StarCraft II: Legacy of the Void — firma Blizzard przepięknie zamyka trylogię

Kiedy w 2010 roku Blizzard oddał w ręce graczy StarCrafta II, sporo kontrowersji wzbudził fakt, że kampanię mogliśmy rozegrać tylko rasą terran. By wydłużyć życie produktu, firma postanowiła wydać go w trzech odcinkach. Dwa lata temu do Wings of Liberty dołączyło Heart of the Swarm, prezentujące historię zergów, a od niedawna możemy śledzić losy protosów w zamykającym trylogię Legacy of the Void. Mimo początkowych trudności, drugiemu StarCraftowi udało się osiągnąć w eSporcie sukces na miarę pierwszej części, ale czy po pięciu latach od wydania gra może nadal budzić entuzjazm, gdy cały świat porzucił strategie dla MOBA? I czy nowa zawartość naprawdę uzasadnia konieczność wyłożenia pieniędzy po raz trzeci? Raczej nie ma wątpliwości...

StarCraft II: Legacy of the Void — firma Blizzard przepięknie zamyka trylogię
Piotr Gliźniewicz

30.11.2015 11:02

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Daniem głównym w przypadku niezależnego dodatku jest niewątpliwie kampania. Zamyka ona trylogię i jeśli ktoś lubi tzw. opery kosmiczne, fabuła powinna mu się spodobać. Wydarzenia będziemy obserwować oczami Artanisa, wysokiego templariusza znanego z Brood War, który musi zjednoczyć podzielone plemiona protosów i odbić ich rodzimą planetę Aiur z rąk upadłego xel'naga, Mrocznego Boga Amona. Twórcom zależało na tym, by z jednej strony gracze potrafili odnieść swoje życiowe doświadczenia do losów bohaterów, a z drugiej nie czynić starożytnej rasy zbyt ludzką. W dużej mierze im to się udało. Wątek Artanisa to opowieść o ciężarze władzy, dostrzeganiu niedoskonałości świata oraz próbie ich naprawy, podczas gdy jego wróg dąży do unicestwienia wszystkiego, co stworzyli xel'naga. Całość ukazana jest z wielkim rozmachem i dramatyzmem. Warto sobie przed rozpoczęciem gry przypomnieć wydarzenia z poprzednich odsłon, bo można poczuć się zagubionym. Polecam też przeczytanie serii krótkich opowiadań ze świata StarCraft na oficjalnej stronie tytułu.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Zabawa dla samotnika to standardowo zestaw kolejnych misji, ale twórcy postarali się, by zadania były różnorodne. Jest tu miejsce zarówno na klasyczne mapy, na których musimy zniszczyć przeciwników lub uderzyć w ich czuły punkt, jak też bohaterskie obrony czy szybkie partyzanckie akcje. Wiele misji ma limit czasowy, do tego zaś jeśli będziemy chcieli spełnić dodatkowe wymagania lub zdobyć osiągnięcia, działania będą musiały być jeszcze bardziej zdecydowane i walka nabierze większych rumieńców. Zastosowano znany z Wings of Liberty motyw ze zmieniającym się terenem. Jednostki mogą niekiedy runąć z gruzem w otchłań, gdy nie będziemy uważać. Podobnych smaczków jest więcej i nie można narzekać na liczbę atrakcji. Twórcy sięgnęli także po sprawdzony zabieg z Heart of the Swarm, dając nam wybrać, jakie jednostki chcemy przywoływać na pole bitwy. Zyskując sojuszników będziemy mogli wcielić też ich oddziały w nasze szeregi. Z ciekawszych warto wymienić powrót jednostek z pierwszej części: korsarzy nerazimów i arbitrów khalaitów. Pozwoli to dostosować armię do własnego stylu gry, ale przede wszystkim daje lepsze opcje strategiczne. Ja zamiast po mrocznych templariuszy chętniej sięgałem po pomoc mścicieli, którzy zadawali co prawda mniejsze obrażenia podczas ataku, za to doskonale sprawowali się obronie dzięki temu, że w chwili śmierci wracali do bazy z kompletem punktów życia.