Przyszłość zapisana jest w… chmurach! (część 2)
18.05.2012 23:26
Poprzednia część mojego cyklu cieszyła się sporym zainteresowaniem, dlatego z ochotą przysiadłem do napisania kolejnej. Tym razem przyjrzymy się usługom Google Drive, o której powstawały już mity i legendy; SugarSync, która wyrasta na lidera chmurowej synchronizacji, a także usługi od wielkich gigantów rynku: Amazon i Apple. Zaczynajmy więc.
Google Drive
- dla osób, które obcowały już z Dokumentami Google, korzystanie z Dysku Google nie będzie trudne. Co ważniejsze, osoby które wcześniej nie decydowały na powierzanie swoich plików “wszechwiedzącej wyszukiwarce” również nie będą miały problemów z odnalezieniem najważniejszych funkcji. To, co napędza Google Drive to bardzo intuicyjny i rozbudowany interfejs webowy – mamy możliwość tworzenia nowych folderów, przenoszenia plików, a także skakanie po całej hierarchii katalogów. Ale tym, co wyróżnia Dysk Google od konkurencji, to fakt iż bez problemów możemy poprzez przeglądarkę tworzyć i edytować najpopularniejsze pliki biurowe – dokumenty, arkusze kalkulacyjne i prezentacje. Podczas tworzenia nowych plików, domyślne jest korzystanie z formatu dokumentów Google. To bardzo ważna informacja, ponieważ po późniejszym eksporcie do jeszcze mniej lub bardziej popularnych formatów plików nasze formatowanie tekstu czy style mogą zostać pogubione. Dlatego bardzo ważne jest, by po eksporcie pliku podejrzeć go czy wygląda tak samo w aplikacjach pakietów Office czy LibreOffice (OpenOffice). Udogodnieniem jest za to możliwość zachowania typu pliku podczas importu na Dysk Google. Dzięki temu możemy być pewni, że po pobraniu go z dysku internetowego na przykład na innej maszynie, będziemy mogli kontynuować pracę nad dokładnie takim samym plikiem. Aplikacja desktopowa napędzająca działanie całej usługi jest łatwa w obsłudze, ale brakuje jej języka polskiego, więc dla osób nieznających języka angielskiego może to być mała przeszkoda. W zamian za to dostajemy możliwość wyboru folderów, które będą miały swoje “odbicie lustrzane” na naszych dyskach, jednak tylko w obrębie jednego “folderu-matki” nazwanym po prostu Google Drive. Dzięki temu unikniemy potrzeby pobierania kilku gigabajtów, w przypadku gdybyśmy się zdecydowali na pozostawienie plików tylko na dysku internetowym. Tutaj musimy rozróżnić dwie kwestie. Pliki utworzone w oknie przeglądarki na Dysku Google będą miały rozszerzenia między innymi *.gdoc czy *.gtable. Następstwem tego jest brak możliwości edycji tych plików w trybie offline, możemy jedynie podejrzeć te pliki w oknie przeglądarki. By jednak uczynić to możliwym musimy wykonać kilka czynności – oczywiście Google poprowadzi nas za rękę, ale nie jest zautomatyzowane, więc nie wiedząc o tym możemy stracić dostęp do plików. Na całe szczęście pliki wysłane na dysk, które utworzyliśmy uprzednio za pomocą natywnych aplikacji pakietu Office, możemy otworzyć ponownie za jego pomocą i edytować (również offline). Wszystkie zmiany zostaną zapisane w pliku, a po podłączeniu do Internetu wysłane na dysk internetowy. Chciałbym podkreślić, że jeżeli zdecydujemy się na korzystanie tylko z formatu plików Google, wszystkie utworzone online pliki nie będą zmniejszały nam dostępnej powierzchni dyskowej – oferta atrakcyjna i godna rozważenia. Naturalną koleją rzeczy jest oddanie w ręce użytkowników aplikacji Dysku Google dla systemu Android. Dzięki niej możemy wysyłać plik na dysk internetowy, a także przeglądać dostępne z jego poziomu zasoby. Jeżeli jesteśmy w posiadaniu aplikacji DocsToGo lub innego pakietu mobilnego, będziemy mogli podejrzeć i edytować dokumenty zgromadzone na Google Drive. Niestety sama aplikacja od Google tego nie oferuje, więc przełączania się miedzy aplikacjami jest niewygodne i nie możemy zaliczyć mobilnego Dysku Google do zalet usługi. Jeszcze gorzej jest na innych platformach, gdzie dostęp do Google Drive zyskamy jedynie poprzez przeglądarki internetowe. Tam oczywiście możliwe jest jedynie przeglądanie zasobów i podgląd dokumentów. Niestety nic więcej. Niestety te kilka niedociągnięć skreśla szansę Google Drive na stanięcie w szranki z największym rywalem – SkyDrive’m od Microsoftu. Również w kwestii pojemności: 5GB od Google i 7GB od Microsoft, niby niewiele, ale w końcu dostajemy to za darmo! Miejmy nadzieję, że prace nad tymi mankamentami już trwają i wkrótce ujrzymy efekty tych prac. Jaki rodzaj plików powinniśmy wrzucać na Dysk Google? Przede wszystkim dokumenty biurowe – rozbudowana możliwość edycji online pozwala na swobodną pracę. Dla osób, które raz przejdą “na stronę Google”, jest to usługa nie do zastąpienia. Google Music jest usługą niezależną, dlatego poświęcony zostanie jej odrębny wpis.
