Komentarz do wpisów Fanatyka ;)
20.03.2021 | aktual.: 23.03.2021 09:28
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie wprost niewyobrażalna liczba kłamstw, półprawd i manipulacji uskuteczniana przez jednego z blogerów na łamach Dobrych Programów. Nie mogę zrozumieć, jak można z uporem maniaka rozpisywać się na temat rzekomych wad oprogramowania Open Source nie mając kompletnie wiedzy merytorycznej w tym temacie, zbywając jednocześnie wszelką krytykę za pomocą obraźliwych komentarzy nie niosących żadnej treści merytorycznej…
Zajmijmy się zatem kolejnymi tekstami, zaczynając w 2020 roku (nie chce komentować wpisów starszych, szkoda mi miejsca na dysku na tak długi tekst).
„Pięć powodów dla których warto przesiąść się z Windowsa na Linuksa”
Tak. Tutaj autor chce polemizować z artykułem o 5 powodach do przesiadki na Linuksa, ale w swoim „tekście” omawia jeden – aktualizację Fedory :) W tekście porównuje aktualizację pobierającą i instalującą 500MiB danych z aktualizacją z Windowsa pobierającą… 300KiB :)
Przyznaje w dodatku, że obie aktualizacje powodują dwa restarty komputera, a cały hejt opiera się na… Uwaga! Długim czasie aktualizacji systemu na Linuksie (ponad 9 minut) przy zaledwie 2:40 na Windows (tak, 300KiB wymagało prawie trzech minut i dwóch restartów).
Informuję więc szacownego autora, że wielokrotnie wymuszam aktualizację na rozlicznych systemach „debianowatych” i aktualizacje niezwykle rzadko wymagają więcej niż 3 minuty i NIGDY nie wymuszają restartu. Ba! One tylko sugerują restart wyłącznie w sytuacji, gdy aktualizacja zmienia kernel bądź systemd.
Omawianie tego wpisu warto zakończyć cytatem z „autora”:
Niech zdrowa cera będzie z Wami, a pryszcze pozostaną bladym wspomnieniem okresu dojrzewania! Nie ma za co. Hej!
„Czy Mozilla zdoła się podnieść po premierze Microsoft Edge”
Jeżeli ktoś się spodziewał miażdżącej krytyki Firefoksa i rzeczowych porównań, to się zawiedzie. Jest za to kilka ilustracji z testów syntetycznych Firefoxa i Edge, zresztą wybiórczo zaprezentowanych. Ale najbardziej rozbawił mnie już początek:
„Jeśli ktoś, chociaż przez sekundę pomyślał, że chodzi o pracę nad wydajnością Firefoksa, to będzie zawiedziony. Jeśli ktoś miał nadzieję na prawidłową implementację i obsługę profili, to już może zacząć instalować nowego Edga.”
Oczywiście „instalować nowego Edga” jest hiperłączem do strony pobierania MS… Panie „Silny”, może by tak mniej jawnie prezentować się jako „pracownik social-media” MS? Co? Że wszędzie widzę korposzczurów? Dalej zobaczycie, że się nie mylę…
Nowy Edge praktycznie eliminuje potrzebę instalowania czegokolwiek innego.
No serio? Niby dlaczego?
Błyskawiczne uruchamianie? Proszę bardzo. Ładowanie stron z szybkością światła? Jest. Wtyczki? Cały rój. Netflix w 4k? Oczywiście. Doskonała integracja z platformą Windows + wersja na Androida? Jasne, że tak.
Nie, drogi pracowniku MS (lub firmy PR obsługującej MS), ładowania stron z „szybkością światła” nie ma, „doskonała integracja z platformą Windows” to niby w jakim miejscu jest lepsza niż w FF czy choćby w Operze? O ilości i różnorodności we wtyczkach to nawet nie ma co mówić (całe szczęście, że nowy Edge jest na silniku Chrome, ale o tym już „autor” zapomniał wspomnieć, a dzięki temu w ogóle może się cieszyć jakimiś wtyczkami).
(nie)Wydajność Firefoksa na tle nowego Edge ... aż razi w oczy.