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Czym byłaby jednak kampania, gdybyśmy nie mogli użyć potężnych mocy specjalnych? Włócznia Aduna, czyli statek, którym podróżujemy między planetami, wspomoże nas w misjach na otwartym terenie za sprawą odblokowanych w toku gry zdolności. Możemy np. asymilatorem orbitalnym wydobywać gaz bez angażowania naszych próbników, by szybciej postawić na nogi swoją ekonomię. Innym ciekawym trikiem jest zrzucanie pod bazą przeciwnika pylonu, żeby chwilę później przesłać w to miejsce potężną armię. Najlepsze zdolności zachowano na koniec: promień oczyszczenia zadaje wielkie obrażenia wszystkim jednostkom, które staną na jego drodze, ale jeśli ktoś już zgromadził odpowiednia dużo oddziałów, znacznie lepiej sprawdzi się zatrzymanie czasu, na 20 sekund unieruchamiające siły i budowle wroga. Nie zapomniano też o aspekcie dydaktycznym kampanii. W większości misji optymalnym wyborem będzie użycie konkretnego rodzaju wojska lub postawienie na współpracę dwóch lub trzech typów. Ważne jest umiejętne korzystanie z ich aktywnych umiejętności. Gra co jakiś czas przypomina także o skrótach klawiaturowych czy podpowie, jeśli zbyt długo będziemy się ociągali ze stworzeniem kolejnej bazy przy bogatych złożach minerałów. Doskonalimy swe umiejętności zarówno w skali mikro, jak i makro, co przy przyłożeniu się zaoszczędzi frustracji podczas rozgrywki z żywym przeciwnikiem po sieci.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Tryb wieloosobowy również się zmienia. Jednym z głównych założeń przy tworzeniu rozszerzenia było szybsze nastawienie się na akcję. Już na samym starcie dostaniemy więcej robotników, ale za to w otoczeniu bazy będą znajdować się znacznie uboższe złoża. Pozwoli to na sprawniejsze rozpędzenie gospodarki, lecz będzie wymagać błyskawicznego zajmowania nowego terenu. Podkreśla się taktykę na nękanie. Gracze mają być bardziej zmotywowani do szybkiego ruszania w teren i wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji do zadania ciosu przeciwnikowi. Potyczki mniejszych oddziałów z kolei oznaczają położenie sporego nacisku na mikrozarządzanie. Wystarczy spojrzeć na kilka zmian w umiejętnościach jednostek. Terrański czołg oblężniczy może być teraz transportowany z włączonym trybem oblężniczym. Umożliwia to nie tylko natychmiastowy śmiercionośny atak, ale także bardzo szybkie wycofanie go z pola walki. Banshee poruszają się znacznie szybciej i uciekają przed wszystkimi jednostkami wykrywającymi, co sprzyja nagłym atakom z ukrycia. Posiadacze zręcznych palców będą zmianami zachwyceni. Ci, którzy preferują nacisk na makro, w stylu gier z serii Command & Conquer, nowego StarCrafta nie pokochają.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Naturalnie nie obyło się bez nowych jednostek. Szeregi protosów zasilili przykładowo adepci potrafiący atakować z dystansu siły naziemne i mogący poruszać się w postaci, która nie pozwala, by ich zaatakowano. Są także destabilizatory, czyli lewitujące kule śmiercionośnej energii, zadające obrażenia obszarowe. Terrańskie cyklony są w stanie atakować nieprzyjaciela nawet w ruchu. Po użyciu namierzania wystarczy utrzymać je w odpowiedniej odległości, żeby powoli zadawały one komuś znaczne rany. Liberator z kolei zadaje obrażenia rozpryskowe jednostkom latającym, lecz potrafi się przekształcić w tryb stacjonarny, w którym swoim laserem jest w stanie z daleka znacząco uszkodzić mocno opancerzone cele. Pustoszyciel zergów, będący rozwinięciem karakana, może atakować armie naziemne, a także miotać kule żółci, które dziesiątkują obronę wrogą i niszczą pola siłowe protosów. Starszym graczom nie trzeba przypominać zaś znanego z Brood War czychacza, który kolcami potrafi atakować wrogów zagrzebany w ziemi.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Nowość w zabawie online to zautomatyzowane turnieje. Gracze dołączają do startujących co dwie godziny i trwających około półtorej rozgrywek w systemie pucharowym z trzema rundami. W weekendy, dwa razy dziennie, da się dodatkowo zapisać na turnieje składające się z sześciu rund i rozpoczynające od fazy grupowej. Gra sama zadba o to, by umiejętności uczestników zmagań były na podobnym poziomie, do tego przed jej rozpoczęciem można podejrzeć informacje o przeciwnikach, co pozwoli na przygotowanie strategii zawczasu. Na rozegranie meczu przysługuje nam 25 minut i jeśli przez ten czas nie będzie zwycięzcy, wtedy zostanie on wyłoniony na podstawie zdobytych punktów doświadczenia. W nagrodę za wygraną dostaniemy trofea do wyeksponowania w profilowej gablocie. Oczywiście mecze rozgrywane w tym trybie będą się jak najbardziej liczyć do punktacji rankingowej.