Jeszcze o ekranie wyboru przeglądarki
05.03.2013 | aktual.: 05.03.2013 17:37
Tytułowy temat niedawno wrócił na łamy portali internetowych przy okazji kary jaką Komisja Europejska chce nałożyć na Microsoft za brak tego wynalazku do wyboru przeglądarki. Temat podchwycił także lukasamd na łamach swojego bloga. Wbrew jednak temu co czytałem w tych artykułach i komentarzach do nich pozwolę sobie mieć zdanie zdecydowanie odmienne. Niech poniższy tekst będzie więc raczej spojrzeniem z tej drugiej strony. A zacznę nietypowo...
Linux i wybór przeglądarki
Wiele osób za usprawiedliwienie braku ekranu wyboru w Windowsie podaje fakt, że Linuxy, albo OSX tego nie mają i nikt nie protestuje w związku z tym. To nie jest tak. Linux (desktopowy) nie ma takiego wyboru z dość prostej przyczyny - bo to wolny system. Dla wielu, którzy rozumieją pojęcie wolnego systemu to bardzo proste do zrozumienia stwierdzenie.
Linuksa różni więc to od Windowsa, że można go rozpowszechniać w ramach dystrybucji z jakąkolwiek przeglądarką. Na cóż więc ekran wyboru, skoro deweloperzy Opery mogą wydać własne Ubuntu z Operą właśnie zamiast Firefoksa i w gruncie rzeczy jest to bardziej skuteczne przedsięwzięcie niż pozwolenie użytkownikowi na swobodę wyboru. Jest zresztą kilka dystrybucji z Operą. Jak więc widać deweloperzy Linuksa realizują pomysł z wyborem przeglądarki jeszcze liberalniej niż tego wymaga Komisja Europejska.
W praktyce wygląda to więc dość prosto. Ktoś stawia wymagania w przetargu na system z Firefoksem na pokładzie i taki system może mu ktoś zaoferować, a nie system+Firefox+Internet Explorer. W przypadku Linuksa taka sytuacja nie może mieć miejsca. Linux nie jest rozpowszechniany z ŻADNĄ przeglądarką internetowa. Takie programy znajdziemy tylko na poziomie dystrybucji, tyle że dystrybucja to właśnie zestaw wyselekcjonowanych programów, kiedy więc pozwalamy dystrybucji na własną selekcję oprogramowania przestaje ona być dystrybucją.
W czym więc problem?
Problem wyboru przeglądarki to w gruncie rzeczy kwestia oprogramowania komercyjnego. To właśnie deweloperzy tego oprogramowania zwrócili uwagę KE na zabiegi Microsoftu dążące do stworzenia jego monopolistycznej potęgi. Już wcześniej uwagę na to zwrócił Rząd USA nakazując podział firmy na kilka spółek z niezależnym zarządzaniem.
Kwestia przeglądarki wpisuje się właśnie w te monopolistyczne przekręty Microsoftu. Firma ta blokowała użytkownikowi swobodę wyboru innej przeglądarki niż Internet Explorer co umacniało pozycję tego programu w systemie. Wiele osób już zapewne nie pamięta, że jeszcze do niedawna:
- Internet Explorera nie można było odinstalować, pomimo że nie był to konieczny program do poprawnego działania systemu
- Inną przeglądarkę można było zainstalować tylko korzystając z Internet Explorera
- Aby w pełni korzystać ze stron Microsoftu musieliśmy używać Internet Explorera
- I wiele innych pomniejszych "problemów"
Większość z tych podpunktów obecnie nie ma miejsca właśnie dzięki interwencji KE i ich nieszczęsnemu ekranowi wyboru przeglądarki.
Chyba jednak największym z tych zarzutów jest potrzeba posiadania Internet Explorera, aby pobrać i zainstalować program tego samego typu. W praktyce wygląda to tak jakbyśmy musieli dostać się do ulubionego sklepu warzywnego przez targ z warzywami. Nie muszę mówić, że dla tego małego sklepiku to raczej kwestia czasu, kiedy upadnie z braku klientów. Porównanie jest tu jak najbardziej proporcjonalne, bo w tym przypadku to Microsoft trzyma/ał klucze do bramy, miał więc znaczącą przewagę w tym pojedynku marketingów. Przypominam, że chodzi o sytuację w której, aby zobaczyć reklamę innej przeglądarki trzeba skorzystać z konkurencyjnego produktu.
To jest precedens! Tu nie chodzi o to, że Microsoft umieszcza jakieś inne programy domyślnie. Nikt nie walczy na przykład o ekran odtwarzacza multimedialnego, bo nikt nie musi korzystać z Windows Media Player, aby pobrać i zainstalować inny odtwarzacz. Może przecież w tym celu skorzystać z wybranej przez siebie przeglądarki. Niestety w innym przypadku mamy do czynienia z sytuacją podobną do zastosowania blokady UEFI, która daje niesamowitą przewagę Microsoftowi w walce z konkurencją.
W gruncie rzeczy chodzi więc o swobodę wyboru, która nie jest ograniczana przez zabiegi dominującego podmiotu na rynku. Główny bohater tej afery, czyli Opera, nie ma zresztą żadnych zarzutów co do braku podobnego programu do selekcji w Windows Phone, ponieważ podobne funkcje są tam świetnie realizowane za pomocą sklepu Microsoftu. Podobnie jak w Androidzie, iOS i Linuksach znajdują się podobne rozwiązania. Taki ekran wyboru dublowałby więc już dostępne funkcje w systemie. I trzeba zwrócić uwagę na fakt, że w tych systemach także znajdują się już zainstalowane przeglądarki, mimo to nikomu to nie przeszkadza. Oczywiście taki sklep w Windowsie zapewne także odwróciłby uwagę od problemu, póki co jest on jednak dostępny tylko dla ok. 5% użytkowników Windowsa i znajdują się tam tylko aplikacje Metro. Miejmy więc nadzieję, ze powyższa kara zmobilizuje MS do przyspieszenia zmian.
Na zakończenie pingwin zamiast kota (przypadkowo oczywiście) :)