No to proponuję „autorowi” odpalić 30 zakładek (w tym kilka dużych portali) na FF i Edge jednocześnie i zobaczyć jak jest z wydajnością i zajętością RAM. Tak, wielu specjalistów tak pracuje (w tym ja) i jest to konieczne, a już przy 10 zakładkach Edge potrafi przymulić mojego kompa (Ryzen 1700, 32GB RAM 3200, system na NVME i RTX2080Ti). Tak, mam w tym czasie pootwierane inne programy (nawet sporo), ale jakoś Firefox nie stwarza wtedy problemów.
Wygląda na to, że od długiego czasu Mozilla goni ostatkiem sił. Możliwe, że najnowsza retoryka fundacji, oscylująca naokoło prywatności ma za zadanie odwrócić uwagę od istotnych problemów. Oczywiście nie jest tak, że Firefox magicznie czyni ze swoich użytkowników byty niemożliwe do identyfikacji, ale jeśli nie można poprawić wydajności, to może uda się wmówić coś, czego większość użytkowników i tak nie będzie w stanie zweryfikować.
Tak, Mozilla goni resztkami sił, od wielu, wielu lat. Jest Fundacją i ma tylko te zasoby, które podarują inni, nie ma za plecami potężnej korporacji i band płatnych trolli. Jednak radzi sobie świetnie i wśród wielu specjalistów jest uznawana za wybór nr 1.
Sam używam kilku przeglądarek: Firefox, Opera, Vivaldi, Brave. Nie mogę tylko zmusić się do Edge, bo jest jakaś taka… Prymitywna w mojej subiektywnej opinii.
I wiesz co „autorze”? Mam nieodparte wrażenie, że tak zbywana przez Ciebie z pogardą uwaga, jaką poświęca Mozilla akurat prywatności jest istotna dla każdego w miarę inteligentnego i świadomego użytkownika, ale jak wiadomo MS ma tu sporo na sumieniu, więc Ty oczywiście musisz to ignorować :)
Wcześniej pisałem, że „autor” ma silne związki z działem PR Microsoftu, czas więc zamieścić jakiś ciekawy argument:
„Microsoft Edge - czas pracy na baterii”
To kolejny wpis autora, który pod niebiosa wychwala Edge. Test w wykonaniu tego Pana wyglądał tak, że
Po krótkim wstępie pierwszy „cukierek”
W poprzednim wpisie pokazałem Wam, jak Edge nokautuje Firefoksa na polu wydajności, dziś zobaczycie, jak długo Edge może działać na baterii.
Aha… Tylko, że jakoś nie pokazał „nokautu”, a jedynie kilka syntetyków. Drogi „blogowiczu” – nokaut to jest wtedy, kiedy trafiony nie wstaje z desek, a Firefox nawet w tych wybiórczo przedstawionych syntetykach działał, jakoś nie widziałem, żeby się zawiesił. Więc co najwyżej możesz pisać „przegrał na punkty”, przy czym sędzia był przekupiony, mecz sprzedany, a sędzia był jednocześnie prokuratorem.
No, ale idźmy dalej.
„Test” autora wpisu polegał na puszczeniu na YT filmu w 4k poczekanie, kiedy bateria zdechnie… No cóż, rzeczywiście test niesamowicie obiektywny :) Pomijając taki drobiazg, że był to test dekodera obrazu użytego w silniku przeglądarki (czyli Chrome), to wypadałoby wiedzieć, że to akurat jest tak zwana zagrywka poniżej pasa ze strony Google, które w serwisie YT stosowała inną implementację VP9 niże jest udostępniana konkurencji. Nie wiem, czy to zjawisko nadal występuje, ale sam fakt zastosowania tej zagrywki w przeszłości dyskwalifikuje dla mnie testy oparte na oglądaniu filmów na YT. Zresztą, cóż to za test, skoro „autor” do oglądania filmu zmniejszył jasność do 40% :)
Oczywiście, tradycyjnie nie mogło zabraknąć garści odchodów rzuconych na Mozillę:
Microsoft Edge pracował 31 minut dłużej niż Firefox. Po lewym sierpowym, wymierzonym Mozilli, przyszedł prawy prosty między oczy. Biorąc pod uwagę kondycję Firefoksa i tempo prac nad Edge był to cios spodziewany. Na tle tego lania, które właśnie zarobił Firefox, ciekawie wygląda raport finansowy Mozilli, stworzony przez niezależnego audytora. Interesująca lektura, a uwagę przykuwają zarobki CEO Mozilli i korelacja ich wzrostu z marniejącą kondycją ich przeglądarki i ostatnimi zwolnieniami.
