Czy SSD w starym laptopie to dobry pomysł? Na przykładzie HP ProBook 4525s
08.04.2020 21:26
W życiu każdego właściciela laptopa przychodzi taki czas, że nie wiadomo czy zainwestować trochę monet i przedłużyć żywot starego urządzenia, czy jednak przeznaczyć więcej pieniędzy na zakup całkiem nowego. Często jest to decyzja trudna i spędzająca sen z powiek. Sam jakiś czas temu stałem przed takim wyborem, a niedawno podobna sytuacja trapiła moją drugą połówkę. Decyzja była ciężka, gdyż moja narzeczona bardzo się przyzwyczaiła i polubiła swojego laptopa, dlatego rozstanie z nim byłoby bardzo bolesnym przeżyciem. Więc w tym wypadku wygrał wariant tańszy – inwestycja w stare urządzenie. Czy to był dobry ruch, postaram się udowodnić we wpisie.
Rzeczonym laptopem jest HP z serii ProBook model 4525s. Oto jego specyfikacja:
- Procesor: AMD Turion II, 2 rdzeniowy, 2 wątkowy, 64 bitowy, z taktowaniem 2,5 GHz
- RAM: 4GB DDR3 (1333 MHz) od Samsunga (jeden moduł)
- Dysk: 500GB 7200 RPM firmy Hitachi
- Procesor graficzny: ATI Mobility Radeon HD 5470 (512 MB VRAM)
- Wyświetlacz: rozdzielczość - 1366x768, rozmiar - 15,6”, powłoka - matowa
- Bateria: Niesprawna
- Dodatkowe cechy: obudowa wykonana z aluminium, klawiatura odporna na zalania
Inwestowanie w model, który ma minimum 8 lat (na rynku jest już od ok. 10 lat) to kwestia dyskusyjna. Bardzo wiele zależy od stanu, w jakim znajduje się notebook. Jeżeli model jest zadbany, a użytkownik nie katował go programami wyciskającymi ostatnie soki z podzespołów, to odświeżenie go może być dobrą decyzją. Natomiast jeśli każdego dnia zastanawiasz się czy laptop się włączy, czy się nie przegrzeje, czy kurzem ze środka obudowy można zapełnić cały pojemnik lub worek w odkurzaczu, albo czy od wciśnięcia przycisku zasilania do pojawienia się pulpitu zdążysz zjeść śniadanie i wypić kawę, to lepiej zacząć interesować się nowym modelem.
W tym wypadku laptop jest użytkowany sporadycznie, a ja co jakiś czas robiłem mu przegląd – czyli czyściłem wnętrze z wszędobylskiego kurzu, wymieniałem pastę termoprzewodzącą oraz dbałem o ogólną kondycję systemu operacyjnego. Model ten dzielnie zniósł upływ czasu, a właścicielka nie wymagała od niego zadań niemożliwych – nie był mocno obciążany. Po przeanalizowaniu dostępnych rozwiązań oraz opłacalności decyzja padła na tani dysk SSD o niezbyt dużej pojemności. Konkretnie to GOODRAM CX400 z 256 GB na pokładzie. Koszt takiego dysku oscylował w granicach 140‑160 zł, więc uznałem ten model za całkiem opłacalny. Tekst ukończyłem i opublikowałem ze sporym opóźnieniem, więc można zobaczyć, jak cena tego konkretnego egzemplarza poszybowała w górę. Na ten moment jest to kwota pomiędzy 170 a 220 zł - różnica spora. Kwota za dysk będzie jedynym poniesionym kosztem, gdyż dalsze prace wykonałem we własnym zakresie.
A więc czas zacząć rozbiórkę laptopa! Pierwszym wykonanym przeze mnie krokiem było wygospodarowanie sobie miejsca na poszczególne części pacjenta. Zależało mi także na tym, aby po złożeniu notebooka nie została ani jedna śrubka. Gdy uzyskałem odpowiednio dużo przestrzeni, rozpocząłem prace nad urządzeniem.
Następnym krokiem było odkręcenie trzech śrubek pod baterią. Kolejne dwie śrubki kryją się za zaślepkami obok zawiasów na tylnej krawędzi urządzenia.
Po odkręceniu tych śrubek możemy ustawić laptopa w jego naturalnej pozycji i otworzyć pokrywę. Śrubki, które trzymały maskownicę głośników wraz z przyciskiem zasilania, zostały już odkręcone, więc teraz wystarczy ten element przesunąć w górę. Z niewielkim oporem powinien oddzielić się od reszty laptopa.
