Sextortion i nowy sposób oszustów na zysk – przedpłacone karty debetowe
18.12.2019 13:45, aktual.: 14.01.2020 11:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Internetowe wyłudzenia na tle seksualnym noszące nazwę sextortion są ostatnio realizowane nieco inaczej niż zwykle. Eksperci z firmy Kaspersky Lab zauważyli, że atakujący żądają zapłaty z użyciem przedpłaconych kart debetowych, zamiast sięgać po sprawdzone w tym kontekście kryptowaluty.
Sextortion nie jest nowym zjawiskiem w sieci, a kolejne próby wyłudzania pieniędzy od niewinnych odbiorców spreparowanych wiadomości, obserwujemy od wielu miesięcy. Schemat oszustów jest prosty: poinformować nieświadomego odbiorcę, że został nagrany podczas przeglądania stron z pornografią i zagrozić, że jeśli nie zapłaci ustalonej kwoty, nagrania zostaną upublicznione.
Powyższy przykład jest jednak tylko jednym z wielu scenariuszy. Sextortion w nieco innej formie opisywaliśmy w czerwcu bieżącego roku, kiedy to oszuści podszywali się pod agentów CIA. Deklarowali wówczas możliwość usunięcia rzekomych dowodów w sprawie internetowych pedofilów, w której podejrzanym był oczywiście adresat danej wiadomości. Żądano wówczas równowartości 10 tys. dolarów (czyli około 38 tys. złotych), ale środkiem płatniczym miał być Bitcoin.
Nie ulegajmy nigdy szantażystom internetowym i pod żadnym pozorem nie płaćmy okupu. Dodatkowo zabezpieczmy się odpowiednim antywirusem z funkcją Savepay
Sięganie po przedpłacone karty debetowe jest natomiast nowością. – Warto pamiętać, że niezależnie od wskazanej przez oszustów metody płatności, nie należy płacić okupu – tłumaczy Tatiana Szczerbakowa, badaczka ds. cyberbezpieczeństwa w firmie Kaspersky. W ogromnej większości przypadków przestępcy wykorzystują po prostu strach, jaki odczuwamy w zetknięciu ze „wszechmocnymi” hakerami. W rzeczywistości bardzo często nie posiadają oni żadnych filmów ani innych wrażliwych danych.
Analizując wiarygodność otrzymywanych wiadomości e-mail warto mieć na uwadze, że wiele fałszywych wiadomości można stosunkowo łatwo rozpoznać. W internecie dostępny jest nawet test przygotowany przez Google, w którym można sprawdzić swoje umiejętności w rozpoznawaniu phishingu. Analitycy przygotowali także listę tematów, które zdradzają, że nadawca niekoniecznie ma dobre intencje.