spędzam w przeglądarce. Nie obrabiam filmów. Nie używam Photoshopa ani Auto-CADa. Absolutnie nic geek’owskiego.
Mój leciwy pecet z nowym Kubuntu i KDE 4.6 uruchamia się dobre 40 sekund. Libre Office czy Amarok też do nalżejszych nie należą i na starzejącym się hardware staje się to coraz bardziej zauważalne. Dlatego Google Chrome OS uruchamiający się w 10 sekund staje się kuszącą alternatywą.
Integracja z kontem Google jest dla mnie kolejnym wielkim plusem. Jestem oddanym użytkownikiem Androida, więc “natywne” wsparcie kalendarza, poczty, etc na notebooku byłoby znacznym ułatwieniem życia.
Dostęp do plików wszędzie, gdzie tylko jest dostęp do sieci - czyli Chmura sama w sobie - to kolejny plus. Dane nie są uzależnione od hardware, awaria dysku przestaje być koszmarem. W USA wszyscy użytkownicy dostaną na dwa lata darmowy pakiet 100 MB transferu danych w sieci Verizon 3G. W Polsce nie ma co liczyć na takie ficzery, ale ceny abonamentów internetowych nie są strasznie drogie. Gorzej oczywiście z zasięgiem, zwłaszcza w przypadku Play.
Kwestia bezpieczeństwa i bycia up‑to-date również są rozwiązane elegancko - wszystkie procesy działają w piaskownicy nie mają ze sobą kontaktu. Komputer sam się troszczy o aktualizacje oprogramowania oraz wykonywanie i ewentualne przywracanie kopii zapasowych. Miło jest rzecz jasna strzelić od czasu do czasu z palca sudo apt‑get update && sudo apt‑get upgrade && sudo apt‑get dist-upgrade, ale te zabawy z kłócącymi się repozytoriami i wersjami pakietów... Jeżeli chodzi o aplikacje - już dziś można wypróbować Chrome Web Store. Aplikacji nie brakuje, a widząc sukces Android Market można się spodziewać naprawdę porządnego softu.
Moim zdaniem warto czekać!