Usługi komunikacji internetowej - zakazane w Etiopii
18.06.2012 | aktual.: 19.06.2012 12:56
Biedny jak dziecko w Etiopii Takie powiedzenie pokutowało za czasów mojej młodości (przełom lat '70 i '80) i było synonimem biedy jaka wówczas panowała w tym zniszczonym suszami wschodnioafrykańskim kraju. To że mamy XXI wiek, w gospodarce tego kraju nie zmieniło wiele, jednak technologia wkroczyła również tam.
Teraz (16.06.2012r) poszła w eter informacja iż:
Jak zapewne niektórzy wiedzą, w niektórych krajach zabroniona jest np. komunikacja VOIP, Wi‑Fi (w niektórych obszarach), lub też budowany jest "własny" internet (Iran). Jednak w kraju, gdzie muzułmanie stanowią zaledwie ok 1/3 ludności, wprowadza się zakaz używania komunikacji internetowej w jakiejkolwiek formie. Za rozmowę przez Skype'a lub Google Voice'a można posiedzieć 15 lat. Operatorzy dostali pozwolenie na cenzurowanie wszelkich czatów i poczty e‑mail. Jedynie słusznym operatorem telekomunikacyjnym staje się telefonia Ethio, czyli "jedynie (po)słuszny" operator narodowy w tym kraju.
Oczywiście jak zwykle - wymówką jest możliwość rozwijania się terroryzmu (osobiście już rzygam na takie teksty), myślę, że powód jest inny, ale nie o zmianach w myśleniu Etiopczyków ma być ten wpis. To, że takie rzeczy się dzieją, nie przeraża, z takimi aktami "odcinania" od komunikacji możemy się spotkać w takich krajach jak: Karaiby, Chiny, Egipt, Jordania, Kuwejt, Korea Północna, Pakistan, Paragwaj, Zjednoczone Emiraty Arabskie - nie porozmawiamy tam przez VOIP pod rygorem długoletniej odsiadki "na państwowym garnku"
Natomiast "modyfikacje" internetu można spotkać m. in. w Chinach, Iranie, Egipcie, Libii (chociaż tutaj być może się to zmieni), Malezji, Maroku, Birmie, Korei Północnej (tutaj to oczywista oczywistość), Meksyku, Arabii Saudyjskiej,RPA, Tajlandii, Turcji, Tunezji i Wietnamie.
Obrońcy wolności...
Oczywiście natknął mnie do tego wpisu, zbliżający się sezon urlopowy i planowana przeze mnie podróż (lepiej wiedzieć gdzie co można, aby przez cięcie kosztów nie trafić na dłuższe wczasy w miejscu pobytu), jednak nasunęła mi się ciekawa myśl... Gdzie są wszyscy obrońcy wolności w sieci, którzy jeszcze niedawno walczyli z ACTA, gdzie są ci "praworządni" atakujący serwery i wyciągający z nich dane "w dobrej wierze".
Wiem, że większość ludzi w Europie i w Stanach - czyli w tzw, wysoko rozwiniętych regionach świata ma to głęboko gdzieś, jednak zastanawiam się, czy ta "walka o wolność", nie dotyczy "dobrze płatnej" wolności, jeśli m.in. Anonymous, uważają się za takich dobrych, dlaczego, mimo przeszukiwania internetu, nie znalazłem ŻADNEJ informacji opublikowanej przez nich, o "dobroczynnym" włamie na jakieś serwery w Etiopii - czyżby się nie opłacało?
Otwórzcie (młodzi)ludzie oczy i nie dajcie sobą kierować... Zapraszam do dyskusji, ale treściwej, bez hejtu i z kulturą :)