Moja przygoda z pamięcią flash firmy Kingston.
16.07.2011 21:40
Sytuacja opisana w tym wpisie pochodzi z maja 2010 roku.
Pewnego dnia chciałem wrzucić kilka plików na mojego pendriva Kingston DataTraveler 101 2GB Hi‑Speed. Zamiast informacji o czasie pozostałym do końca wgrywania danych, otrzymałem niezbyt miłą niespodziankę. Pojawił się komunikat o błędzie zapisu. Niestety brzmiał on następująco: "Dysk zablokowany". W efekcie nie mogłem ani usuwać, ani dodawać żadnych plików, a nawet nie było możliwości jego sformatowania. Pakiet antywirusowy również nic nie poradził w tej kwestii - nie zostało odnalezione żadne zagrożenie. Na szczęście, dane były dostępne do odczytu. Skopiowałem wszystkie dane i udałem się do sklepu, w którym kupiłem pendriva. Sprzedawca sam próbował rozwiązać problem. Lecz i on nic nie wskórał. Więc zdecydowałem się złożyć reklamację.
Aby wysłać towar w ramach gwarancji, nie był potrzebny rachunek (który posiadałem), lecz numer produktu. Znajdował się on na opakowaniu pudełeczka, w które zapakowany był pendrive. Tego pudełeczka niestety nie posiadałem. Sprzedawca na zapleczu znalazł pudełko od tego samego pendriva. Dzięki temu mógł spisać numer i wysłać na reklamacje. Po tygodniu dostałem pieniążki na zakup nowego, ponieważ tamten okazał się "trefny". Nie dostałem nowego produktu, bo ten już wyszedł z produkcji.
Źródło: okazje.info.pl
Wnioski: Wszystko może się zepsuć bez winy użytkownika, nawet pamięć flash. Często jej okres gwarancji jest bardzo długi, nawet dożywotni, bo pendrivy raczej się nie psują. Chyba, że sobie popływa ale to już nie kwalifikuje się na gwarancje. Nie tylko paragon jest ważny ale i pudełko. Przynajmniej co do pendrivów Kingstona.