Netrunner 4.2 Dryland Second Edition - recenzja
10.08.2012 | aktual.: 10.08.2012 20:41
Jak niektórzy z Was mogli wyczytać na moim blagu, szykuje mi się dłuższy wyjazd. W dodatku zaczynałem być do tyłu z wersjami oprogramowania, a na Kubuntu nazbierało mi się nieco ponad 130 aktualizacji do zrobienia. I, z całym szacunkiem dla tej dystrybucji, uważam że po takim zbiorczym zastępowaniu pakietów system by już nigdy nie wstał.
O Netrunnerze po raz pierwszy usłyszałem w okolicach wydania 4.1, potem zaintrygowała mnie recenzja autorstwa znanego tutaj wszystkim fana KDE. On też namawiał mnie do postawienia na właśnie tę dystrybucję i nawet uprzedził zawczasu o kilku błędach, za co jestem mu wdzięczny. Chociaż czasami wyrażał się o Netrunnerze tak:
Tło
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą: Netrunner to dystrybucja, która obecnie jest finansowana przez firmę Blue Systems, inwestującą bardzo mocno w otwartoźródłowe oprogramowanie, szczególnie w sektor dotyczący środowiska graficznego KDE. Bazuje ona na Kubuntu i jest skierowana "do każdego", czyli ma być jak najprostsza i jak najfajniejsza w odbiorze.
Przed instalacją poszukałem informacji o tym, jak Kubuntu 12.04 (na którym opiera się Netrunner 4.2) współpracuje z moim nieodłącznym towarzyszem życia, Samsungiem R580. Voria nadal odwala kawał dobrej roboty z jego Linux On My Samsung, nie ma jeszcze paczek wszystkich wersji modułu nvidia-bl-dkms do jąder z linii 3, niektórzy skarżą się na to, że nowsze wydania własnościowych sterowników pożerają mnóstwo % CPU. Co ciekawe, i o czym za chwilę się przekonacie, moje doświadczenia niekoniecznie zgadzają się z tymi informacjami :]
Instalacja
Stary, dobry Ubiquity daje radę, podmieniono oczywiście słowo "Kubuntu" i pozmieniano trochę ikon oraz kolorków. I wszystko byłoby super, gdyby nie drobne "ale":
Zostałem zawczasu uprzedzony przez wyżej wspomnianego osobnika o tym, że brak połączenia z Internetem i wybranie innego niż domyślny języka równa się zwis. Sam odkryłem dodatkowo, że wpisanie spacji w nazwie komputera (hosta) skutkuje obrazkiem powyżej. Rzecz jest o tyle kretyńska, że wszystkie pola z jakimiś wymogami poza nazwą hosta mają autosprawdzanie czy to, co wpisaliśmy, trzyma się reguł. Wpisujesz login z małej litery? Elegancko uprzedzi, że tak nie wolno i pozwoli poprawić. Hasła się nie zgadzają? To samo. Spacja w nazwie komputera? CRASH!
U mnie dodatkowo rozwaliło to tablicę partycji, ponieważ tak się niefortunnie złożyło, że wpisałem felerną nazwę podczas pracy programu tworzącego partycje (ubi-partman) :]
Nie wiem też, dlaczego dystrybucja podobno mająca na pokładzie wszystkie kodeki z marszu, oferuje opcję ich doinstalowania jak Ubuntu. To jak w końcu jest, są te kodeki i Flash czy bez ticka w instalatorze ich nie ma?
Ach, instalator nie umie się też podpiąć pod zrobione wcześniej /home (a raczej umie, ale wywala go to na amen). Nie zaznaczajcie też dostępnej w standardzie opcji szyfrowania, bo - niespodzianka! - CRASH!
