ACTA: ciemny lud protestuje, a światły popiera?
26.01.2012 15:31
Temat wprawdzie staje się już mocno oklepany, ale co tam... Nie jestem śliniącym się z wściekłości wrogiem ACTA, czytałem i nie chcę żeby była ratyfikowana. Zaznaczam jednak, że nie uzurpuję sobie prawa do sensownej interpretacji.
Umowy międzynarodowe interpretuje się laikom bardzo trudno. Zwykle mają one charakter dość ogólny i tak jest w dużej mierze z ACTA. Wyznacza ona pewne kierunki, również te niebezpieczne. Wiele tak naprawdę moim zdaniem po wejściu w życie takiej umowy zależałoby w przyszłości od aktów prawnych uszczegóławiających różne zagadnienia, a także od orzecznictwa i metod działania organów ścigania itd. Nie uważam, że ACTA musiałaby spowodować w naszym kraju fatalne następstwa, nie jestem jednak w stanie tego wykluczyć. Geneza ACTA, prace nad nią czy wyciekające naciski, wpływ przemysłu amerykańskiego przy braku jakiegokolwiek udziału europejskiego, dziwactwa związane z działaniami typu "tajne/poufne" w przypadku gdy nie negocjowano sytemu obrony przeciwrakietowej zniechęca samo w sobie. To wszystko jednak oklepane prawdy (bądź nieprawdy), naszła mnie jednak pewna refleksja.
Generalnie głównym argumentem zwolenników ACTA w walce/dyskusji z przeciwnikami są dwa hasła - "bronisz piractwa" oraz "nie masz pojęcia co jest w ACTA, a krytykujesz". Oczywiście większość z nas nie do końca rozumie potencjalne następstwa ratyfikacji takiej umowy dla polskiego systemu prawnego, a przede wszystkim rzeczywistych tego następstw. Większość z nas bazuje na opiniach autorytetów, po części propagandzie - w dużej mierze podmiotów w jakiś sposób żyjących z naruszania własności intelektualnej. OK. To przejdźmy teraz do tych światłych, nie ulegających propagandzie. Robimy zwrot o 180 stopni. Zapomnijmy na chwilę o głosach krytyki. Zastanawia mnie dlaczego tak słabo słychać pozytywny głos światłych, tzn. wyjaśnienia co nam ACTA da.
ACTA to nie tylko Internet, choć nas interesuje głównie wpływ na rzeczywistość internetową tego dokumentu. Oczywiste jest, że ACTA ma być kolejnym filarem w walce z piractwem. W jaki sposób ma pomóc w walce z nim jeśli w zasadzie nie zmieni przepisów aktualnie obowiązujących w Polsce? Co się zmieni jeśli nic się nie zmieni? OK, ACTA to umowa międzynarodowa, być może my nic nie musimy zmieniać, ale inni sygnatariusze zrobią wreszcie coś w obronie praw autorskich i w walce z podróbkami? Czyli gdzie nasza korzyść? No być może wreszcie Kora nie będzie piracona na tak wielką skalę w Meksyku? Mało przekonujące. Co Europa zyska, jeśli jak twierdzą zwolennicy ACTA w zasadzie prawo się nie zmieni? Po co tyle walki o nic? Nie chcę ironizować, naprawdę chciałbym się dowiedzieć jaki jest cel tego dokumentu, w jaki sposób będzie ten cel dzięki niemu realizowany. Nie twierdzę, że nie ma mądrej odpowiedzi, chciałbym ją tylko poznać.
Czy Europa tego potrzebuje czy to taki owczy pęd zza oceanu? Protokół z Kioto, pokazuje, że USA jak nie ma interesu to nie kwapi się do podpisywania cyrografów. Sygnatariusze handlują limitami emisji, przemysł zmuszony jest do inwestycji co osłabia jego konkurencyjność. Ci którzy nie podpisali mają wszystko w nosie. Może więc to problem asertywności politycznej?
Może to ciemny lud protestuje, a może to ciemny lud popiera. Problem w tym, że nikt nam tego w sposób do końca przekonujący nie wyjaśnił. Pojawienie się problemu z ACTA nie spowodowało we mnie jakiegoś napadu niechęci wobec rządu, premiera czy konkretnych ministrów. Jestem przekonany, że w identyczny sposób sprawa by wypłynęła w alternatywnej rzeczywistości z inną ekipą za kierownicą. Problem w tym, że zamiast krzyczeć, że będzie tak bo tak, że nie pozwolimy się terroryzować dzieciom Internetu fajnie by było żeby ktoś przedstawił nam potencjalne korzyści dla Polski z ACTA. Korzyści dla polskich przedsiębiorstw, dla polskich artystów i co to wszystko by oznaczało w praktyce dla polskich Internautów, którzy po prostu się ACTA obawiają. Nie jestem zwolennikiem dosowania stron rządowych ani bluzgów na ulicach ale to margines. Gdy górnicy czy rolnicy rzucają kamieniami, blokują drogi to kończy się rozmowami, jak Internauci blokują strony to już niemal terroryści. Bądźmy konsekwentni. Rząd sam się gotuje, zamiast schładzać nastroje sensownymi wyjaśnieniami. Może wystarczyłaby merytorycznie przedstawiona zachęta? Brak chęci czy argumentów?