Anarchia z Internetu czyha nawet przy odtwarzaniu muzyki
28.09.2018 | aktual.: 18.01.2019 09:32
Najpopularniejszym źródłem dla odtwarzania muzyki stały się serwisy internetowe. Inny komfort relaksu z muzyką zapewnia domowy serwer z własną kolekcją nagrań, gdzie PC pełni rolę nowoczesnego magnetofonu, co pozwala przy okazji oderwać się na chwilę od globalnej wioski. Alternatywą są wypady na koncerty, ale na to trzeba wygospodarować czas. Muzyka na domowym serwerze zawsze na nas czeka i możemy z niej korzystać, gdy mamy na to czas i ochotę.
Internet też zawsze na nas czeka, lecz nie wiemy, na jakiej zasadzie korzystamy z muzyki. Nie zastanawiamy się przecież, że jest to nieprawdopodobnie tania oferta, bo nie jest to dla nas żaden problem. Z działalności w Internecie nie płaci się często podatków, co jest dla nas wręcz atutem. Jakieś refleksje może ewentualnie wzbudzić rozliczanie się z ulubionym artystą, lecz wolimy wierzyć, że ktoś dogadał się na tak doskonałe dla nas warunki. Powszechnym przekonaniem jest, że wspieramy wykonawców, gdy słuchamy ich muzyki. Prostym argumentem jest, że finansuje to reklama, a przecież za bardzo symboliczną opłatą można ją sobie wyłączyć.
Wiele wskazuje, że w praktyce działa jakaś nieznany sposób rozliczeń, za to co jest dostarczane w Internecie. Najwygodniej jest przypuszczać, że jest to kosztem kogoś innego, a nie nas. Takie przeświadczenie może być bezwzględnie wykorzystane, bo trudno to zauważyć, chociaż nie brakuje sygnałów nawet tutaj w wortalu.
Niezwykle intrygująca była informacja, którą przekazał niedawno Oskar Ziomek: „Deezer znany dotychczas przede wszystkim ze swojej usługi strumieniowania muzyki w internecie, stworzył sztuczną inteligencję zdolną oceniać nastroje, jakie towarzyszą piosenkom”. Autor informuje dalej, że: „Do działania sztuczna inteligencja wykorzystuje wiele źródeł informacji, co odróżnia ją od wcześniej stosowanych w tym zakresie metod. Za dane źródłowe służą między innymi liczne teksty piosenek z uwzględnieniem rozumienia kontekstu. Ponadto za źródło posłużyły także dane z bazy Million Song Dataset (gdzie znajdują się tagi wykorzystywane przez Last.fm) oraz dodatkowe wskazanie na kilkanaście tysięcy angielskich słów, które zazwyczaj związane są z tym czy innym nastrojem. Oprócz tego pod uwagę wzięte zostały same utwory w kontekście dźwięku.
Chętnie i bez obaw korzystam z programu do odtwarzania muzyki, który jest dostępny bezpłatnie, a każdy może według uznania wesprzeć autora. W tym przypadka ta formuła jest dla mnie całkowicie wiarygodna. Nie można jednak wykluczyć, że ktoś zechce oferować coś na podobnej zasadzie, a jego zamiary nie będą uczciwe. Nie brakuje także innego rodzaju okazji z bezpłatnymi ofertami. Skala oszustw może być tak duża, że wszelkie podejrzenia zaczną przypominać teorie spiskowe. Nie zaszkodzi przez to pamiętać, że rzetelności w działaniach dostawców nie gwarantuje ich silna pozycja na rynku. Każda działalność może być sprzedana, a plany nowego właściciela nie muszą pozostawać takie same, jak te, które wzbudziły nasze zainteresowanie.
Maciej Olanicki rok temu opublikował tekst, gdzie na wstępie jest: "Wydawać mogłoby się, że liczba usług muzycznych opartych na strumieniowaniu będzie tylko rosnąć, mimo że czołówka od lat pozostaje niezmienna. Dość nieoczekiwanie z wyścigu wycofał się właśnie Microsoft – korporacja oficjalnie ogłosiła, że wkrótce wyłączona zostanie usługa Groove Music Pass. Muzyki nie zakupimy wkrótce także w Windows Store". Widać tu, że użytkownicy ufający Microsoft muszą przejść do innych serwisów, a mając już pewne przyzwyczajenia zwrócą najprawdopodobniej uwagę jedynie na cenę.
