Edukacja wyższa oczami byłego studenta
28.01.2018 | aktual.: 28.01.2018 08:44
Na początek napiszę, że tekst ten nie ma na celu urażenia kogokolwiek, zarówno moje opinie, jak również wszelkie przytoczone informacje, które oparte są na faktach. Do popełnienia tego tekstu sprowokował mnie wpis https://www.dobreprogramy.pl/kacpi2003zzz/Dlaczego-uwazam-ze-szkolnict..., w którym, przynajmniej moim skromnym zdaniem, autor ma co najmniej mylne wyobrażenia na temat edukacji, a zwłaszcza poziomu edukacji akademickiej.
Zacznę może od tego, że wnioskując z kontekstu (być może błędnie) autor uczęszcza do liceum ogólnokształcącego, gdzie nie podoba mu się, że musi uczyć się wiedzy ogólnej, przez co nie ma czasu na rozwijanie swoich pasji. Zapewne po gimnazjum (niedługo, po kolejnej reformie, już po szkole podstawowej) autor miał możliwość wyboru swojej ścieżki edukacyjnej. Jeśli nie odpowiadała mu nauka rzeczy ogólnych, mógł wybrać sobie technikum, gdzie oprócz rzeczy ogólnych miałby jeszcze drugie tyle zajęć kierunkowych (chociaż wtedy pewnie miałby jeszcze mniej czasu na swoje pasje) lub szkołę zawodową, po której szybko mógłby wyruszyć na rynek pracy i potem ewentualnie kontynuować edukację w trybie eksternistycznym. Mimo takiej możliwości autor podjął decyzję, która go nie zadowala, a teraz postanowił dać upust swoim żalom związanym z dokonanym wyborem ścieżki edukacyjnej.
Ja sam chodziłem do technikum informatycznego, gdzie poziom informatyki był niezły (choć też nie wybitny), jak wszędzie zdarzali się różni nauczyciele, ale coś tam zawsze w głowie zostawało po zajęciach. Zajęć kierunkowych było dużo, m.in. grafika i multimedia, systemy operacyjne, programowanie (Turbo Pascal i C++), urządzenia techniki komputerowej itd. Niestety wadą technikum za moich czasów był bardzo przeładowany program zajęć, wynikający właśnie z łączenia zajęć kierunkowych z ogólnokształcącymi. Normą było 8‑9 godzin lekcyjnych, przy 5‑6 godzinach w liceum, ale zajęcia jednak dawały możliwość zdobycia konkretnej wiedzy. W 3. i 4. klasie mieliśmy specjalizację (do wyboru grafika komputerowa, bazy danych, aplikacje internetowe oraz systemy i sieci komputerowe), więc prawie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Technikum wspominam dobrze, zwłaszcza po tym, co czekało mnie na studiach.
Po skończeniu technikum w 2011 roku, wybrałem studia informatyczne na politechnice, które niestety mocno mnie zawiodły. Na pierwszym semestrze z przedmiotów typowo informatycznych była jedynie architektura systemów komputerowych oraz wstęp do programowania. Wstęp do programowania, tak naprawdę był programowaniem strukturalnym w Object Pascalu w środowisku graficznym Lazarus, natomiast Architektura była zbitkiem ledwie dotkniętych tematów związanych ze sprzętem. Jedne zajęcia o pamięciach, jedne o zegarach, jedne o procesorach, wszystko tak po łebkach, bez porównania z tym, jak podobne tematy były omawiane w technikum, gdzie przedmiot Urządzenia techniki komputerowej mieliśmy przez dwa lata i omawialiśmy dość obszerny materiał. Natomiast na architekturze były 4 wykłady w semestrze, 4 ćwiczenia i to był cały program przedmiotu. Na kolejnych semestrach o sprzęcie był jeszcze tylko przedmiot Układy zasilające, traktujący o upsach, również przez jeden semestr. Kończyło się to tak, że studia informatyczne mogła teoretycznie skończyć osoba po liceum, nie mająca pojęcia chociażby o budowie komputerów. Całe dni zajmowały zajęcia z wszelkich dziedzin matematyki, wspomnę jedynie analizę matematyczną (i zbiór zadań znany pod nazwą bodajże Zaporożec, z lat 60. XX wieku), algebrę liniową, metody numeryczne, elementy logiki i arytmetyki, matematykę dyskretną, logikę oraz teorię mnogości.
Ponadto jeszcze dwa przedmioty filozoficzne czyli Społeczeństwo informacyjne oraz Historia idei i odkryć. Same w sobie, akurat te zajęcia całkiem przyjemne, biorąc pod uwagę resztę, ale jednak praktycznie w ogóle nie związane z kierunkiem nauczania. Do tego teoria sygnałów, metrologia, fizyka, ergonomia oraz teoria elektroniki (w rzeczy samej teoria, na laboratoriach spisywaliśmy jedynie wyniki pomiarowe pokazywane na wyświetlaczu, żadnych układów nie montowaliśmy, nawet lutownicy na oczy nie widzieliśmy) no i oczywistość na informatyce czyli wychowanie fizyczne. Potem doszły jeszcze Języki, automaty i obliczenia, programowanie w języku C (w środowisku analogowym, jakim była kartka papieru i długopis), programowanie w języku C++ (jw.).
Ogólnie zajęć było na tyle, że na uczelni siedziało się od poniedziałku do piątku od 8. do 18., a weekendy spędzało się na pisaniu sprawozdań na laboratoria, więc na pasje i rozwijanie własnych umiejętności zwyczajnie już brakowało czasu. Oczywiście, część zajęć, jaką były wykłady, przynajmniej w teorii było nieobowiązkowe, zresztą większość z nich polegała na przepisywaniu z prezentacji puszczanych przez prowadzących, część z prowadzących dla odmiany przepisywała "słowo w słowo" podręcznik a widok tego mieliśmy na rzutniku. Niestety na większości z tych zajęć były listy obecności, więc chcąc, nie chcąc, trzeba było się tam pojawiać. Dodatkowo podstawową zasadą na studiach było, że mamy "umieć, a nie rozumieć", czyli trzeba było wszystko wykuć na pamięć.
