Cyberbug czy już Cyberpunk?
26.08.2022 | aktual.: 26.08.2022 11:22
Od czasu kiedy Cyberpunk 2077 ujrzało światło dzienne, minęło właśnie około półtora roku. Każdy kto interesuje się grami zapewne pamięta jak niegrywalny był to tytuł na premierę. Mnóstwo błędów krytycznych (czyli takich które uniemożliwiały nawet ukończenie gry), i jeszcze więcej mniejszych bug‑ów (niektóre nawet zabawne, np. te związane z absurdalną fizyką). Prawdopodobnie kupione recenzje w sieci (bo hurraoptymistyczne, oderwane od rzeczywistości), embarga informacyjne, aż w końcu krokodyle łzy zarządu jak się okazało, że tym razem wersji milestone (tak, wiem, przesadzam) nie sprzedaje się za 200zł… Wszyscy, którzy szanują swój portfel dostali jasny sygnał: omijać szerokim łukiem, niech bankrutują, niech będą przykładem jak kończy studio z takim modelem biznesowym. Na pohybel!
Czekałem na ten świat z utęsknieniem bo raz, że niewiele jest gier RPG osadzonych w przyszłości (jednocześnie nie tak dalekiej jak w Mass Effect). Z naprawdę udanych ostatni był… Deus Ex, i powiedzmy że Deus Ex: Human Revolution (choć akurat ten ma z protoplastą-sequelem tyle wspólnego co Fallout 3 z poprzednikami). Dwa, że w Cyberpunka grałem na zielonej szkole (w tego papierowego rzecz jasna). A więc czekałem, czekałem i… jak wielu, sromotnie zawiodłem się poziomem technicznym, który wówczas całkowicie przekreślał sens grania.
Jak ta gra działa dzisiaj?
Czy w ogóle cokolwiek w niej twórcy poprawili? Czy może CD Projekt Red zdecydowało się utopić nomen omen projekt i spróbować odbudować renomę na Wiedźminie 4 (Wiedźmince ze szkoły rysia? ;))? Dopiero co ukończyłem Cyberpunk 2077 w wersji 1.52, na PS4 („trapezie”, czyli nawet nie Pro), zatem na najgorszej możliwej platformie na której można w tę grę zagrać. Mam za sobą 111 godzin (trochę więcej, ale tyle pokazuje licznik na save’ie). Zrobiłem wszystkie możliwe, niekonfliktujące ze sobą questy, wszystkie poboczne, wszystkie dodatkowe zadania, włączając w to tzw. wbicie platyny. Można więc powiedzieć, że ukończyłem grę niemal na 100%.
I wiesz co? Bug‑ów krytycznych doświadczyłem sztuk dwie, ale powiązane były z fizyką, na szczęście dało się je obejść. Pierwszy w jednej z misji gdzie trzeba było jechać z „Pamcią” do punktu docelowego lub wybrać że samodzielnie tam trafimy (przepraszam, ale nie pamiętam nazwy misji). Kiedy jechaliśmy razem to w pewnym momencie dziewoja się zatrzymywała i już nigdy nie można było wysiąść z auta. Kiedy ręcznie gracz wybierał pominięcie jazdy, gra za każdym razem wysypywała się do menu konsoli… A więc już wkurzony, pomyślałem, że sam tam trafię – też nic z tego bo Panam w połowie drogi utykała i nigdy nie dojeżdżała tam gdzie ma w skrypcie. Rozwiązaniem okazało się rozpędzenie swojego wehikułu i staranowanie pojazdu, tym samym wybijając ją z „zabłąkanego” collision box’a. Drugi bug polegał dokładnie na tym samym, w misji ze Skorpionem który „żegnał” kolegę. Również trzeba było mu pomóc wydostać się z nieistniejącego kamienia…
Innych błędów związanych z quest-ami nie doświadczyłem, ale za to z fizyką nagminnie. Wcale rzadkie są katapulty samochodu na wysokość dziesiątego piętra (po pechowym zahaczeniu np. o latarnię), nienaturalne zachowanie na nierównościach (rejon Badlands). Kilka razy skleiły mi się i rozciągały kończyny. Da się z tym żyć, choć jest irytujące i psuje immersję.