Obrazowe porównania użyte przez „autora” spowodowały, że zaczynam myśleć, że ma on jakieś osobiste fobie na punkcie otwartego oprogramowania, bo przecież „test szybkości Edge” nie może zostawić FF w spokoju :) No i problem z zarobkami… Oj, komuś tutaj słabo płacą :)
Oczywiście, tradycyjnie zabrakło wzmianki o tym, że nowy Edge działa na silniku Chromium. No przecież jakby to wyglądało, że MS korzysta z kodu Open Source :)
Ciekawe też, że po tych wszystkich „nokautach” Firefox cały czas zarówno na desktopach jak i platformach w ogóle nadal ma wyższy udział niż Edge, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ten drugi jest domyślnie zainstalowany na Windows… Mimo wszystko, użytkownicy jednak wybierają alternatywy (głównie Chrome, ale i Firefoxa).
Ale najlepszy cytat nastąpi teraz… „Za chwilę Edge stanie się integralną częścią Windows i okaże się, że pobieranie i instalowanie Google Chrome stanie się zajęciem wyłącznie dla zatwardziałych zwolenników robienia kurtyzany z prywatności.”
„Kurtyzany z prywatności”. Zostawię to bez większego komentarza, bo jakoś obleśnie mi to brzmi w wypowiedzi apologety Windows…
Dobra. Koniec Edge, przyszło następne polecenie – teraz atakujemy Linuksa, i to w całej serii „artykułów”.
„Ubuntu 20.04 - Pierwsze, przedpremierowe wrażenia.”
Zaczynamy oczywiście od trzęsienia ziemi:
Powszechnie wiadomo, że Windows 10 sypie się jak cement z rozprutego wora. Świadczą o tym obydwaj użytkownicy desktopowego Linuksa i pojedyncze posty na forach poświęconych oprogramowaniu firmy Microsoft.
Jakimiż to tajnymi danymi dysponuje „autor” pisząc o „dwóch użytkownikach desktopowymi Linuksa”? I kto jest tym drugim, skoro ja jestem pierwszym? Aha, no i „pojedyncze posty” na forach MS? Serio? Gdy nawet Microsoft OFICJALNIE przyznaje się do błędów, które powodują utratę danych?
Cóż, poza już samą formą szyderstwa baaardzo niskich lotów muszę przyznać, że brak najmniejszych oznak kultury osobistej tego autora skłania mnie do dwóch wniosków:
1. Microsoft lub zatrudniona agencja PR płaci naprawdę mało… Lub:
2. Autor nigdy nie dostał lekcji dobrego wychowania. Cóż, taką młodzież dzisiaj mamy…
Po kilku minutach oglądania tego logo ekran zrobił się czarny. Na ekranie 4K, czcionką o rozmiarze 14px instalator wypluł komunikat o problemie z nouveau. Bardzo chciałbym Was nim uraczyć, ale akurat nie miałem przy sobie mikroskopu, więc nie było mi dane odczytanie całości. Poza tym kto mógłby chcieć odczytać taki komunikat? Chyba nie zainteresowany użytkownik, który właśnie próbuje zainstalować system. Szybko machnąłem ręką na "GNU logikem" i zrestartowałem kompa
No jakie zaskoczenie! Wersja PRZEDPRODUKCYJNA ma problem ze sterownikiem obrazu na sprzęcie, o którym OD LAT się pisze, że ten problem występuje z powodu NIEUJAWNIENIA przez producenta wywołań systemowych i który to problem ustępuje po zainstalowaniu sterowników własnościowych podczas instalacji systemu… Ale skąd pracownik MS (albo agencji PR) mógłby o tym wiedzieć???
Domyślnie instalator Ubuntu próbuje wcisnąć na dysk ~1GB bloatu, ale istnieje możliwość instalacji minimalnej, którą z radością wybrałem.
