Test Infinix ZERO ULTRA: Udana próba podbicia terenu flagowców
28.10.2022 | aktual.: 30.10.2022 21:49
Może nie do końca wygrana, ale skoro Infinix jest na polskim rynku od niedawna i już po tak krótkim czasie wypuszcza tak dany model, to nie mogę się doczekać, co będzie za kilka miesięcy. Mam również nadzieję, że producent nie dostanie zadyszki i to nie jest jego ostatnie słowo. Po krótkim teście Infinix ZERO ULTRA jestem jednak spokojny, bo jeśli kolejne modele będą równie udane, to za jakiś czas dostaniemy portfolio smartfonów, które będą ciekawszą propozycją, niż np. nieco generyczne i mnożące się jak grzyby po deszczu propozycje Xiaomi. Ale przejdźmy do rzeczy.
Z czym mamy do czynienia?
Infinix ZERO ULTRA zadebiutował na naszym rynku kilka dni temu i wzbudził spore zainteresowanie kilkoma naprawdę istotnymi szczegółami. Po pierwsze, bardzo dobrze wygląda, a po drugie posiada ładowanie Thunder Charge z mocą 180W, co na chwilę obecną jest najwyższą wartością na rynku (są zapowiedzi szybszych procesów, ale póki co, Infinix ZERO ULTRA rządzi) oraz aparat 200 MP z układem Samsung ISOCELL HP1. Do tego pakiet modułów łączności z 5G i NFC. Całkiem nieźle, ale warto poznać cała specyfikację, zanim wyda się wyrok. A zatem specyfikacja Infinix ZERO ULTRA prezentuje się następująco:
- Wyświetlacz: 6,8 cala, zakrzywiony na bokach AMOLED 1080×2400 @ 120Hz
- Zestaw układów: MediaTek Dimensity 920
- Pamięć RAM: 8 GB + do 5 GB pamięci wirtualnej
- Miejsce na dane: 256 GB
- System operacyjny: Android 12
- Kamera tylna: 200MP Samsung ISOCELL HP1 1/1.22" + obiektyw Ultrawide 13 MP + obiektyw makro 2 MP
- Przednia kamera: 32MP
- Wideo: do 4K 30FPS/1080p 60FPS
- Bateria: 4500mAh
- Ładowanie: 180 W Thunder Charge (100% w ok. 12 minut)
- Wymiary: 165,50 x 74,50 x 8,76 mm
- Waga: 213g
Na pierwszy rzut oka parametry na poziomie większości flagowców, choć trochę rozczarowuje procesor MediaTek Dimensity 920, który nie jest konstrukcją pachnącą świeżością. Czy to ogromna wada? Moim zdaniem – nie. Urządzenie działa naprawdę świetnie i podczas intensywnego testowania nigdy nie sprawiła problemu, ale o tym za chwilę. Tymczasem przejdźmy do wyglądu i wyświetlacza.
Wygląd, konstrukcja i jakość ekranu
Zabrzmi to banalnie, ale na pierwszy rzut oka Infinix ZERO ULTRA prezentuje się bardzo premium. Na początku obawiałem się, że biały kolor będzie odrobinę zbyt cukierkowy, szczególnie biorąc pod uwagę specyficzny wzór przypominający nieco roztopiony metal lub białą mapę topograficzną, ale po wyjęciu z pudełka i pozbyciu się wszystkich folii ochronnych, smartfon wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po pierwsze – budowa. Solidna, dość ciężka i dająca poczucie obcowania z urządzeniem wysokiej klasy. Nie ma wrażenia, że coś jest wykonane ze słabej jakości materiałów, co potęguje dodatkowo słuszna masa – 213 gram. Oczywiście dla jednych będzie to zaleta, dla innych spora wada, ale ja lubię czuć w ręku, że mam urządzenie solidne, a nie lekką i plastikową zabawkę. Poza tym ZERO ULTRA dobrze leży w dłoni, pod palcami czuć zmieniającą się fakturę wspomnianych wzorków, choć mimo to jest dość śliski i korzystanie z niego bez żadnych plecków ochronnych może skończyć się źle. W zestawie znajdziemy silikonowy pokrowiec, ale ze względu na dość specyficzną budowę m.in. ekranu oraz ogromną wyspę aparatów, jego walory ochronne i użytkowe mogłyby być nieco wyższe. Po pierwsze, pokrowiec nie przylega idealnie na bokach, bo nie ma się czego „trzymać”. Poza tym wyspa aparatów, swoją drogą ogromna, mogłaby być lepiej chroniona – pokrowiec ma po prostu w tym miejscu spore wycięcie i próg, który ma chronić obiektywy. Szkoda, że nie ma osobnych wycięć na każdy z obiektywów.