We wrześniu tego roku Mateusz Budzeń napisał natomiast tekst rozpoczynający się: "Spotify i inne usługi streamingowe wpłynęły na rynek muzyczny równie mocno, jak kiedyś zrobił to Napster, a następnie iTunes. Wszystko wskazuje, że przyszłość należy właśnie do streamingu. Z kolei fizyczne nośniki, a nawet kupowanie płyt w cyfrowej formie, to już przeszłość". Rozbudziło to obszerną dyskusję i w jednym z komentarzy pojawiło się bardzo celne spostrzeżenie. „Co będzie jak jakieś wyższe gremium uzna, że jakiegoś wykonawcy nie należy promować i usunie możliwość słuchania?” Decyzje w sprawie artystów to tylko wierzchołek góry lodowej. Artyści są przecież jedynie narzędziem dostawcy.
Anna Rymsza przekazała niedawno informację, że: "Spotify jest świetną usługa muzyczną, ale jej katalog ma ogromne braki w dziedzinie muzyki niezależnej, alternatywnej i zestawów DJ‑ów. Być może wkrótce się to zmieni, o ile oczywiście artyści przystaną na warunki Spotify. Usługa uruchomiła właśnie betę programu dla muzyków, który pozwala im udostępniać utwory bezpośrednio w Spotify. Nie trzeba żadnych pośredników ani umów ze studiami nagraniowymi". Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo ciekawie, ale za tym jest jakiś biznesplan, którego cel jest nam absolutnie nieznany. Szef Onetu mówi niedawno o: "zmianach na rynku polskich mediów, rosnącym znaczeniu segmentu wideo w internecie oraz strukturze przychodów firmy i najlepszym modelu monetyzacji jak w Spotify".
Działalność w Internecie daje szerokie możliwość skutecznego omijania prawa, co chętnie postrzegamy, jako atut. Jednak zarówno artyści jak i odbiorcy mogą stać się ofiarami tego. Prostacka patologia w mediach społecznościowych stała się już stałym elementem życia codziennego. Tą zaawansowaną dopiero poznajemy, jak w przypadku udziału facebook przy wyborze prezydenta USA. Właściciel tego serwisu ma najlepszą wiedzę w tym temacie i na ochronę swojej anonimowości wydaje chyba wielokrotnie więcej od latynoskich bossów karteli narkotykowych.
Jednym z najpopularniejszych serwisów w Internecie jest Wikipedia. Nie powstała w celu gruntowania wiedzy i przez to niesprawiedliwe są twierdzenia wielu pracowników naukowych, że jest tylko źródłem niewiedzy. Jej celem było stworzenie bazy z szeroką informacją i w miarę możliwości wskazanie dalszych źródeł wiedzy w danym temacie. Polski moderator może mieć jednak inne ambicje. Zlikwidował niedawno hasło, które było od wielu lat, bo chyba nie znalazł dla niego potwierdzenia w popularnych serwisach z muzyką. Zapatrzony w ekran swojego komputera nie miał szans trafić na anons na całą stronę w Dzienniku Bałtyckim, który informował o koncercie 22 października br. w filharmonii w Gdańsku. W pierwszej części jest tradycyjny program zespołu kijowskiej operetki, która działa od 83 lat i dekadę temu uzyskała miano Opery Narodowej. Druga część koncertu jest autorskim programem właśnie tej wykasowanej z Wikipedii artystki z Polski. Występujący na całym świecie artyści operetki nie mieli takich zastrzeżeń, jak ten domorosły ekspert w Polsce. Co ciekawe nie chodzi tu o jeden koncert, bo będzie ich kilka m.in. w W‑wie, czy Łodzi, na które mogły pojawić się podobne anonse, a bilety są od dłuższego już czasu do kupienia w serwisach internetowych. Nawet bardzo zajęty moderator mógł przez to łatwo dotrzeć do tej informacji, o ile stawia na jakość działania, a nie tylko na ilość. Podobna bezmyślność z powodu uzależnienia od Internetu może spowodować zamieszanie w każdej korporacji
Powagę jakiegoś niedopatrzenia nawet przy pozornie nieistotnej sprawie widać w teksie Anny Rymszy, który rozpoczyna się: „W poniedziałek około północy nastąpiła ogromna awaria serwerów DNS w home.pl. Ma to fatalne konsekwencje nie tylko dla klientów firmy, ale też wielu usług, które korzystają z innej infrastruktury i z DNS‑ów tego dostawcy”. W czasie awarii wiele osób na całym świecie mogło nie trafić do informacji na jakiś stronach i np wykasować coś w innych serwisach. Nie sprawdzili ponownie, bo wierzą w nieomylność Internetu i nie uznają innych źródeł informacji. Sztuczna inteligencja może być również mało odporna na jakieś drobne awarie czy bezmyślne działania w Internecie, a na dodatek także na absolutnie celowe działania.
