Patrząc na ludzi przez pryzmat
25.07.2013 22:39
Myślę, że wiele już napisano na łamach tego portalu o PRISM i podobnych wynalazkach. Zapewne i poniższy tekst będzie więc dla wielu piątą wodą po kisielu. Dla mnie jednak tak duża ilość różnych informacji i w efekcie różne opinie wypaczyły to czym jest PRISM (i podobne zagrożenia) w istocie. Tu na DP przynajmniej jednak kilka osób przestało na jakiś czas sugerować, ze Stallman jest mitomanem i oszołomem, aby w obliczu faktów samemu na takiego nie wyjść. Na jakiś czas oczywiście...
Każdej informacji towarzyszy dezinformacja. Ostatni głośny wyciek Wikileaks został więc starannie nagłośniony jako zagrożenie dla państw sojuszniczych z USA co uczyniło z autorów portalu wrogów publicznych dla całego świata. Rządy tych państw były jednak same zainteresowane co USA o nich myśli, więc dla obywateli rzucili starą jak świat formułkę "Dzieci zatkajcie teraz uszy, bo dorośli rozmawiają". Faktem jest, że tak naprawdę USA nie miała pojęcia jak wielki jest to przeciek i jak wielkie zagrożenie stanowi, powinno się więc zastanowić, jak wielkie zagrożenie dla świata stanowi dyplomacja USA i przede wszystkim, dlaczego tak ważne informacje są tak słabo strzeżone.
Dezinformacja to także broń w stosunku do afery z PRISM i działa w tym przypadku podobnie. Poprzednio wielką rolę w całej aferze odegrała informacja o rzekomym gwałcie dokonanym przez Juliana Assange. Mogę tu powiedzieć "o rzekomym" na mocy zasad prawnych obowiązujących, przynajmniej w tym kraju. Prasa bardzo rzadko pisała o tym, że jedna z ofiar Assange podzieliła się wcześniej na Tweeterze informacją o przygodzie seksualnej z jego udziałem, publicznie. Assange mógł więc się ratować ucieczką w przypadku, gdy nawet jego ojczysty kraj odmówił mu pomocy w obliczu utraty życia w związku z Wikileaks. To już za nami, teraz mamy nowego bohatera.
Edward Snowden znowu ujawnił kilka faktów z życiorysu USA, które są przykrą niespodzianką dla świata. Przeciętny, polski obywatel musi się jednak sporo nagimnastykować, aby w prasie, a nawet internecie znaleźć informacje o tym, co tak naprawdę ujawnił Snowden. Zamiast tego nasza ukochana dezinformacja robi powtórkę serialu w tle z wątkiem romantycznym i pościgami przez świat. Jedyne pytanie jaka zadaje sobie większość ludzi to: "Przeżyje, czy nie przeżyje". Wkrótce więc wszyscy dojdą do wniosku: "Fajny film, ciekawe kiedy powtórka?".
Pojawia się jednak w programach publicystycznych wątek o tym jak chroniona jest nasza prywatność? Ile musimy jej udostępniać? Zresztą i tak udzielamy się publicznie w internecie. Więc o co chodzi? Francuzi też podsłuchują! Itd. itp.
Oczywiście ten bełkot sprawia, że tak naprawdę nikt nie dyskutuje o tym co Snowden odkrył, tylko ogólnie o granicy pomiędzy prywatnością, a życiem publicznym z zagrożeniem majaczącym w tle. Dezinformacja na całego. I oczywiście wszystkie komentarze dotyczą tylko tej dyskusji, a nie tego co odkrył Snowdem, a jest to ważne, bo odkrył on coś innego.
Snowden ujawnił, że to nie publiczne dane są obiektem zainteresowania NSA tylko właśnie to co chcemy zachować prywatnie i co jest chronione prawem. To jest zasadnicza różnica. Nie wiem po co rząd USA wydawałby miliardy dolarów na program, skoro dane z Facebooka, czy Tweetera można przeanalizować zwykłą przeglądarką. Oczywiście, ze chodzi o miliony informacji jakich udzielamy sobie prywatnie nie za pomocą publicznej sieci tylko pośrednio przez serwery Google, Microsoftu itd.
Martwię się o ten świat. Amerykanie zareagowali zresztą zdrowo i chyba po raz pierwszy w historii większość społeczeństwa udzieliło poparcia tzw. zdrajcy. Uważam, ze to zdrowy rozsądek się powoli zaczyna buntować. Po co bronić demokratycznych wartości przed terroryzmem, skoro z demokracją nie mają one już wiele wspólnego.
Smutne jest jednak to, że taki epos służalczości opartej na strachu zaczyna powoli dominować w europie, poparty tematami o islamizacji itp. My się po prostu boimy! Dotychczasowy porządek nie dał na poczucia naszej wartości jako społeczność wolimy więc odrzucić część naszych praw na rzecz kogoś kto da nam poczucie bezpieczeństwa, zapominając jednocześni, że ta sama osoba żyje właśnie we wzbudzaniu w nas zagrożenia.
Pojawią się później takie głupoty jak "Wiesz on musi tyle kosztować, bo firma musi zarobić, aby wyprodukować coś jeszcze lepszego", "Y to dno, tylko X ma jedyną szansę na zdominowanie rynku" itd. itp. Ktoś kto się jeszcze nie orientuję - to są głupoty. Jednoznacznie mogę więc określić osoby, które je publikują. Jasne jest, że jest to kreowanie monopolu, a tym samym nie jest to wolny, komercyjny rynek. To jest gospodarka sterowana centralnie. I jak dla mnie nie jest to, żaden dowód na poprawienie jakości produktu. To odebranie klientom wpływa na podaż i popyt.
Facebook i Sp. to nie przykład sukcesu produktu, to przykład sukcesu narzędzi, które mają kreować poczucie sukcesu jakiegoś produktu, abyśmy w to uwierzyli. Jest taka bajka, Nowe szaty Cesarza, która pokazuje jak ludzie potrafią perfidnie oszukiwać samych siebie, wyłącznie z powodu poczucia strachu przed odezwaniem się inaczej niż wszyscy. Może następne pokolenie wychowa się w poczuciu własnej wartości w obliczu upadku ideałów rodziców, jak ta mała dziewczynka, która powiedziała, że Cesarz jest nagi.