To, co rzuca się w oczy, to zagięty na bokach ekran. Takie atrakcje znamy m.in. z niektórych flagowych modeli Samsunga. Ponownie – takie rozwiązanie ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Mnie się to podoba i w niczym nie przeszkadza. Zaledwie kilkukrotnie zdarzyło mi się, że coś przypadkowo włączyłem np. krawędzią dłoni podczas wybierania innej opcji, ale powtarzam – zdarzyło się to kilkukrotnie. Podczas przewijania tekst nieco chowa się za krawędzią, a gdy patrzymy na ekran na wprost, zagięte szkło odrobinę zmienia podświetlenie, ale w konwencjonalnie wykonanych smartfonach w tym miejscu byłaby już ramka, a tutaj mamy dodatkowe dwa milimetry ekranu. Mi się to podoba, nie każdemu musi – kwestia upodobań. Niewielkim problemem była fabrycznie przyklejona folia na wyświetlaczu, która po kilku dniach zaczęła się podwijać na brzegach. Nie wiem, czy w innych modelach z podobnymi ekranami jest ten sam problem i ciężko dobrać odpowiednią folię? Może ktoś miał podobny problem np. w Samsungu z serii Edge?
Sam ekran 6,8 cala jest świetnej jakości, jasny, ze świetnym kontrastem i odświeżaniem od 60 do 120 Hz. Możemy ustawić albo jedną z wartości „na sztywno”, albo wybrać opcję automatycznego dostosowywania odświeżania ekranu. Rozdzielczość 1080p (z rozszerzeniem do 2400 pikseli w pionie) jest moim zdaniem optymalna i serwowanie 4K w smartfonie to trochę przerost formy nad treścią, ale ponownie – to tylko moje zdanie. Stosunek ekranu do obudowy na poziomie 90,5% jest imponujący, a 387 ppi jak na tą półkę cenową jest więcej niż wystarczający.
Aparaty i jakość zdjęć
Infinix ZERO ULTRA kusi między innymi aparatem 200 MP Samsung ISOCELL HP1. Czy to wszystko jest warte zachodu? Na początku byłem sceptycznie nastawiony do takich rewelacji, ale po kilku zdjęciach próbnych byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie jest to kandydat na lidera w rankingu DxoMark, ale zdecydowanie sprosta zadaniom stawianym przez amatorskich fotografów, którzy oczekują nieco więcej, niż tylko bezwiednego robienia setek zdjęć ze spaceru do lasu. Prywatnie korzystam z Samsunga Galaxy S20+, który lata świetności ma już za sobą, ale wciąż zadowala mnie jako sprzęt do robienia zdjęć. Infinix ZERO ULTRA zaskoczył mnie bardzo neutralnymi kolorami. Na początku miałem wrażenie, że są odrobinę wyblakłe, ale to Samsung zawsze podbija kolory, a Infinix starał się utrzymywać naturalność. Jeśli ktoś chce, zawsze może je podkręcić w post-produkcji i moim zdaniem, dla nieco bardziej wymagającego użytkownika, jest to lepsze rozwiązanie. O wiele łatwiej jest podbić kolory, niż sprawić, aby były naturalne. Poniżej kilka przykładów w różnych warunkach, a w linku poniżej więcej zdjęć w różnych rozdzielczościach, bez obróbki, kadrowania itp.