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Legacy of the Void wprowadza do rozgrywki dla wielu graczy dwa nowe tryby. W trybie Archonta dwie osoby sprawują jednocześnie kontrolę nad jedną armią. W zamierzeniu miał on łączyć słabiej i lepiej grających, by nowicjusze uczyli się od mistrzów. Podczas gdy jeden zajmowałby się rozwijaniem bazy, drugi mógłby skupić się na uderzeniach. Wiele wskazuje jednak na to, że ta opcja skłoni eSportowców do tworzenia supergrup mierzących się na poziomie niedostępnym dla człowieka bez dodatkowej pary rąk i oczu. Drugi nowy tryb to współpraca. Do zabawy potrzebujemy chętnego, nawet dobranego przez system, zgodnie z naszym poziomem. Tutaj decydujemy się na dowódcę z puli sześciu dostępnych: Raynora, Kerrigan, Artanisa, Swanna, Zagara i Vorazuna, przy czym dla początkujących zalecana jest pierwsza trójka. Oprócz tego do wyboru jest pięć zróżnicowanych misji: od obrony fortecy przed molochami otchłani, przez przechwytywanie pociągów z tajemniczym ładunkiem po atak na szczeliny otchłani, z których cały czas wyłażą hybrydy. Rozgrywka przypomina tę z kampanii: mamy cele podstawowe i poboczne, a za zaliczenie misji nasz bohater otrzymuje doświadczenie. Zaliczając kolejne zadania rozwijamy umiejętności herosa (podobne np. do tych z Włóczni Aduna) oraz umożliwiamy mu rekrutowanie nowych typów jednostek na pole walki, w tym tych niedostępnych w standardowych rozgrywkach.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Graficznie StarCraft II trzyma się nieźle, choć niekiedy daje już o sobie znać wiek gry. Zachwytów nie ma, ale brzydko też nie jest. Jednostki prezentują się świetnie w walce, zarówno animacje jak i efekty wizualne towarzyszące atakom, do tego nie utrudniają orientacji w sytuacji. Wszelkie scenki przerywnikowe na silniku również cieszą, choć z niezrozumiałych powodów tekstury na modelach postaci bywają niewyraźne. Z kolei filmiki są nadmiernie skompresowane. To trochę to rozczarowujące, zważywszy na jakość, jaką raczy nas zazwyczaj w tym temacie Blizzard. Pozytywnie zaskakuje odświeżenie zestawów pól użytych do tworzenia map. Jeśli o udźwiękowienie chodzi, głównym kompozytorem tym razem jest zdolny Jason Hayes, który wcześniej pomagał przy ścieżce dźwiękowej do pierwszej części. Jego utwory są doskonale dopasowane do protosów, ich ideałów, poczucia honoru oraz uduchowienia. Sam autor podkreśla nieprzypadkowy wybór instrumentarium: dzwony rurowe i syntezatory mają podkreślić zaawansowanie techniczne starożytnej rasy, chór nawiązuje do więzi łączących protosów dzięki khali, a wszystko zwieńczone jest partiami orkiestrowymi, by nadać głębię oraz moc całości. Muzyka naprawdę robi wrażenie, pozostając w głowie.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Niezależne Legacy of the Void kończy trylogię StarCrafta II i robi to w świetnym stylu. Tak jak w pozostałych tytułach firmy Blizzard, widać tu wielką dbałość o detale i przemyślaną implementację nowych pomysłów. Usatysfakcjonowani powinni być zarówno miłośnicy opowiadanych z rozmachem historii, jak też tacy preferujący rozgrywkę dla wielu graczy. Ci ostatni będą musieli trochę zmienić co prawda swoje przyzwyczajenia, niemniej większa widowiskowość walk ma szansę zwrócić uwagę nowych na podupadający gatunek strategii czasu rzeczywistego. Gra w kooperacji oraz tryb Archonta, nawet jeśli nie sprawią, że nowicjusze posiądą z miejsca zręczność koreańskich graczy, być może zachęcą dotąd nieśmiałych po prostu do mierzenia się z innymi. Co ważne, nie jest to ostatnie słowo producentów w temacie StarCrafta II. Szykują zestaw misji z niezapomnianą Novą, które pozwolą przeczekać do ogłoszenia kolejnego wielkiego projektu. Niech Adun będzie z Wami!

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)