No jasne, Open Office, Thunderbird, aplikacja do zdjęć… Słowem wszystko gotowe do pracy jako komputer domowo-biurowy, a on to nazywa „bloatem”. Ciekawe, że tylu ludzi instaluje na Windows samodzielnie taki bloat jak Microsoft Office, czy Outlook. Głupi jacyś, czy co? No ale popatrz… Masz wybór! O ileż to więcej niż na MS, gdzie w zasadzie nic z systemem nie dostajesz, no chyba że boatware w postaci wersji demonstracyjnych Candy crsh czy jakoś tak…
No i oczywiście dalsza część tekstu to już tylko marudzenie, że instalacja się wysypała, a to przecież wersja LTS… Tak, tylko że nie produkcyjna, a testowa. Taka mała różnica, ale informacja o tym nie pasuje do tezy.
Jak fakty nie pasują do tezy, tym gorzej dla faktów? :)
Szanowny „autor” tak się podniecił komentarzami pod swoimi wypocinami, że aż musiał stworzyć nowy wpis.
„Linux? U Mnie Działa!
Generalnie, cały wpis dotyczy tego, że Noveau u niego nie ruszył i ma problem…
Tak, uruchamiając laptopa, człowiek chciałby się zalogować i używać sprzętu wedle swojej woli. Netflix HDR 4K? Pewnie! Microsoft Edge - najlepsza przeglądarka na rynku? Proszę bardzo. Oprogramowanie do obróbki fotografii? Jasne, wystarczy komputer z systemem Windows i już można korzystać z szeregu doskonałych programów: Lightroom, Capture ONE, DXO, Photoshop. Do tego cała masa dodatków i wtyczek.
No, to lećmy po punktach:
Netflix HDR 4k - na Linuksie jest (https://itsfoss.com/watch-netflix-in-ubuntu-linux/).
Microsoft Edge – jest. Oczywiście „autor” nie omieszkał wpleść marketingu „szeptanego” (dla mnie „kłamliwego”), że to jest niby najlepsza przeglądarka na rynku. Czemu zaprzeczam z całego serca…
Oprogramowanie do obróbki fotografii? - cała masa, do wyboru do koloru, nie każdy potrzebuje Photoshopa. I wiem, że ten argument z PS jest stary, ale to jest po prostu najprawdziwsza prawda, że 99.999% użytkowników NIE UŻYWA Photoshopa.
Dodam tylko, że także w obróbce video jeden z najlepszych pakietów na rynku, czyli DaVinci Resolve Studio ma swoją wersję na Linuksa i działa ona całkiem przyjemnie.
Idźmy dalej:
Użytkownicy Linuksa często próbują trywializować fakt, że używają systemu, który jest pomijany przez liderów branży. Ukrywając się pod pseudonimami, wychwalają otwarte niedoróbki i próbują kreować rzeczywistość, w której ułomność i niedoskonałość stają się niedoścignionym wzorcem, a profesjonalne produkty są złem, którego używanie piętnuje człowieka do końca życia.
Linuks jest pomijany przez NIEKTÓRYCH liderów branży, w dodatku systematycznie to ignorowanie Linuksa się zmniejsza, o czym świadczy samo działanie MS. Któż nie pamięta słynnego stwierdzenia Balmera, że „Linuks to rak”? A dzisiaj? Linux subsystem for Windows oraz statystyki, że na Windows Azure najwięcej serwerów stoi pod… Linuksem :)
W ogóle, to zdanie z kreowaniem rzeczywistości, gdzie jak cnoty broni się niedoróbek? Serio?
Sam osobiście znam wady Linuksa. Znam wady Windowsa. Używam obu, a od niedawna także MacOS’a. Wszystkich tych systemów używam naprzemiennie, pisząc programy pod dwa pierwsze od wielu lat. Mało tego, uważam że to wyłączna zasługa społeczności Open Source, że Windows i Office nie wymagają sprzedania nerki, żeby kupić licencję.
A teraz jeden z najlepszych akapitów:
Swoje fantazje i projekcje mechanizmów obronnych ozdabiają kloaczną poezją składającą się często ze steku bzdur i wyzwisk. Oczywiście obalanie tych kłamstw i pomówień jest dziecinnie proste. Wystarczy do tego komputer i jakakolwiek dystrybucja Linuksa.