Piętą achillesową tego silnika jest doczytywanie obiektów i tekstur (na tej samej konsoli nie ma problemu z innymi otwartymi światami jak w Red Dead Redemption 2, Grand Theft Auto 5 itd.). W mojej konsoli siedzi jakiś HDD 5400rpm, czyli wolny jak ślimak nośnik, ten sam z którym PS4 trafiła pod moją strzechę. Jadąc szybko Caliburnem, Ctuhlu lub Porsche, zaczynam mijać budynki z mipmapami. Po zatrzymaniu, mija kilka sekund zanim się „oteksturują”, drzwi zaczną się otwierać, wnętrza sklepów wypełniać, a ludzie rozmawiać. Być może na SSD działa to lepiej, a jeśli wierzyć graczom na PC to różnica pomiędzy HDD, a SSD nawet na SATA jest w tej grze ogromna (wiadomo, że nie tylko w tej a wszystkich, ale chcę podkreślić jak bardzo).
Większość ulic jest wyludniona i bez aut, a tam gdzie się pojawiają, pojawiają problemy z doczytywaniem i tzw. „crashowaniem”.
Podsumowując: technicznie jest tak sobie – wręcz czytając powyższe zniechęcająco – ale da się już grać bez stresu, że gdzieś po kilkudziesięciu godzinach utkniemy na amen w pacierzu (w czym pomaga mnóstwo auto-save’ów dla zapominalskich o tej jakże istotnej funkcji szczególnie w RPGach) i można się przyzwyczaić do rzeczy, których nie należy robić aby nie doświadczyć „buraków gry”.
Architektura
Nawet na tak słabej platformie potrafi zapierać dech w piersiach. Budynki i ich wnętrza różnią się stylem, mają swój charakter, nie czuć że to zwykłe klocki kopiuj-wklej. Każda dzielnica ma swój klimat, każdy region inaczej wygląda. Do tego cykle dzień-noc nie trwają 20 minut jak w większości gier tylko dużo dłużej. Tutaj artyści rewelacyjnie operują kolorem. Nie mogę tego samego powiedzieć o GTA, Asasynach, ani nawet o Wiedźminie 3, do którego Cyberpunkowi najbliżej (a już F4/76 pominę z litości). Kilka przykładów (wszystkie z PS4, a więc bez RTX, a także bez filtrów z Photo Mode):
Sceny
Drugi aspekt, który mnie urzekł to choreografia scen liczonych w czasie rzeczywistym. Zwykle taka ilość animacji przypada grom tunelom-bobslejowym – dlatego że jest to bardzo drogie w produkcji i czasochłonne. W RPGach postacie z którymi rozmawiamy na ogół się tylko bujają z prawa na lewo jak kłody drewna wbite w klepisko. Co prawda nadal dotyczy to tylko kluczowych scen, czyli zadań z głównej osi fabularnej i pobocznych, ale to jest coś czego Wiedźmin 3 miał niedobór. W połączeniu ze świetnymi dialogami (ale tylko w języku angielskim, po polsku wszystko jest teatralne – czyli standard w naszym dubbingu…), naturalnie prowadzonymi (rozmówcy nie czekają na swoją kolej wypowiadanej kwestii, rozmowy są płynne) daje to iście filmowy efekt.
Opowieść, która zostaje w potylicy
Uwaga: Jeśli odwrotnie do mnie, nie chcesz wiedzieć o czym jest gra zanim w nią zagrasz, pomiń ten akapit ponieważ zawiera tzw. spoilery.
Zaczynamy jako (w moim przypadku) „korposzczurek” wplątany w korporacyjną intrygę, który to wylądował na ulicy z niczym. Wizja szybkiego wzbogacenia się na wykradnięciu specjalnego chipa, rychło zamienia się w koszmar. Tracimy najlepszego przyjaciela, a nawet życie. Gorzej, bo zaczynamy powoli również tracić swoje jestestwo. Bowiem na „karcie pamięci” (jak w grze to nazywają: drzazdze) znajdował się engram (dump zawartości mózgu) Johny’ego Wick… O pardon, Kenu Riv… To jest, Srebrnorękiego. ;) Terrorysty, który 50 lat temu odpalił ładunek jądrowy zdmuchując siedzibę główną Arasaki, kawałek miasta i jego mieszkańców. Karty z „bańki” wyjąć nie można bo jest to jednoznaczne ze śmiercią, a ta powoli nadpisuje dane w neuronach. V widzi również graficzne manifestacje swojego „pasożyta”, wchodzi w nim nierzadko w dyskusje, a jeszcze częściej wysłuchuje cynicznych, ironicznych komentarzy odnoszących się do poczynań bohatera (uwielbiam ten rodzaj poczucia humoru). Przez całą grę V próbuje dowiedzieć się i zrozumieć co się z nim dzieje, by na końcu (w każdym zakończeniu) okazało się, że nic się zrobić nie da i że jedyna forma przedłużenia egzystencji to skopiowanie siebie do sieci w takiej samej postaci engramu jak Johny lub około pół roku życia w obecnym ciele.
