Microsoft Flight - zjeść czy wypluć?
02.03.2012 | aktual.: 03.03.2012 17:39
"Microsoft Flight" to nowe dziecko Microsoftu które jest teoretycznie "darmowe". Może to śmieszne, ale gry z serii "Microsoft Flight Simulator" były moim hamulcem przeciwko zmianie Windowsa na Linuksa. Do tej pory pracuję na obu systemach, gry i aplikacje takie jak Flight Simulator X Deluxe trzymają mnie dość długo przy kompie. Co tu dużo gadać - jestem maniakiem wirtualnych lotów - głównie maszynami typu Cessna i innymi małymi tnącymi powietrze samolocikami.
Szok, ekscytacja, irytacja i inne emocje
Instalacja
Kiedy dowiedziałem się, że microsoft wypuścił "Microsoft Flight" - rzuciłem się do ściągania uprzednio czytając wymagania systemowe. Zastanawiałem się jak mój leciwy już Intel Core 2 Duo 2.20, 2 giga ramu i śmieszne 256 mb grafiki pociągnie to "nowe dziecko" jednak strona rozwiała moje obawy i z uśmiechem na twarzy począłem radośnie uruchamiać instalkę. I tu był początek irytacji - w wymaganiach na stronie gry widniał napis iż potrzebne jest 10 giga miejsca na dysku. Pomyślałem sobie "OK" podłączając dysk usb i rozpoczął się proces instalacji.
Co prawda instalator pyta nas gdzie ma być zainstalowana gra (oczywiście wybrałem pożądaną ścieżkę do dysku zewnętrznego), ale okazuje się, że 10 giga miejsca musimy mieć także na dysku systemowym a nie jedynie docelowym, czego domyśliłem się po sześciu błędach instalacji. Szkoda, że w wymaganiach nikt o tym nie wspomniał a i błędy instalacji nie mówiły nic o tym, że brakuje miejsca - cóż, bywa... Totalny idiotyzm potrafi się pojawić wszędzie.
Po instalacji
Potem było już tylko gorzej ponieważ gra faktycznie się zainstalowała. Uruchomiłem, zmieniłem rozdzielczość na nieco mniejszą, skonfigurowałem ustawienia grafiki tak, by te mniej dla mnie istotne miały wartość "low" a te bardziej istotne "high", wzniosłem oczy ku niebu i rozpoczęło się wczytywanie pierwszej misji.
Uruchomienie pierwszej misji
Pół godziny później misja była wczytana - to naprawdę grzecznie ze strony producenta, że dał mi czas na zrobienie herbaty, posiłek i wykonanie paru innych rzeczy. Niestety zawiodą się Ci którzy myślą, że tak będzie za każdym razem, przy ponownym uruchomieniu wszystko działo się już w możliwym do zaakceptowania czasie. Ale przejdźmy do gry.
Grafika i wydajność w moim odczuciu poprawiła się o niebo - żadnego spadku FPS, przycinek i innych przypadków które zauważałem w FSX. Microsoft zmienił domyślną w tego typu grach oś myszy co sprawiło, że misję zawaliłem zanim usłyszałem co mam w niej zrobić. Cóż za miły postęp...
Wróciłem po zmianie ustawień i zaczął mnie irytować już tylko domyślnie włączony (nie wiem jak to lepiej nazwać) "celownik". We wcześniejszych wersjach mieliśmy możliwość obserwacji "kompasu" na lewym górnym rogu ekranu który oznaczał nam cel i przy okazji podawał jego wysokość. W "Microsoft Flight" już tego niestety nie ma. Na celu będziemy mieli widoczną jedynie odległość pomiędzy nami a punktami docelowymi.
Dobrym rozwiązaniem okazało się jednak umieszczenie potrzebnych nam informacji rozciągniętych na górze ekranu takich jak prędkość, procenty wydajności silnika, aktualna wysokość i tym podobne - chociaż szczerze z przyzwyczajenia już bardziej zwracałem uwagę na to co w kokpicie...
Czas na Mission Impossible.
Zaczynamy w locie, za zadanie mając zaliczenie bliskiego spotkania z przestrzenią pomiędzy balonami, lekko zdezorientowany (ponieważ oznaczonym celem był balon a nie przestrzeń w jego pobliżu) "przywaliłem" - mówiąc delikatnie, w balon po czym obserwowałem zderzenie z ziemią przy okazji zaliczając pewnego rodzaju załamanie psychiczne podczas komunikatu gry o nie wysuniętym podwoziu (no cóż, nie spodziewałem się, że po uderzeniu w ziemię kołami do góry, podwozie należy wysunąć, mój błąd).
Kolejne misje były równie bezsensowne i stanowiły niejako samouczek, którego niestety nie udało mi się pominąć. Zresztą nie chciałbym go przeskoczyć skoro dowiedziałem się że punkty w nim zdobyte mają moc sprawczą by nasza "ranga" skoczyła w górę. Po małym uspokojeniu się, bezproblemowo przeszedłem misje początkowe i w końcu moim oczom pojawiła się wizja całkiem dobrego produktu.
Nareszcie można się zachwycić - podsumowanie
Sceneria, ogólnie grafika i fizyka są odwzorowane poprawnie. Modele maszyn, są pełne detali, kokpit cieszy oko a całkiem sprawna gra przy pomocy klawiatury i myszki (jak dla mnie łatwiejsza nawet niż użycie innych kontrolerów) po uprzednim zaznajomieniu się z "klawiszologią" może dać nam naprawdę odprężającą rozrywkę.
Zabrakło niestety okienka "ATC" w którym mogliśmy w poprzednich częściach porozumiewać się z wieżą kontroli lotów, jednak jak wiemy zniknęło też słowo "simulator" więc jako gra "przypominająca" symulator po kilku minutach może być w naszym odczuciu rewelacyjna. Dodano też opcję checkpoint'ów które znacznie ułatwiają życie podczas niepowodzenia misji na którymś jej etapie - nie musimy już przelatywać jej całej by osiągnąć cel a możemy spokojnie wznowić ją od momentu który zaliczyliśmy.
Pomimo początkowych zatem utrudnień, grę jednak zaliczę do udanych - wyrzucono szereg opcji, wstawiono multum nowych, w końcu zajęto się optymalizacją, dzięki czemu mamy dobrze wykonany projekt z pewnymi drobnymi błędami. Jeżeli zatem wyposażeni jesteśmy w cierpliwość, dojdziemy zapewne w którymś momencie do naszej oazy spokoju i zaspokojenia oczekiwań od tej produkcji. Przerażać może instalacja, pierwsze uruchomienie i "Games for Windows" oraz zakładanie konta online. Potem jest już tylko lepiej.
Na koniec dodaję też kilka screenów prezentujących uruchamianie, menu oraz gameplay gry Miscrosoft Flight:
Wszystkim fanom serii polecam obowiązkowo. Do zobaczenia w locie - machnijmy sobie skrzydłami na powitanie gdzieś w powietrzu.
Wieża: Halo, lot 56, jeżeli mnie słyszysz, zamachaj skrzydłami... Pilot: OK, wieża, jeżeli mnie słyszysz, zamachaj wieżą!