No cóż za poezja… Taka kloaczna :) Zobacz, wziąłem komputer… A w zasadzie to trzy komputery, na których w domu postawiłem Linuksa - jeden z nich to budżetowy laptop, dwa dość mocne desktopy:
Zestaw 1.
CPU Ryzen 1700, 16GB RAM 3200, NVME Adata SX8200Pro, Radeon VII, mobo Gigabyte na chipsecie B350.
Zestaw 2.
CPU Ryzen 1700, 32GB RAM 3200, NVME Adata SX8200Pro, RTX 2080Ti, mobo Asus chipsecie B350.
Laptop 1.
Lenovo Ideapad z jakimś słabym APU AMD.
Na wszystkich postawiłem Ubuntu 20.04LTS, żaden nie zgłosił ŻADNEGO problemu. Mógłbym więc napisać, że autor skompromitował się jako oszust i kłamca, ale tego nie zrobię. Jak pisałem wcześniej, jego konfiguracja miała i ma problemy z powodu polityki producenta chipsetu.
Poziom reprezentowany przez „autora” najlepiej ilustruje zamieszczony przez niego filmik i jego podpis:
Ciekawe, że człowiek którego to tak bawi innym zarzuca bycie „pryszczatym nastolatkiem” i określa ich wypowiedzi mianem „kloacznej poezji”…
Nie minęło jednak kilka dni, i nasz „autor” ponownie musiał coś wypocić:
„Dziurka Linuksa”
Pomińmy początkowe biadolenie piszącego i zobaczmy to:
Ważne, żeby zachować dobre samopoczucie. Mint i elementary OS polecają tutejsi "eksperci" od Linuksa. Ja skromnie polecam im wpis kolegi @tertualiana "Linux terminal - zestaw przydatnych trików" z którego nauczą się podstaw systemu, który polecają.
Zaczynamy więc od aluzji ad personam, czyli użycie cudzysłowu w wyrazie eksperci i przejdźmy do stwierdzenia, jakoby użytkownicy mają z zalinkowanego wpisu nauczyć się podstaw systemu.
Nie drogi ignorancie, to są podstawy bash’a i to te bardzo podstawowe, takie same jak w Windowsowym command line’e. Czyli, dla Twojej wiadomości – z tego wpisu można nauczyć się PODSTAW DZIAŁANIA WINDOWS!!! :)
A teraz:
Okazuje się, że tak bezpieczny jak czujne są oczy społeczności. pwfeedback to funkcjonalność sudo, która odpowiada za wizualizację wpisywanego hasła. Oczywiście samo hasło nie jest wyświetlane, zamiast każdego znaku pokazywana jest * Ta funkcjonalność została dodana na prośbę zagubionych administratorów i użytkowników Linuksa, którzy mieli wątpliwości czy ich klawiatury, aby na pewno działają podczas wpisywania hasła.” (pogrubienie dodane przeze mnie).
Niestety nie geniuszu. Administratorzy mogą się logować do systemu w obecności osób trzecich. Wiesz, tak jak w Windows, gdzie też w oknie logowania są wyświetlanie gwiazdki. Także sorry, ale spudłowałeś jak zwykle… W dodatku administratorzy Windows chyba też mają problem z klawiaturami, bo na ich prośbę też twórcy Windows dodali tę funkcjonalność… Chłopie, to jest tak głupie, że aż piękne :) No to następny akapit:
Problem w tym, że wraz z pwfeedback pojawił się błąd, który skutkuje możliwością przepełnienia bufora. Mogą tego dokonać nawet użytkownicy niefigurujący w sudors, a błąd występuje w sudo 1.7.1 do 1.8.25pl. Zarówno Mint jak i elementary OS mają włączony pwfeedback. Błąd został naprawiony, a zaktualizowane paczki są dostępne dla każdego. Można by powiedzieć, że nie ma co zawracać gitary, bo wszyscy zrobili już aktualizację. To prawda, ale pozostaje jeszcze jedna kwestia: ile czasu potrzebowały zwinne oczy na wypatrzenie tego błędu? Poszło błyskawicznie, jakieś 9 lat. Hej!