Pierwsze wrażenie
Przebrnąwszy przez instalator, ujrzałem domyślny Pulpit. Kilka gigantycznych ikon, ładna tapeta (naprawdę ładna), standardowe zaśmiecenie dolnego panelu i bałagan w trayu. Uporządkowałem sobie wszystko wedle gustu i wygląda to tak:
Wspomniane ogromne ikony (na screenie niewidoczne, usunąłem je) prowadzą do autorskich narzędzi Blue Systems:
Runners-id, czyli chmura (niewiele różniąca się praktycznie od Ubuntu One):
Web‑Accounts, czyli integracja z popularnymi kontami:
My Computer, czyli przegląd informacji o systemie:
Żadne z nich nie jest mi niezbędne do życia, ale postanowiłem je zbadać. Cóż....
Dodatkowo, zamiast zrobić My Computer jako osobny programik, jest on nakładką na poczciwego Konquerora. W efekcie przeglądarka ta, choć zainstalowana, nie nadaje się do użytku, bowiem wycięto z niej sporo rzeczy. Niepotrzebnie zajmuje więc miejsce jako podstawa czegoś, co mogłoby być "samostójką".
Domyślna dekoracja okien to nadal marny klon tej z Windowsa 7. Marny, bo wygląda gorzej niż oryginał. Dźwięk grany podczas startu systemu jako żywo przypomina ten z goszczącego u mnie jeszcze wczoraj na dysku Kubuntu, tylko wydłużony jakby ktoś bawił się Audacity. Standardowo włączone są dwuklik oraz klasyczny układ menu.
Menu, w którym jest kupa śmieci. Edytor tegoż pokazuje mnóstwo klonów rozmaitych pozycji (Kage Bunshin No Menu?), a także dziwaczny folder .hidden zawierający tylko 3 losowe (?) pozycje. Nowicjusze docenią zapewne podmenu Web‑Sites z Facebookiem (a fuj!), Youtube oraz...Jack n Joe, który jest powiązanym z Blue Systems sklepem z aplikacjami.
Samsung a Linux v3
Po raz trzeci już przychodzi mi pisać o współpracy pingwina z R580-JS0DPL. I jest lepiej niż było :]
Na sterownikach otwartoźródłowych, a więc choćby z poziomy LiveCD, regulacja jasności ekranu działa z kopa. Jest też ustawianie głośności przyciskiem funkcyjnym Fn i strzałkami w lewo oraz w prawo. Po doinstalowaniu Samsung-Tools (wraz z jego backendem, easy-slowdown-manager) jest komplet funkcjonalności.
Na własnościowych sterownikach nVidii sprawa jak zwykle nieco się komplikuje, a konkretniej należy dodać:
[code=Bash]Option "RegistryDwords" "EnableBrightnessControl=1"[/code]
w sekcji Device pliku /etc/X11/xorg.conf
I tyle! Netrunner u mnie domyślnie posiada quiet splasha (można sprawdzić z poziomu ustawień Systemowych, Uruchamianie i Wyłączanie - zakładka Advanced). Na szczęście moduł nvidia-bl-dkms nie jest do R580 wymagany. Niektóre modele firmy Samsung jednak nie będą działać w pełni bez tego modułu, gdyby kogoś problem dotyczył, niech poszuka wersji od 0.74 wzwyż (czyli dla jąder serii 3). Albo kliknie odnośnik w tym akapicie.
A skoro jesteśmy przy sprzęcie, jockey (wyszukuje własnościowe sterowniki) nie działa . Ręczna instalacja sterowników jest niepotrzebna, bo są w systemie - należy je za to aktywować. Podczas odpalania tychże sugerowana jest komenda do terminala, ale nie przynosi ona efektów. Osobiście zupełnie przypadkiem je włączyłem, co z kolei zaskutkowało rozdzielczością z lat 80 (bodaj 264 px). Remedium:
[code=Bash?]sudo apt-get update[/code]
[code=Bash?]sudo apt‑get purge nvidia-current[/code]
[code=Bash?]sudo apt‑get install linux-source[/code]
[code=Bash?]sudo apt‑get install linux-headers-generic[/code]
[code=Bash?]sudo apt‑get install linux-image[/code]
[code=Bash?]sudo apt‑get install nvidia-current[/code]
[code=Bash?]jockey-text -e xorg:nvidia_current[/code]
Nie zanotowałem żadnych problemów z wydajnością na sterownikach własnościowych, wliczając przytoczony we wstępie tego wpisu mit o zajmowaniu przez nie CPU.