SugarSync
- osoba raczkująca w tematyce chmur może nieco pogubić się w mnogości funkcji i aplikacji, które oferuje SugarSync. Mimo to, jest to usługa bardzo przydatna i po zapoznaniu się z jej możliwościami może stać się naszą jedyną przepustką chmury. SugarSync postawiło na multiplatformowość, na użytkowników, którzy lawirują ze swoimi plikami pomiędzy wieloma urządzeniami, również tego samego typu (dla przykładu trzy komputery). Oferuje aplikacje na najpopularniejsze platformy mobilne: iOS i Android. Umożliwia dostęp do plików z poziomu przeglądarki internetowej. W aplikacjach desktopowych mamy możliwość wyboru dowolnych folderów z zakątków naszych dysków, które będą wysyłane na dysk internetowy. Jest to bardzo wygodne i nie zmusza użytkownika do przenoszenia danych do jednego folderu. Niestety SugarSync jak róża – piękny, ale i z kolcami. Od usługi w chmurze oczekujemy, że na dowolnej maszynie, pożyczonej od kumpla czy dostępnej na uczelni, będziemy mogli zarządzać swoimi plikami, ale także je edytować. Tego brakuje SugarSync – nie mamy możliwości edycji plików tekstowych czy arkuszów kalkulacyjnych. Co prawda dla niektórych, najważniejsze jest synchronizowane plików pomiędzy urządzeniami, ale myślę, że brak opcji edycji jest poważną wadą, gdyż wymaga od nas pobierania pliku na dysk i posiadania programu natywnego na urządzeniu, które pozwoli na edycję. Cieszy natomiast rozgraniczenie źródeł naszych plików – z poziomu przeglądarki jak i aplikacji desktopowych czy mobilnych mamy podgląd z którego konkretnego urządzenia pochodzą nasze pliki. Co ważne podczas instalacji i konfiguracji mamy możliwość wskazania folderów, które SugarSync ma pobierać z chmury i synchronizować z folderem lokalnym. Dzięki temu SugarSync rozbudowuje możliwości Dropboxa, co zmusiło mnie do zarzucenia korzystania z tego ostatniego. Dodatkowo na pochwałę zasługuje interfejs aplikacji mobilnych – prosty, intuicyjny, wygodny. Trzema przymiotnikami z łatwością mogę opisać pracę jaką wykonali programiści SugarSync. SugarSync idealnie nadaje się utrzymywania naszych najważniejszych folderów w porządku na wszystkich urządzeniach, a przede wszystkim komputerach. Dzięki temu możemy zapomnieć o pendrive’ach by zawsze mieć przy sobie na przykład pliki firmowe. Ponadto polecam używanie SugarSync do robienia kopii zapasowych różnego typu plików, ponieważ jak wspomniałem, wystarczy wskazać folder, który będzie dostepny z chmury i gotowe. Wszystko od tej pory dzieje się bez naszego udziału, możemy zapomnieć o kopiach zapasowych na innych nośnikach – wystarczy dostęp do Internetu. Teraz chyba kwestia najważniejsza – pojemność. SugarSync oferuje nam 5GB za darmo, to dosyć sporo i na początek powinno wystarczyć.
iCloud
- chmura dla urządzeń ekosystemu firmy Apple. Dzięki niej na wszystkich naszych i‑urządzeniach będziemy mieli te same: kontakty, maile, wydarzenia w kalendarzu, przypomnienia. popularna jest także usługa PhotoStream, dzięki której zrobione zdjęcia na jednym urządzenia od razu pojawiają się na pozostałych. Możliwe też jest synchronizowanie zakładek w przeglądarkach internetowych. Co ważne iCloud jest też dostępne dla systemu Windows, lecz zmusza nas do korzystania z Internet Expolorera czy Outlooka, co nie wszystkim użytkownikom będzie na ręke. Za to PhotoStream działa idealnie także pod “okienkami”, z czego korzystam na co dzień, jest to bardzo wygodne – zapomnijcie o podłączaniu telefonu do komputera lub wsuwania karty pamięci. Zdjęcia magicznie pojawią się we wskazanym folderze. iCloud umożliwia także przetrzymywanie naszych dokumentów, ustawień i danych aplikacji w chmurze, jednak wymagane są aplikacje, które będą posiadały to zaprogramowane. A są najczęściej aplikacje płatne, na przykład aplikacje pakietu iWork dla iPada czy iPhone: Pages, Keynote i Numbers. Dla osób, które mogą sobie pozwolić na zakup tych urządzeń, a później aplikacji. Nie jest to tania inwestycja, ale osoby które się na to zdecydowały bardzo sobie chwalą.
Amazon Cloud Drive
- jest to usługa najmniej ciekawa ze wszystkich przeze mnie opisywanych, a powodem jest fakt, że Amazon nie zdecydował się jeszcze na wejście ze swoim sklepem i usługami do naszego kraju. Dlatego Amazon Cloud Drive traktuję jako ciekawostkę i może za jakiś czas będziemy mogli wykorzystać jej potencjał. A potencjał jest spory, ponieważ Cloud Drive towarzyszy również Cloud Player, czyli odtwarzacz online dla naszych plików – niedostępny jednak poza Stanami Zdjednoczonymi. Do czego więc można wykorzystać Amazon Cloud Drive w Polsce? Tak naprawdę powinniśmy potraktować go, jako dysk na różności – książki, gazety, filmiki, pliki muzyczne, dokumenty. By skorzystać z nich ponownie musimy pobrać je na nasz dysk – nie jest to zbyt wygodne, ale oferowane 5GB może pomieścić kilka plików, które mogą przydać się trochę później, więc jeżeli jest coś co chcecie zachować na później, wrzućcie to na Amazon Cloud Drive.
Zachęcam do zapoznania się z częścią pierwszą - Przyszłość zapisana jest w... chmurach! (część 1)