Po pierwsze, błąd w Ubuntu na którego przykładzie jest zaprezentowany występował od wersji i uwaga – został zgłoszony w LUTYM 2020r. Zresztą oryginalnie został zgłoszony na MacOS, gdyż pochodził faktycznie z zamierzchłych czasów, kiedy o tego typu atakach nikomu się nawet nie śniło. Ale jak już się czepiamy, to proszę: (https://technologia.dziennik.pl/internet/artykuly/6422001,luka-windows...) – 10 lat jak obszył :) Przyszła pora na porcję testów, one przynajmniej są obiektywne ;)
„Windows Subsystem For Linux (WSL2) - Test Wydajności”
W tym tekscie, autor zamieścił masę screenów z testów syntetycznych WSL2 i na tym w zasadzie mógłby skończyć - wykazują wyższość WSL2 nad „jedynką”, co mnie wcale nie dziwi – w końcu jest to nowa wersja, bardziej dopracowana i choć mnie nie zachwyca nijak, bo nie umożliwia mi tego, czego potrzebuję, to jednak podziwiam MS i Canonicala za pracę nad tym rozwiązaniem.
Niestety, zamiast skomentować same wyniki, „autor” jak zwykle w prostacki sposób atakuje społeczność programistów Open Source:
Wygląda na to, że doczekaliśmy tego mitycznego wręcz wydarzenia, o którym od lat bajali neofici i fantaści. Niektórym będzie pewnie nie w smak, że to nie sukces społeczności i setek dystrybucji struganych na kolanie, a wynik ciężkiej pracy Microsoftu.
Aha, Microsoftu… Bo Canonical ręki nie przyłożył ;)
Poza tym, warto prześledzić historię „Roku Linuksa”.
Od wielu lat szydzono o przyjściu roku Linuksa, kiedy to zastąpi on inne systemy operacyjne. W międzyczasie upowszechnił się Internet (na routerach z Linuksem), telefony „smart” na Androidzie, którego kernel jest Linuksowy, rozpowszechniły się „jabłka”, które swój rodowód mają w NetBSD – wspólny z Linuksem… Więc teraz, żeby głupio się nie prezentować „autor” zmienia to na „Rok Linuksa na Desktopie” :)
Dla Twojej wiadomości. Znacznie więcej urządzeń działa na Linuksie niż na Windows. To jest fakt, któremu nie da się zaprzeczyć.
Jednak „autor” się ocknął w jednej sprawie i tak:
To nie tylko sukces ekipy odpowiedzialnej za WSL, ale przede wszystkim Canonicala i Ubuntu, które nagle z bycia planktonem przeskoczyło na bycie jednym z najpopularniejszych systemów operacyjnych na desktopie.
Niestety znowu kłamstwo. Ubuntu było jedną z najpopularniejszych dystrybucji znacznie wcześniej niż zainteresował się nim MS. Ba – to właśnie fakt bycia popularnym spowodował, że MS właśnie go wdraża…
Co będzie z resztą dystrybucji? Czas pokaże, ale trudno sobie wyobrazić, że mając świetne UI Windows z tym co najlepsze z Linuksa, ktoś poważny będzie chciał się męczyć z GNOME lub KDE. Oczywiście pozostaną pasjonaci, ale ci są wszędzie (właśnie kończę restaurację Komara 2350).
Buahahahha. „Świetne UI” :)
Ja wiem, że z gustami się nie polemizuje, ale może Ty lepiej faktycznie zajmij się Komarkiem, bo niestety UI Windows to dno, z którego nawet wielu gorących fanów się nabija śliniąc się do dopieszczonych i spersonalizowanych systemów z KDE na pokładzie…
Kolejnym milowym krokiem, o którym można poczytać w tym miejscu, było Anulowanie Zaniechania i Zaniechanie Przeźroczy. Polecam przebrnąć przez te absurdalne dyskusje! To czyste złoto, które pokazuje, jak przez prawie rok czasu społeczność marnowała czas na bzdety, które w reszcie wymiarów są oczywiste. To właśnie przez ten rok Microsoft wprowadzał Linuksa na desktopy. Hej!