Poważny problem z dostępem do informacji poruszył niedawno Piotr Urbaniak: „W kraju, w którym obowiązuje powszechna cenzura internetu, a duża część zachodnich serwisów społecznościowych, jak Facebook czy Twitter, jest zablokowana, nic nie powinno dziwić, prawda?”. W dalszej części autor informuje nas: „Co tym razem nie spodobało się chińskim władzom? Otóż pod topór trafił Twitch, a więc jedna z najpopularniejszych platform do strumieniowania rozgrywki”.
Chiny z największym potencjałem klikania wydają się nam bardzo daleko. Tak myśleli polscy producenci owoców, którzy podbili rynki europejskie oraz podpisali umowy z krajowym partnerem zajmującym drugie miejsce w światowym rankingu. Ich sukcesy zaowocowały jednak tym, że ten największy producent soków w Polsce został w całości wykupiony przez chińską spółkę. W komunizmie rynkowym takie transakcje są decyzją państwową. Tej transakcji nie omieszkano więc ogłosić na cały świat korzystając z usług „National Business Daily”, która jest chińską tubą w globalnej wiosce. To ma z pewnością wpływ na kalkulacje AI dla inwestorów giełdowych, którzy są jednymi z najważniejszych odbiorców takich usług.
Teraz w portalu polskich sadowników można przeczytać „Nasze kontakty handlowe z chińską firmą Jiutai Modern Agriculture z początku miały na celu eksport jabłek i soku jabłkowego z Polski. W momencie, kiedy w zeszłym roku nastąpił kolejny kryzys na rynku jabłka, zadecydowaliśmy, że sprowadzimy owoce od naszego partnera. Chińscy partnerzy produkują wiele odmian bardzo smacznych owoców, posiadają własne bazy produkcyjne i własne sady”. To nie wygląda jeszcze na desant na rynki europejskie, a na troskę rządu chińskiego o interes polskich sadowników. Polska nie ma przecież infrastruktury, żeby uruchomić tak poważny desant. Zapewnić może to jednak lotnisko w Radomiu, na które Unia nie widzi potrzeby dawania kasy, a rząd chiński oceni sytuację inaczej. Wiedzą, że AI dla inwestorów giełdowych bez problemu trafi na odpowiednio przygotowane dane z kalkulacjami obrotów nieistniejącego lotniska, by mogło stać się bazą przeładunkową w UE dla szybko psujących się towarów z Chin. Gigantyczne wysypisko przy lotnisku może stać się także całkiem dochodowym dostawcą kompostu do ogródków działkowiczów, bo sady w Europie nie będą już rentowne.
Podsumowanie z ironiczną nutką - w takcie obaw
Oby tylko domowy serwer muzyki nie stał się kiedyś groźną bronią decydentów. W Internecie prawo nie jest przestrzegane, a telewizja i radio to działalność spółek, tak jak lotnisko, czy produkcja soków. W Chinach zainwestowano już w disco-polo i z czasem może stać się jedyną słuszną muzyką.
Niedawno został dla niej otwarty Stadion Narodowy w Warszawie i patronuje temu opłacana przez podatników telewizja publiczna, której 800 mln zł. rządowej pożyczki nie wystarcza, bo traci zainteresowanie zwykłych reklamodawców i niebawem do spłacenia długów może potrzebować zagranicznego inwestora.
W tym roku Radio Gdańsk zrezygnowano z przyznania tradycyjnej nagrody za najburzliwsze oklaski na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Czy AI Deezer wskazało, że nie brzmiały właściwie?