Były estoński prezydent poucza Niemców, jak bronić się przed rosyjskimi hakerami
Złośliwcy mówią, że politycy państw bałtyckich widząRosjan nawet w swoich cukierniczkach, ale z drugiej strony trudno siędziwić tym przejawom paranoi: te pozbawione jakiegokolwiekpotencjału obronnościowego państwa istnieć mogą tylko tak długo,jak będą skutecznie lawirować w dyplomatycznych układach zpotężniejszymi graczami. Przedstawiony właśnie przez byłegoprezydenta Estonii, Toomasa Hendrika Ilvesa pomysł na zabezpieczenieprocesów demokratycznych przed ingerencją rosyjskich hakerówstawia właśnie na takie dyplomatyczne układy – i to z zupełnieniespodziewanymi sprzymierzeńcami.
04.09.2017 13:26
24 września w Niemczech odbędą się wybory do Bundestagu, ipodobnie jak to już było w wypadku wyborów prezydenckich w StanachZjednoczonych i Francji, zachodnie media nie ustają w ostrzeganiuprzed rosyjskimi manipulacjami, mającymi doprowadzić do władzyprzychylnych Kremlowi polityków (innymi słowy, każdy sukcespolityków niechętnych konfrontacyjnemu kursowi wobec Rosji stajesię dowodem działalności rosyjskich hakerów).
Podkładką do takich twierdzeń są słowa Hansa-Georga Maassena,szefa Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), czyliniemieckiego kontrwywiadu. Stwierdził on w czerwcu tego roku, żespodziewa się fali cyberataków wyprowadzonych przez powiązaną zRosją grupę hakerską Fancy Bear/Pawn Storm. Miałyby one na celu osłabieniepozycji kanclerz Angeli Merkel, a wzmocnienie pozycji „skrajnieprawicowej” Alternatywy dla Niemiec (AfD). Między innymi z tegowłaśnie powodu niemieckie służby w tym roku zatrudniły 180pracowników, od programistów po prawników, których jedynymzadaniem będzie ochrona poprawności procesu wyborczego. Zespołycyberbezpieczeństwa mają reagować na wszelkie próby ingerencji wkluczowe systemy informatyczne instytucji państwowych.
Swoje robi też Bundeswehra – powołana w tym roku jednostkacyberobrony ma mieć w pełnym stanie 12 tysięcy żołnierzy,wspieranych przez 1500 pracowników cywilnych. Ich zadaniem będzieochrona kluczowej infrastruktury, na czele z elektrowniami,szpitalami, sieciami komunikacyjnymi i transportowymi. Niedowiarkomprzypomina się, że raptem dwa lata temu spenetrowano sieciBundestagu, wyprowadzając stamtąd 16 GB poufnych danych, a tejwiosny przeprowadzono cyberataki wymierzone w najważniejszeniemieckie think-tanki, związany z CDU Konrad Adenauer Stiftung orazzwiązany z SPD Friedrich Ebert Stiftung – i znów śladywskazywały na Pawn Storm.
Scenariusz właściwie więc już został napisany, zanim jeszczewprowadzono go w życie: na łamach magazynu Foreign Policy,amerykańskiego dwumiesięcznika prezentującego przede wszystkimstanowisko „jastrzębi”, Joerg Forbrig, jeden z czołowychniemieckich ekspertów w zakresie polityki wschodniej, wyjaśnia,że *rosyjscy hakerzy nie mogą pokonać niemieckiej demokracji *–nawetjeśli zrobią wszystko co możliwe, by osłabić pozycję kanclerzMerkel. Do tej pory Moskwa atakując demokracje wygrywaładoświadczeniem, technologią, zaawansowaniem i skrytością –jednak w odniesieniu do Niemiec będzie to niemożliwe, zarównodzięki czujności strażników tejże demokracji, jak i dalekobardziej złożonej sceny politycznej, niż np. w USA. Forbrigtwierdzi, że w najgorszym razie rosyjskie wpływy mogą zwiększyćzłożoność partyjnego krajobrazu i utrudnić budowanie koalicji,lecz ostatecznie i tak to Merkel pozostanie przy władzy.
Opiniiniemieckiego eksperta najwyraźniej nie podziela były estońskiprezydent, Toomas Hendrik Ilves. Wzywa on otwarcie Niemcy dopowołania się na artykuł IV NATO, który mówi, że stronybędą konsultowały, ilekroć, zdaniem, którejkolwiek z nich,zagrożone będą integralność terytorialna, niezależnośćpolityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze Stron.Do tej pory czterokrotnie powołano się na artykuł IV NATO: razpodczas wojny w Iraku w 2003 roku, dwa razy w 2012 roku, podczasostrzału przez Syrię Turcji oraz raz w 2014, podczas aneksji Krymuprzez Federację Rosyjską.
Estońskipolityk uważa bowiem,że w Niemczech występuje realne zagrożenie dla integralnościprocesu wyborczego (a nie ma większego zagrożenia dla wolności niżwolność wyboru polityków przez społeczeństwo),dlatego konieczne jest danie jasnego sygnału stronie rosyjskiej, żekwestia hakerów Kremla jest traktowana priorytetowo przez najwyższedowództwo NATO. Imszybciej Niemcy to zrobią, tym mniejsze będzie prawdopodobieństworosyjskiego sukcesu. Niemcy powinni zdaniem Ilvesa przeznaczyćznaczne siły i środki na zademonstrowanie światu światuagresywnych rosyjskich działań w cyberprzestrzeni, dotyczące nietylko systemów wyborczych, ale nawet systemów kontrolnychelektrowni jądrowych.
Nietylko jednak do sojuszników z NATO miałyby się Niemcy „przytulić”w kwestii zabezpieczenia swoich wyborów. Według byłego estońskiegoprezydenta możliwe jest pozyskanie do współpracy Chin, którerzekomo stawiają na nieingerowanie w sprawy wewnętrzne innychpaństw i same obawiać się mają manipulowania procesamipolitycznymi za pomocą środków cyfrowych. Stojący w przededniu19. kongresu Chińskiej Partii Komunistycznej przewodniczący XiJinping miałby być w tej kwestii naturalnym sojusznikiem zachodnichdemokracji.
Cóż– cokolwiek by mówić o aktywności rosyjskich hakerów, todoszukiwanie się w Chinach sojusznika w kwestii ochronydemokratycznych procesów politycznych jest bardzo dziwne.Przewodniczący Xi robi co może, by wydłużyć okres swej niemalabsolutnej władzy nad Państwem Środka ponad normalne dwiepięcioletnie kadencje, nawet do 2027 roku. Obsadzając młodymi,wiernymi technokratami pozycje zarówno w partii, jak i armii, raczejnie musi się obawiać kompromitującychwycieków,które mogłyby oddać władzę nieprzychylnym mu frakcjom. W końcuXi Jinpinga już oficjalnie okrzyknięto RdzeniemPartii,a niektórzy podejrzewają, że niebawem jego imię trafi dochińskiej konstytucji. Z takim technokratycznym systemem władzy, wktórym liczą się wyłącznie kompetencje i powiązania, Chinyzupełnie nie muszą się obawiać ingerencji swoich rosyjskichsprzymierzeńców, wyobrażonej przez byłego prezydenta Estonii.