Zdjęcia i kilka filmów z Infinix ZERO ULTRA w oryginalnych wersjach (również 200 MP).
Po włączeniu opcji zdjęcia 200 MP trzeba pamiętać o tym, aby postarać się o stabilność ręki. Nie musi to być statyw, ale zdjęcie w ruchu w tym trybie raczej nie wyjdzie. Poza tym po wykonaniu zdjęcia jest ono zapisywane kilka sekund, więc kilka fotek pod rząd również może być problemem. Ale nie oszukujmy się, nie będziemy robić zdjęć 200 MP za każdym razem tym bardziej, że po zapisaniu zajmują od 50 do 70 MB w rozdzielczości 16384 × 12288 pikseli. Ich jakość jest naprawdę dobra (o ile utrzymaliśmy smartfon stabilnie), ale różnicę widać dopiero po powiększeniu na jakiś detal. Momentami jest to dość imponujące. Oczywiście idealnie, jeśli będzie dobre światło, ale w trybie nocnym także efekty są zadowalające. W trybie konwencjonalnym smartfon robi zdjęcia w rozdzielczości 12,5 MP (4064 × 3048) i rozmiarze ok. 4‑5 MB.
Reasumując, Infinix ZERO ULTRA radzi sobie z fotografią naprawdę świetnie. Przy odpowiednim świetle, nawet nocą (przy świetle sztucznym) robi dobre zdjęcia w trybie automatycznym. Przy 200 MP opóźnienie w zapisie jest zauważalne, wymaga również stabilności podczas rejestracji kadru, ale bez problemu zrobimy dobre zdjęcie „z ręki”. A jak z nagrywaniem wideo? W tej dziedzinie nasz bohater wypada raczej przeciętnie, bowiem może nagrywać maksymalnie w 4K przy 30 klatkach na sekundę bez żadnej stabilizacji czy HDR, bowiem te opcje (albo stabilizacja, albo HDR – nie obie jednocześnie) ograniczają parametry obrazu do 1080p przy 30 klatkach na sekundę. Nie wiem, czy to ograniczenie programowe, niewystarczająca wydajność procesora Dimensity 920, ale przyznam, że to spore zmarnowanie gigantycznego potencjału zestawu aparatów. Być może przy okazji kolejnych aktualizacji pojawi się możliwość rejestrowania obrazu przynajmniej 4K przy 60 klatkach na sekundę bez wspomagaczy lub 1080p przy 60 klatkach na sekundę z włączonym HDR i OIS. W końcu Samsung potrafi dodawać nowe funkcje do aparatu, więc Infinix też dałby radę!
System, wydajność i benchmarki
Podczas normalnego korzystania z urządzenia i po uruchomieniu kilkunastu aplikacji, nie zauważyłem żadnych wyraźnych spadków wydajności, przycięć czy innych niepokojących oznak, że procesor i pamięć dostają zadyszki. System działał płynnie, przyjemnie, z natychmiastową reakcją mimo, iż zaśmieciłem pamięć kilkudziesięcioma aplikacjami. Swoją drogą na starcie dostajemy całe zastępy różnych preinstalowanych aplikacji, więc chwilę zajmie, zanim wszystkie usuniemy lub wyłączony (nie wszystko można odinstalować). Dla mnie nie jest to jakimś drastycznym problemem, bo i tak po uruchomieniu spędzam z nowym smartfonem wiele godzin, zanim wszystko ustawię tak, jak lubię i sprawia mi to nawet frajdę, ale nie ukrywam, wolałbym mieć czysty system. Niektórzy producenci już się „nawrócili”, więc może i Infinix do nich kiedyś dołączy. Nakładka XOS V12 jest czytelna, przyjemna w odbiorze, być może troszkę przeładowana funkcjami, ale to kwestia przyzwyczajenia. Zdarzały się miejsca, gdzie nie wszystko było przetłumaczone na język polski, ale z chęcią przetestowałbym ZERO ULTRA po pierwszych aktualizacjach.