A więc fabuła gry tylko pozornie kręci się wokół postaci V i Silverhanda. Tak naprawdę opowiada coś innego, porusza problem przed którym my jako ludzkość pewnego dnia staniemy – problem duszy, jestestwa, istnienia. Czy nadal będziemy ludźmi po wymianie na same części mechaniczne jak w przypadku Adama Smashera? Głowa zostaje, więc teoretycznie tak. Czy będziemy tymi samymi ludźmi po przeniesieniu danych z mózgu do postaci cyfrowej i wgraniu do innego człowieka? Logicznie myśląc nie, ponieważ jak wiemy, informacji nie da się przenieść – ani tej rozumianej dosłownie jako ciąg zer i jedynek, ani jako abstraktu – można jedynie je kopiować lub usuwać. Skoro powielać lub kasować, to tak jak w przypadku hipotetycznej teleportacji, popełnilibyśmy samobójstwo, zastępując siebie idealną kopią, która myślałaby że jest oryginałem. Przyznasz, dość niepokojąca wizja. Mało tego, co z etycznym wymiarem kopii człowieka, dajmy na to zmarłej żony do jej klona (lub jak w grze, Saburo Arasaki zastępując dane swojego syna w ciele syna)? Po wgraniu engramu, mentalnie i fizycznie byłaby dokładnie tym samym człowiekiem, a jednak tamta postać de facto nie żyje. I w końcu – co z „nieśmiertelnością” bogatych, na tle biedoty-robaków, która haruje na ich luksusy bez jakiejkolwiek szansy na awans społeczny? Takie właśnie pytania pozostawia Cyberpunk po napisach końcowych.
Sama kreacja świata gdzie trafiamy to technokratyczna dystopia, praktycznie bez prywatności, z własnością sukcesywnie przejmowaną przez korporacje, włączając w to własność pomiędzy uszami, bez moralności i bez żadnych zahamowań. Liczą się tylko eurodolary. Środowisko naturalne zdewastowane, większość zwierząt wyginęła, a globalne ocieplenie jest codziennością. Na wirtualnych ulicach pełno promocji dewiacji seksualnych, a religie istnieją tylko w zohydzonej postaci (np. karykatura pasji Jezusa, bo na kpinę z islamu zabrakło twórcom chromowanych jaj). Wygolone łby, kobiety-brudnopisy, cyber-implanty. Korporacjonizm w szczytowej formie. Coś Ci to przypomina czytelniku? Czy nie zmierzamy w tym kierunku? Czy ten proces już się nie rozpoczął (nawet bez wszczepów i kabla w nadgarstku)? Nie będziesz mieć niczego i będziesz (podobno) szczęśliwy…
Grać czy nie grać?
MIMO WSZYSTKO, pomimo całego tego bagna niedoróbek w fizyce (których nie oszukujmy się, nikt nigdy już nie naprawi…), i mimo jak ja to nazywam: skażenia ideologicznego, wbrew przykazaniu unikania wszystkiego co ma pozór zła – bardzo wiele stracisz jeśli nie ukończysz tej gry. To nie tylko polygonalne ludziki na dysku twardym, to opowieść o przyszłości, która nam realnie zagraża (a jeśli nie bezpośrednio nam to naszym potomkom), opowieść o ludziach którym przyszło żyć w świecie nienadającym się do życia.
Moja ocena: 7/10. Gdyby nie problemy fizyką, absurdalnie wysokie ceny w sklepach (broni, schematów etc.) i brak oznaczeń dla unikalnych przedmiotów (są tylko dla iconic) to 9/10, a nawet 10/10.