Na kolejnych semestrach pojawiały się ciekawsze przedmioty (przynajmniej w założeniach), np. algorytmy i struktury danych, układy zasilające czy systemy operacyjne. Niestety prowadzący większość przedmiotów podchodzili do studentów jak do najbardziej przykrych obowiązków. Jeden z prowadzących (o wyglądzie hydraulika Mario, bez obrażania oczywiście) wszystkich wchodzących na egzamin witał słowami z Boskiej komedii Dantego: "Porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tu wchodzicie". Inny prowadzący z kolei studentom, którzy w oddawanych sprawozdaniach nie zastosowali poprawnie interpunkcji nakazywał napisanie odręcznie, długopisem o określonym kolorze (zielonym, błękitnym, różowym w zależności od humoru) dodatkowego sprawozdania np. o roli kropki lub przecinka w języku polskim i od tego uzależniał zaliczenie ćwiczeń, mimo wcześniejszego oddania poprawnych sprawozdań. Na jednym z przedmiotów celem zajęć było wykonanie projektu w językach XML, PHP oraz XSLT wedle instrukcji do laboratoriów, jednak instrukcja zawierała (zapewne celowo) błędy, na skutek czego nie było możliwe poprawne wykonanie zadania, przez osoby, które wcześniej nie miały styczności z tego typu językami. Po zagadnięciu prowadzącego z czego wynikają błędy podczas kompilacji sugerował, aby usunąć całą napisaną treść i napisać ją ponownie od zera.
Na programowaniu, tak jak wspomniałem programy pisało się wyłącznie na kartce i nie było pewności, że się skompilują na egzaminie. Na systemach operacyjnych działaliśmy m.in. na dyskietkach używając maszyny wirtualnej DOSa (dodam, że było to w roku 2013, podczas, gdy już wtedy od dobrych 5 lat nie instalowano w nowych komputerach stacji dyskietek, natomiast sprzęt na uczelni, rzadko zresztą przez nas widywany na zajęciach, pracował wyłącznie na Windows XP). Na systemach programowaliśmy również (w tym samym - 2013 roku) kontrolki ActiveX do Internet Explorera 6 w Windows Forms, więc standardzie nierozwijanym zapewne od dekady. Na jednych z zajęć prowadzący wystawiał ocenę z egzaminu w sposób całkowicie losowy, jak głosiła plotka, podrzucając prace studentów w górę, zaliczenie otrzymywały prace, które upadły na biurko, reszta musiała przyjść na drugi termin. Dodam jeszcze, że na większość przedmiotów sprawozdania należało oddawać napisane odręcznie zamiast drukowane, co samo w sobie może być uznawane za stratę czasu, przy objętości rzędu kilku do kilkunastu stron każdorazowo. Jeszcze inny prowadzący odpytując studentów mierzył im czas stoperem, podobnym do używanych przez szachistów, zapewne w celu zdeprymowania odpowiadających. Ogólnie mam wrażenie, że studia te miały na celu chyba zniechęcenie jak największej ilości studentów do kontynuowania tego kierunku, nie oferując nic w zamian tym, którzy to przetrwali.
To tylko kilka z wielu historii, które mógłbym przytoczyć, ale pokazują one mniej więcej czego się spodziewać idąc na taki kierunek. Nie mam zamiaru oczywiście zniechęcać nikogo do obranego celu, a jedynie zachęcam do głębszego zastanowienia się nad samym sensem studiowania. Jeśli ktoś chce się czegoś nauczyć, to moim zdaniem lepiej to robić we własnym zakresie lub na specjalizowanych kursach. Jeśli komuś zależy wyłącznie na papierku, to chyba najlepiej udać się na jakąś prywatną, mało prestiżową uczelnię, gdzie możliwie najmniejszym wysiłkiem można będzie go zdobyć. Dla niektórych oczywiście studia są przedłużeniem dzieciństwa, czasem na zabawę, jeśli ktoś ma takie podejście, a co więcej, może sobie na to pozwolić finansowo, to nie odbieram nikomu prawa do tego.
Edukacja w naszym kraju, nie tylko wyższa, wymaga reform, ale dokonywanych z głową, po głębokich przemyśleniach. Na własnym przykładzie widzę, że niestety uczelnie, zwłaszcza techniczne, są zacofane, a szkoda, ponieważ to właśnie tam powinna się rozwijać współpraca z przemysłem, tworzenie nowych rozwiązań, zgłaszanie patentów, niestety w tej kwestii jesteśmy w ogonie nie tylko Europy, ale i świata. Dodam jeszcze, że przez pierwsze kilka miesięcy na stażu w pracy nauczyłem się znacznie więcej niż przez kilka lat studiów, dlatego każdy sam powinien rozważyć czy warto poświęcać czas na studiowanie, zwłaszcza informatyki, bo akurat na tym się skupiam. Nie neguję, że pewne zawody, jak lekarz czy prawnik, bez akademickiej wiedzy nie mogą być wykonywane w sposób właściwy i rzetelny, ale jednak w obecnych realiach zawody związane z nowymi technologiami do takich nie należą. Nie uważam również, że mam monopol na prawdę, dlatego zachęcam do dyskusji w komentarzach i przedstawiania własnego punktu widzenia odnośnie podjętego przeze mnie tematu.
Wszystkie wykorzystane grafiki pochodzą z https://pixabay.com