Gromadzą naszą lokalizację 24/7. Tak można wyśledzić nawet prezydenta
20.12.2019 12:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziennikarze serwisu The New York Times otrzymali pliki pochodzące od jednej z firm po cichu gromadzących dane użytkowników smartfonów bez ich wiedzy. W archiwach znajduje się ponad 50 miliardów oddzielnych informacji o lokalizacji, pochodzących z 12 milionów smartfonów.
Anonimowi informatorzy sami zgłosili się do dziennikarzy NYT. Dane pochodzące z kilku miesięcy na przełomie 2016 i 2017 wydały się im tak niepokojące, że postanowili zareagować. Niemniej jednak sami pozostają anonimowi, a wraz z nimi ich pracodawca. Co nie zmienia faktu, że takich firm może być wiele.
Zespół NYT spędził kilka miesięcy na analizie danych i sprawdzaniu konkretnych lokalizacji wspólnie z prawnikami, ekspertami technologicznymi i pracownikami naukowymi. Wszyscy odczuwali to samo zaniepokojenie. Z danych wynika, że niemal każdy człowiek, z każdego domu, bloku i dzielnicy jest śledzony. Niezależnie od jego pozycji społecznej.
Wśród plików znalazły się dane dotyczące ludzi naprawdę wysoko położonych, albo pracujących wśród elit. – Jedno wyszukiwanie wykazało kilkanaście osób odwiedzających Playboy Mansion, niektóre bywały tam codziennie – brzmi fragment artykułu. Cóż z taką mocą można wywrócić świat do góry nogami.
Przykładowo tutaj The New York Times przedstawia fragment życia manhattańczyka.[img=image(2)]
Dziennikarze znaleźli dane dotyczące sławnych ludzi i odwiedzających je osób. Wśród nich wymieniają Johnny'ego Deppa, Arnolda Schwarzennegra, czy znanego golfistę Tigera Woodsa. Mowa tu także o urządzeniach logujących się z Białego Domu czy Mar-a-Lago, wakacyjnej rezydencji Trumpa.
W większości przypadków (szczególnie sławnych osób) poznanie lokalizacji miejsca pracy oraz domu wystarczyło do poznania tożsamości. Określanie takich danych jako anonimowe jest – absolutnie przekłamanym stwierdzeniem, które było demaskowane już w niejednym badaniu – mówi Paul Ohm, profesor prawa i analityk prywatności na Uniwersytecie Georgetown, dla serwisu The New York Times.
Po części sami sobie jesteśmy winni, ale to nie usprawiedliwia zarabiania na naszych danych
I chociaż dane przedstawiane w artykule NYT dotyczą aplikacji używanych w Stanach Zjednoczonych, nie trudno przenieść je na nasze realia. Z takimi informacjami łatwo wyśledzić każdego rządzącego i każdego celebrytę. Bo w końcu, ile aplikacji na naszych smartfonach korzysta z dostępu do lokalizacji?
Nie zliczymy ich nawet na palcach obu rąk. Kilka prostych przykładów z których korzystają Polacy: Jakdojadę, Uber, Bolt, Pyszne.pl, ale też aplikacje pogodowe, mapy, wiadomości i wiele innych. Czy ktokolwiek jest w stanie zweryfikować, dokąd trafiają te informacje? Nie za bardzo.
Nie wspominając już oczywiście o Facebooku. Ten gigant przyznał się kilka dni temu do zbierania informacji o przybliżonej lokalizacji swoich użytkowników nawet, gdy owa funkcja zostanie wyłączona w smartfonie. Eksperci Zuckerberga znaleźli sposób, jak zamieszać ludziom w głowach na tyle, by wciąż uzyskiwać te dane.