Teraz musimy uwolnić klawisze, w tym celu wystarczy zmusić do współpracy dwie śrubki na górnej krawędzi ramki klawiatury. Klawiaturę wysuwamy w tym samym kierunku (do góry), co element chwilę wcześniej. Po operacji zakończonej sukcesem zostaje już tylko wypiąć taśmę ze złącza widocznego na zdjęciu. Wystarczy delikatnie unieść czarny element złącza i taśma powinna bez oporów opuścić złącze i uwolnić się od laptopa.
W tym momencie mamy już dostęp do RAM oraz chłodzenia procesora (po odkręceniu jednej śrubki trzymającej w miejscu pokrywę). Jednak ja potrzebowałem zagłębić się jeszcze dalej. Na mojej drodze stanęły kolejne śrubki (to robi się już monotematyczne). Oprócz odkręcenia kolejnych delikwentów pozostaje nam także odłączenie taśmy touchpada. Czarny element w górę i kolejna część może zostać usunięta. Jednak to nie wszystko. Żeby oddzielić cały dolny panel pod klawiaturą, trzeba wyciągnąć zaślepkę ExpressCard (po prostu ją wcisnąć i jak wyskoczy wyciągnąć) a następnie do powstałej luki włożyć palca i cały element przesunąć w prawo. W ten sposób wyciągniemy ostatnią część, która przykrywa dysk twardy w tym laptopie.
Teraz już nic nie powinno nas powstrzymać przed wyrwaniem tego dysku z objęć laptopa. Tak naprawdę jest na odwrót. Uwolniłem urządzenie z wpływu tego przestarzałego i wolnego nośnika danych. Naturalnie wciąż cenię i dostrzegam zalety dysków talerzowych, ale o tym na końcu wpisu. Stary dysk twardy opuścił uchwyt montażowy i powędrował na biurko, aby czekać na decyzję o jego przyszłości. Nowy SSD szybko wpasował się w uchwyt i ochoczo przystał na instalację w tym modelu HP. Po podpięciu przewodu SATA nie pozostało mi nic innego, jak skręcić laptopa i przywrócić go do stanu używalności. W tym miejscu muszę się wytłumaczyć, dlaczego nie wyczyściłem wentylatora, oraz nie wymieniłem pasty na procesorach. Otóż zrobiłem to pół roku wcześniej, a temperatury panujące w środku urządzenia wciąż były na bardzo dobrym poziomie, więc nie widziałem potrzeby kolejnej wymiany.
Wartą dodania jest wzmianka, że pasta na procesorach to Thermal Grizzly Kryonaut (jedna z najlepszych past termoprzewodzących), która znacząco obniżyła temperatury CPU i GPU. Gdy skończyłem składać ProBooka, nie widziałem żadnej śrubki na stole, więc misja zakończyła się pełnym sukcesem. Efekt? System zainstalował się bardzo sprawnie i szybko. Samo uruchamianie Windowsa 10 przyspieszyło kilkukrotnie, a korzystanie z przeglądarki stało się znacznie przyjemniejsze. Pod każdym względem HP pokazywał, że był ograniczony prędkością starego dysku. Generalnie choćbym chciał, to minusów nie mogę się dopatrzeć. Werdykt: Narzeczona w pełni zadowolona.
Co zrobiłem ze starym dyskiem, który był w pełni sprawny? Wykorzystałem go jako dysk przenośny. Na popularnym portalu aukcyjnym kupiłem obudowę do dysku 2,5”. Konkretnie Natec RHINO GO, który może pochwalić się aluminiową obudową i USB 3.0. Po kilku dniach obudowa dotarła pod moją strzechę i mogłem zabierać się za instalację starego dysku w środku. Dojścia do środka dzielnie broniły dwie śrubki, które można było odkręcić mini śrubokrętem dołączonym do zestawu. HDD bez zająknięcia przyjął nowy obowiązek i szybko wskoczył w aluminiowy pancerz. Po sformatowaniu dysku pozyskałem nowe urządzenie magazynujące dane. Poczciwy dysk z laptopa wciąż będzie używany i na wymianie jednego, starego dysku w laptopie skorzystaliśmy dwa razy ;)
Odpowiadając na pytanie zadane w tytule, nawet w tak starym modelu montowanie SSD ma sens. Korzyści płynące z użytkowania takiego dysku będą bardzo odczuwalne. Laptop jest cichszy, szybszy i nie prowokuje już swoją pracą do wyrywania włosów z głowy. Nie wspominam już o sentymencie i przywiązaniu, gdyż widok starego kompana w lepszej formie może znacząco podnieść poziom hormonu szczęścia.
Dziękuję za dotarcie do końca!