Niedoróbek galore!
Pierwsze sugerowane aktualizacje chciałem zrobić w Muonie. Duży błąd. Nie jest to nijak możliwe (cudne errory), należy początkową transzę uaktualnień wykonywać z poziomu terminala. Potem Muon już daje radę, chociaż prędkość pobierania jest żałosna.
Za to same aktualki rozwalają Flasha (trzeba przeinstalować), tackę systemową (wszystkie ikony zmieniają miejsce na losowe, reboot pomaga) oraz zapisane profile sieci bezprzewodowych (należy usunąć wszystkie i od nowa wklepywać hasła do WiFi).
Generalnie ilość drobnych, kretyńskich niedopatrzeń autentycznie przeraża. Standardowy odtwarzacz muzyki to Qmmp. Niestety, użyto skórki, którą najlepiej opisuje ten cytat:
The Qmmp player looks like a 90s car radio interface and it does not conform to any KDE standard, including the transparent borders.
Qmmp ma także problem tożsamy z menu - dublowanie się pozycji:
Nie jest to odosobniony przypadek brzydoty. Firefox ma na starcie kilka motywów, częściowo przeznaczonych tylko dla starszych wersji przeglądarki (!) i w stu procentach brzydkich jak noc. Cieszą AdBlock oraz DownloadHelper, pozostałe rozszerzenia to raczej średnio użyteczny spam. Ogólny układ elementów przeglądarki jest NIECO mniej Frankenfoksowaty, jednak nadal wygląda miernie:
Filmiki QuickTime wywalają po kolei przeglądarkę, MPlayera i Apporta (służy do wysyłania logów od błędów). Nieźle.
A może skonfigurujmy touchpad?
Do tego Alt+F2 nie włącza domyślnie KRunnera, bo ktoś się pomylił przy tworzeniu distra. Robi to...Pause/Break.
Jest tego od groma i ciut, zapewne mógłbym listą bugów i niedopatrzeń zrobić całą serię osobnych wpisów. Fatalne jest również podejście developerów - na większość bugów odpisują tylko "upstream bug" i temat skończony. Jest to o tyle cyniczne i po prostu chamskie, że upstream to w tym wypadku KDE i Kubuntu, gdzie pracują właśnie ludzie opłacani przez Blue Systems! Lucas wypomniał mi tutaj niewielki czas pracy nad upstreamem, ale nadal nie tłumaczy to takiego zachowania. Zresztą, skoro jest tyle bugów, może było się wstrzymać z wydaniem Netrunnera na jakiś czas?
Nie będę się już jednak pastwił i przejdę do oceny.
Summa summarum
Netrunner 4.2 Dryland Second Edition w skali procentowej dostaje u mnie 45% jako całość. Większość rzeczy pozytywnych zawdzięcza nie dystrybucji jako takiej, a KDE oraz Kubuntu. Fakt faktem, że obecnie ci sami developerzy pracują nad tymi projektami, więc jest to w pełni uzasadnione i logiczne.
Podobają mi się bardzo założenia Netrunnera, ale ich wykonanie jest fatalne. Na usuwaniu niepotrzebnych mi do szczęścia rzeczy i naprawianiu bugów spędziłem dokładnie tyle czasu, ile spędziłbym nad zapełnianiem pustego (jak portfel studencki) w defaultcie Kubuntu.
Koniec końców mam jednak to, czego chciałem - Debianowca z KDE, najnowszymi wersjami oprogramowania (GIMP z trybem 1 okna, Skype 4, itd.) i pełną obsługą mojego laptopa. I nie skreślam Netrunnera, chętnie na nim zostanę na dłużej - tylko niech droga do mojego ideału systemu operacyjnego nie będzie taka wyboista, bo obecnie jest to polna dróżka z kamieniami, a moja cierpliwość nie jest terenówką.
P.S. Kilka zrzutów pochodzi z Google, były już ładnie poprzycinane i w ogóle ^___^