Zagrożenia płynące z sieci - mój punkt widzenia
18.07.2012 | aktual.: 19.07.2012 13:12
Słowem wstępu... Wiele się ostatnio mówi o zagrożeniach płynących z sieci. Mam tutaj na myśli między innymi wirusy takie jak stuxnet, DNS Changer i inne tego typu. Chciałbym jednak ten temat potraktować nieco bardziej ogólnie.
Niesamowicie denerwuje mnie, kiedy ktoś mówi „ja mam komputer z Apple, mnie tam nic nie grozi”. Zastanawiałem się jakiś czas temu skąd się bierze, że komputery Apple uchodzą za nietykalne przez crackerów i innych ‘wirusologów’ a komputery z Windowsem wręcz przeciwnie. Czy to popularność? Czy faktycznie odporność systemu na wszystko co złe?
Słyszeliście o trojanie Flashback, który zainfekował ponad 600tyś. komputerów Apple? Teraz pytanie…dlaczego? Jakim prawem trojan dostał się do systemu tych biednych użytkowników? „Przecież wszyscy musimy zgodzić się na instalacje wszelakiego oprogramowania!”. Tutaj chyba koledzy zapomnieli o tym, że w Windowsie też trzeba. Czasy kiedy komputer infekował się bezpośrednio po wejściu na jakąś stronę skończyły się razem z Internet Explorerem 6.
Do czego zmierzam? Ano staram się uświadomić nieświadomym oraz hejterom rozwiązań Microsoftu, że to nie system jest dziurawy a ich wiedza. Czy nie mam racji? Przecież sami ściągamy oprogramowanie, filmy, gry itp. i to my sami zgadzamy się na ich instalacje/uruchomienie! Przecież system nas sam pyta ‘Czy na pewno chcesz zainstalować te aplikację?” następnie odzywa się Firewall: „aplikacja chce uruchomić taki a taki proces” klikamy bez zastanowienia OK a potem płaczemy jaki to Windows jest dziurawy.
Antywirus zbawieniem naszym?
Teraz kwestia antywirusa, że to przepuścił. Nie zawsze jego baza wirusów jest aktualna. Czasem jest tak, ze wirus jest nowy i twórcy antywirusa nie zdążyli jeszcze zaktualizować swojego oprogramowania.
To bardzo dobrze, że antywirus nas uświadamia, że właśnie ściągnęliśmy coś groźnego dla naszego komputera ale czy daje nam to jakąś naukę? Nie sądzę, bo mija kilka dni i znowu ściągamy z tej samej strony to samo badziewie. Tylko co w przypadku kiedy tym razem znajdzie się tam nieznany dla Twojego antywirusa wirus?
Czy antywirus jest nam potrzebny? Zadałem sobie ostatnio to pytanie i stwierdziłem, że tak. Ale niekoniecznie płatny. Stwierdziłem, że profilaktycznie jest nam jednak potrzebny – w końcu warto dmuchać na zimne, awet jeżeli jesteśmy rozsądnymi użytkownikami a takich nie brakuje. Kto tak naprawdę korzysta z komputera jedynie do pracy… ilu jest takich ludzi? Czy tacy co korzystają z darmowego lub oryginalnego oprogramowania łapią nieświadomie jakieś wirusy? Nie wydaje mi się. Tak czy inaczej warto jest mieć jakąś choćby najbardziej podstawową ochronę. Osobiście, jeżeli posiadacie legalny system Windows mogę polecić Microsoft Security Essentials oraz w pakiecie Microsoft Malicious Software Removal Tool razem z zdrowym rozsądkiem i uwagą na to co i skąd się ściąga.
My point of view
Powiecie mi, że nie mam w ogóle racji. Dobra to jest blog a to jest moje zdanie na jakiś temat więc mam pełne prawo pisać to o czym teraz piszę. Ale już teraz chciałbym się obronić. Poszukując w sieci jakiś artykułów i wypowiedzi użytkowników na temat, czy antywirus jest nam faktycznie potrzebny natrafiłem na kilka twierdzeń, że to producenci antywirusów nas po prostu straszą oraz na bardzo ciekawy artykuł zafundowany przez komputerświat. O czym był ten artykuł?
Test bezpieczeństwa i podsumowanie
Warto na początku zaznaczyć, że to właśnie on zainspirował mnie do tego wpisu. Redaktorzy podłączyli czysty komputer do internetu i zrobili pięcio-dniowy test. Na czym on polegał? Jednego dnia redaktorzy korzystali z internetu przeglądając jedynie sprawdzone i znane strony internetowe oraz instalując powszechnie znane i popularne oprogramowanie. Drugiego dnia już zaczęli się przyglądać sieciom p2p, torrentom, instalowaniem generatorów kluczy oraz pirackiego oprogramowania. Trzeciego dnia przeglądali jedynie strony pornograficzne. Czwartego dnia redaktorzy odwiedzali strony internetowe udostępniające cracki i kody licencyjne do programów. Ostatniego, piątego dnia redaktorzy otwierali linki z e‑maili, które były zwyczajnym spamem. Tutaj warto zaznaczyć, że wszystkie te działania były wykonywane przy wyłączonym programie antywirusowym. Jedynym zabezpieczeniem był systemowy Firewall oraz kontrola użytkownika. Na koniec każdego dnia skanowano komputer oprogramowaniem antywirusowym.
Dzień pierwszy: brak jakichkolwiek infekcji – zgodnie z przewidywaniami; Dzień drugi: 18 infekcji – głównie trojany i backdoory; Dzień trzeci: trojan otwierający okienka z reklamami (niesamowicie denerwujące nie?); Dzień czwarty: Na 100 pobranych plików antywirus bił na alarm aż 52 razy!; Dzień piąty: Linki głównie prowadziły na zainfekowane strony internetowe a kilka do złośliwego oprogramowania np. Yodi, Peed
Jeszcze na koniec link do wspomnianego artykułu: http://www.komputerswiat.pl/jak-to-dziala/2009/07/jak-dziala-komputer-bez-antywirusa.aspx
Mam nadzieję, że wpis Wam się spodoba.
Proszę również patrzeć z przymrużeniem okna na błędy składniowe w tym wpisie ?. Do następnego ekipo!