Colt Canyon — indyczy dziki zachód dla wytrwałych
21.06.2020 22:10
Niedawno w internetach zawrzało. Swoją światową premierę miała trzecia odsłona chwalonej serii Desperados. Trudno się dziwić, gdyż od wyjścia na rynek kolejnej części minęło ponad 14 lat, a graczom trudno było o wybitniejszą grę skradankową z elementami akcji, przedstawionej w rzucie izometrycznym. Oczywiście było kilka takich gier, jak dla przykładu Shadow Tactics z 2016 roku, ale nie wszyscy byli zadowoleni z okresu, w jakim toczyła się fabuła gry.
Osobiście mam zamiar zająć się recenzją Desperados 3, która od jakiegoś czasu gości na dysku twardym, ale chciałbym ją ukończyć by recenzja była bardziej rozbudowana i prawdomówna. W międzyczasie zabrałem się za giercowanie w tytułowy Colt Canyon — indyczą grę akcji, w której zręczność i taktyczne myślenie jest kluczem do sukcesu. A w tym wypadku sukcesem jest przetrwanie ...
Wprowadzenie do zabawy
Colt Canyon nie jest rozbudowaną grą akcji, w której uczestniczymy w zajadłym boju z tuzinami przeciwników, nie jest również tytułem gdzie rozwijamy swoją postać w wielu zakresach, żonglujemy ekwipunkiem i raczymy się fenomenalnymi wrażeniami audio-wizualnymi. Jak na indyka przystało, jest to gra przepełniona akcją, ale skierowana bardziej do zaprawionego w bojach gracza, szczególnie lubującego się w wyzwaniach.
Wiele indyków pokazało, że można zrobić grę wymagającą i trudną, specjalnie usuwając jeden szczegół, który zauważamy w większości gier akcji - możliwość zapisu postępu zabawy. W tym wypadku właśnie takowego brakuje, co nieznacznie początkowo, ale konkretnie w dalszych etapach, zwiększa poziom trudności. Akurat Colt Canyon jest grą błahą z toporną mechaniką, ale niesamowicie wkręcającą i wymagającą. Tu nie wymachujemy na prawo i lewo bronią, nie rzucamy dynamit gdzie popadnie, racząc się pikselami rozrywanych ciał przeciwników. To tytuł, w którym amunicję się oszczędza i eksploruje mapę w nadziei, że w przypadku wielkiej potrzeby wróg zginie, zanim my dostaniemy kulkę między oczy.
Całość zabawy polega na przemierzaniu mapy od lewej do prawej w poszukiwaniu mięsa armatniego i jego wymyślnej eksterminacji. Na każdej z plansz znajduje się uwięziona postać, która po oswobodzeniu może nas wynagrodzić jedną z czterech dostępnych nagród. Od gracza i danej sytuacji zależy jakiego wyboru dokonamy, ale będzie możliwe podreperowanie stanu zdrowia, uzyskanie kilku przydatnych perków lub zwerbowanie postaci jako dodatkowego najemnika. Wraz z nim lub grając solo, zaczniemy przedzierać się przez tereny pełne hord przeciwników, a także staczać boje z tymi, bardziej wytrzymałymi jegomościami.
Colt przyjacielem Twym
Jak na prostą i błahą mechanikę, opartą na systemie poruszania się, uników, celowaniu, walce na odległość i w zwarciu, Colt Canyon pokazuje że, to co pierwotnie wygląda łatwo, w praktyce przychodzi bardzo trudno. Przejście pierwszej mapy do błahostek nie należy. Tuż po wyborze początkowej postaci, zauważymy że posiada ona swoje własne statystyki. Każda z odblokowywanych postaci, posiada odmienne parametry, które mogą w dużym stopniu dopomóc graczowi w jego ulubionym stylu zabawy. Możemy więc dostosować ją pod dzierżony oręż i styl rozgrywki. W moim przypadku był to zwykły rewolwerowiec, który idealnie zapełniał dziurę między mobilnością a wytrzymałością.
Zabawa zaczyna się mocno komplikować, gdy na mapie zacznie pojawiać się więcej przeciwników. Jeśli nad ich głowami zauważymy znaki zapytania, oznaczać to będzie ich zainteresowanie. Natomiast gdy zauważymy wykrzykniki, możemy spodziewać się ostrej jatki. Ilość przeciwników na mapie jest zmienna, tak jak generowana losowo mapa, na której przyjdzie toczyć nasze boje. Ilość i różnorodność przeciwników nigdy nie jest do przewidzenia. Im więcej uda nam się w grze odkryć, tym większa szansa na spotkanie elity na swej drodze. Chłopi z widłami, gangsterzy, mistrzowie lassa a może ciężko opancerzeni przeciwnicy? Wszystkiego można się spodziewać. A i fauna dorzuca swe kilka groszy, racząc nas wściekłymi psami, skorpionami czy wężami, które mogą okazać się cichymi zabójcami w terenie. A i tu trzeba mieć oczy dookoła głowy ... gdyż nic tak nie drażni, jak wykrwawienie się na śmierć w obliczu ostrych jak brzytwa liści krzewu.
Jak zresztą możecie zauważyć na powyższym zapisie z rozgrywki, w Cold Canyon trzeba mieć się cały czas na baczności, gdyż każdy, możliwie drobny błąd można przypłacić życiem. Po nieudanym zakończeniu, mamy możliwość ponownego odrodzenia, także w skórze nowej postaci, by ponownie spróbować swoich sił. Jak na dobrego indyka przystało, w grze uświadczymy istnego wysypu pikseli, ale w jakże świetnej formie. Oprawa audio-wizualna stoi tu na bardzo wysokim poziomie, ukazując graczom bujną, lecz i mocno ograniczoną otoczkę graficzną. Myślę, że to fajny krok ukazując sprane kolory, szczególnie przed nieuniknioną zabawą w kolorowe Desperados part 3 :)
5 dyszek zabawy
Cold Canyon to bardzo wciągająca gra akcji, osadzona w bardzo dzikim zachodzie. Jest to tytuł, który wymaga od gracza ciągłej myśli taktycznej oraz piekielnie dobrej zręczności. Gra, która niedawno zagościła na rynku, została przeceniona i kosztuje dokładnie 48,59 zł. Oczywiście można ją znaleźć również na innych platformach komputerowych, konsoli, także tej przenośnej. Mnie jednak jako dumnemu graczowi PC i wspierającemu polski rynek gier, zawsze sklep GOG będzie najbliższy. Polecam, by zagrać i samemu przekonać się jak trudno jest wyjść cało z opresji na dzikim zachodzie :)