Jeśli chodzi o wydajność, w większości przypadków Infinix ZERO ULTRA plasował się na średniej półce z tendencją do wyprzedzania kilku mocniejszych rywali. Wiem, że wielu może narzekać na wspomniany procesor Dimensity 920 i model z nieco wyższej półki np. Dimensity 8100 przeniósłby ZERO ULTRA na zupełnie inny poziom, ale może producent szykuje na niedaleką przyszłość coś jeszcze ciekawszego? Tymczasem rzućcie okiem na testy z kilku benchmarków i oceńcie sami.
Bateria i ładowanie
Z największą obawą podchodziłem do ładowania 180W Thunder Charge. W końcu jest to dość WYSOKA moc jak na smartfona. Zacznijmy jednak od samej wydajności baterii. Po pierwsze – Infinix ZERO ULTRA bije na głowę mojego prywatnego Galaxy S20+. Pomijam już wiek urządzenia i zastosowane ogniwo, ale korzystanie z ZERO ULTRA pod względem wydajności na baterii było zupełnie innym doświadczeniem. Przy intensywnym użytkowaniu tj. ciągła synchronizacja, dużo zdjęć i rozmów, lokalizacja GPS i częste przeglądanie Internetu, Galaxy S20+ dawał za wygraną już w połowie dnia. Infinix przy tym samym (albo i nieco intensywniejszym) użytkowaniu dawał radę przez cały dzień, a i tak wieczorem miał jeszcze 25‑30 procent zapasu. Poza tym po podłączeniu do mojej prywatnej ładowarki biurkowej o mocy 100W (ładowarka Ugreen CD226) z 30% do 80% naładował się w niecałe 10 minut, a przecież to nie pełnia możliwości!
Po aktywacji funkcji szybkiego ładowania w opcjach (z odpowiednim ostrzeżeniem), od 10 do 100% telefon naładował się w niecałe 12 minut! Wiem, że producent zapewnia, że w 12 minut telefon naładuje się od 0 do 100%, ale pewnie są to odpowiednie, idealne warunki, wyłączony ekran (wybudzenie ekranu zmniejsza prędkość), odpowiednia temperatura itp. Nie miałem możliwości, aby to sprawdzić „laboratoryjnie”, ale czas ok. 12 minut od 10 do 100% to moim zdaniem rewelacyjny wynik. Podczas ładowania nic szczególnego się nie działo, wartość procentowa baterii rosła w oczach, a telefon tylko nieznacznie się nagrzał. Nic spektakularnego, oprócz błyskawicznego przyrostu poziomu baterii. Swoją drogą dołączona do zestawu ładowarka 180W jest gigantyczna!
Cena i podsumowanie
Oficjalna polska cena Infinix ZERO ULTRA np. w sklepie MediaExpert to 2999 złotych, ale na początku, tuż po premierze można było kupić urządzenie w cenie niższej o 300 złotych. Czy to dużo? Zapewne kwestie pieniędzy będą rozpatrywane zawsze, nawet, jakby testowany smartfon kosztował 1999 złotych albo mniej. Konkurencja na rynku jest gigantyczna i każdy znajdzie coś, co jest dla niego ważniejsze, niż ładowanie 180W Thunder Charge, zakrzywiony na brzegach ekran czy aparat 200 MP. Prawda jest jednak taka, że na rynku na chwilę obecną próżno szukać urządzenia, które ma to wszystko, a poza tym świetnie wygląda i bardzo dobrze działa. Zapewne wkrótce i inni producenci wystartują do wyścigu o szybkość ładowania oraz liczbę megapikseli, ale na chwilę obecną Infinix ZERO ULTRA wysuwa się na prowadzenie.
Powtarzam: Zdjęcia i kilka filmów z Infinix ZERO ULTRA w oryginalnych wersjach (również 200 MP).