E - stonia 1 - Jak to w końcu jest?
07.08.2012 19:12
Tak się jakoś złożyło, że zostałem zakwalifikowany na stypendium Erasmus w Estonii*, gdzie wyjeżdżam już za 19 dni. Zapewne (tutaj oczyma wyobraźni widzę już tłumy szlochających fanek) wpłynie to jakoś na ilość wpisów na moim blagu DP. Ale nie płaczcie, drodzy stali czytelnicy (wszyscy trzej), bowiem niekoniecznie oznacza to zastój :)
Nieco konkretniejsze spojrzenie na kwestie IT za granicą to zawsze ciekawa sprawa, spróbuję też przemycać raz na jakiś czas ciekawostki czy zdjęcia bardziej turystyczne. Możliwe, że powstanie z tego seria.
Tak czy siak, w tym wpisie postaram się przedstawić Wam kilka estońskich stron internetowych absolutnie koniecznych do egzystencji studenckiej, ocenić je "obiektywnie" i sprawdzić czy często spotykana w Sieci opinia, jakoby Estonia była krajem mocno stawiającym na komputeryzację i jakość oficjalnych witryn, jest prawdą :)
*(W całym wpisie chodzi o jedną, konkretną uczelnię - Tartu Ulikool, o tyle tożsamą z estońską edukacją, że jest ich największym, najstarszym, najbardziej znanym i w ogóle "naj" uniwersytetem - inne praktycznie nie mają startu)
"USOS"
Najważniejszym studenckim systemem internetowym u nas jest de facto USOS. Moją opinię na jego temat wyrażałem kiedyś na blagu. Estonia ma odpowiednik USOSa, którego konkretnej nazwy w życiu nie przepiszę:
Strona główna wygląda bardzo zachęcająco, 5 szybkich linków do tego co trzeba, no i mowa Szekspira. Niestety podstrony wyglądają już tak:
Są tam wszystkie potrzebne informacje o wszystkim, ale wygląd i czytelność chwilami przytłaczają. Przekopywanie się przez listy przedmiotów już uskuteczniałem i straszliwie przeszkadza wymóg wybrania konkretnej jednostki dydaktycznej u góry - nie można np. wylistować wszystkich kursów po angielsku naraz, na jednej podstronie, tylko radosna klikanina. Plusem jest niewątpliwie fakt, że jak dotąd działa niezawodnie, czego o USOSie napisać nie mogę.
Campus
Czyli witryna informacyjna akademików. Górne menu kłuje w oczy, ale poza tym jest OK. Teksty po angielsku nie zawierają rażących błędów, a sama strona zawiera wszystkie potrzebne informacje i spełnia swoją docelową rolę - informuje o akademikach i pozwala złożyć wniosek na zapisy. Sam wniosek niestety wygląda tak:
Wszystkie pola są wymagane i jest tego sporo, ale to akurat jest dość logiczne. Poza spartańskim wyglądem nie mam formularzowi nic do zarzucenia. Strona główna campusu zawiera także sporych rozmiarów odnośnik do kolejnego serwisu, czyli...
E-Kyla
Co znaczy mniej więcej "E‑Wioska". Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku o akademik dostajemy login i hasło do tego serwisu. Hasło można zmienić na własne, login niestety nie, a w moim przypadku jest on ciągiem sześciu losowych liczb. No nic, może jakoś zapamiętam.
Zapewne zauważyliście już największy problem - cały serwis jest wyłącznie po estońsku! Nie znalazłem żadnego przełącznika języka i gdyby nie Tłumacz Google, byłoby krucho. Szczęście w nieszczęściu, raczej rzadko będę tam zaglądał. Tak naprawdę jedyne funkcje E‑Kyla (wielkość menu jest tutaj wymowna) to składanie skarg na współlokatorów (LOL), sprawdzanie stanu płatności (nieco poniżej 100 Euro miesięcznie za pokój dwuosobowy i Internet 5 Mb, kuchnia na 3 pokoje) oraz wylogowanie się z niego ;]
Peatus
Odpowiednik strony ZTMu, z nieodzownym wyznacznikiem trasy podróży autobusem. Tłumaczenie z początku może się wydać niepełne:
Ale to po prostu nazwy przystanków i ulic ;] Strona działa szybko, są mapki, przyjemnie wygląda i nie ma pierdyliarda zbędnych odnośników ani dziwnej, lewitującej maskotki:
Mobile
Dostosowanie wyżej wymienionych stron pod telefony komórkowe jest po prostu słabe. Z racji niewielkiego rozmiaru E‑Kyla nawet daje radę, da się też obsługiwać USOSa. Ale już Peatus leży i kwiczy na validatorze:
Podsumowanie
W Estonii bardzo dużo ludzi rozlicza podatki przez Internet, swoje strony posiada chyba niemal każda firma (a przynajmniej tak to wygląda po googlowaniu jeszcze z Polski). Wymyślono tam Skype, który jest bardzo popularnym komunikatorem.
Serwisy potrzebne mi tam do życia mają jedną podstawową i łatwą do osiągnięcia zaletę: bez większych problemów spełniają swoją rolę. Jak dotąd nie natknąłem się na bariery techniczne, tylko raz na językową (choć to IMHO poważne faux pas). Przy czym widziałem setki o wiele lepszych stron. Na ostateczny werdykt co do "internetowości" kraju będziecie więc musieli poczekać - jeżeli faktycznie ten wpis zapoczątkuje serię, na pewno w końcu dostaniecie poparty argumentami i osobistym doświadczeniem werdykt :]
Stay tuned!