No i kolejny strzał w stodołę. Jako przykład „marnowania czasu” podajesz dyskusję wśród developerów KDE rozciągając go na całą społeczność Open Source. Naprawdę nie dotarło do Ciebie, że w tym czasie np. w samym 2019r. Wyszło kilka kolejnych wersji kernela? Że miało miejsce wiele wersji różnych dystrybucji? Tak, społeczność OS nic nie robiła przez rok, a tylko się kłóciła… Dobrze, że MS pracował, dzięki temu masz pensję :)
Gdybyż to już był koniec… Niestety, „autor” znowu znalazł coś bardzo złego w Linuksie :)
„Skansen w wersji LTS”
Tak. Tylko ktoś niemający kompletnie pojęcia o środowisku do pracy ciągłej, bądź opłacany za zamieszczanie fakenewsów może popełnić taki wpis.
Otóż po zakończeniu biadolenia nad wersją LTS Ubuntu w poprzednich wpisach, „autor” chyba jednak poradził sobie z zainstalowaniem Linuksa, bo uraczył nas żalami nad zbyt starą wersją oprogramowania w dystrybucji LTS.
Pomijając to, że nie ma gość pojęcia czym są dystrybucje LTS i czym różnią się od tzw. rolling release, to całość zabrzmiała tak, jakby marudził, że w Windows XP jest stara wersja kalkulatora, bo w Windows 10 jest już nowsza… Serio? Już tak trudno było znaleźć jakiś sensowny argument poza wersją dostarczonego Thunderbirda?
W dodatku, nasz geniusz marudzi, że stara wersja przecież nie jest załatana… Tylko, że to nieprawda – na załączonej ilustracji widać, że jest to dziesiąta wersja poprawkowa TB… W dodatku akurat Ubuntu LTS słynie z tego, że backportują bardzo sprawnie łatki bezpieczeństwa i aplikują je właśnie do oprogramowania dostarczonego w dystrybucjach LTS. Aby wesprzeć swoją argumentację linkuje do listy błędów TB. Jest tylko jeden kłopot – przy większości tych błędów jest taka oto adnotacja:
In general, these flaws cannot be exploited through email in the Thunderbird product because scripting is disabled when reading mail, but are potentially risks in browser or browser-like contexts.
Zresztą, cały tekst jest jakimś siermiężno – discopolowym atakiem to na UI Thunderbirda, to na jego rzekomy brak funkcjonalności (co jest wierutną bzdurą), to oczywiście na Linuksa jako takiego (bo dołączenie domyślnie oprogramowania takiego jak zaawansowany edytor tekstu to „wciskanie bloatwaru”).
Oczywiście „autor” tak podsumowuje krytykę swojego wpisu:
P s. Tak, niesie ze sobą określone konsekwencje – nowszą wersję Thunderbirda :)
Jednak zaraz za chwileczkę, przyszło nowe zlecenie i nasz bohater musiał koniecznie znowu się wypowiedzieć na temat Linuksa. Tym razem zaatakował od razu KERNEL!
„Linux dziurawy jak ser szwajcarski. Liczba odnajdywanych błędów szokuje”
No cóż, tytuł normalnie jak z Pudelka typu „Aligatory zaatakowały w wannie Panią Halinkę (52)!!!”.
Zaczyna się oczywiście od podania „faktów”:
Kiedy oczy całego świata były skupione na 30 użytkownikach Windows (z czego 10 to prawdopodobnie użytkownicy Linuksa) dotkniętych problemami z poprawką KB5000802, Linus Torvalds pośpiesznie usuwał błąd, który usuwał dane z dysków użytkowników Linuksa. Torvalds usunął jeden błąd, ale każdego dnia tych błędów w Linuksie znajduje się więcej, niż można w sensownym czasie naprawić.
Normalnie ubaw po pachy. Najpierw, jak na grzecznego pracownika przystało, trzeba zminimalizować wpadkę MS bagatelizując bardzo poważny błąd w MS kasujący danych i wskazywać oczywiście palcem w stronę Linuksa opisując błąd w kernelu, uwaga… TESTOWYM :)
Dalej, po całej serii marnych dowcipów nasz „autor” zamieszcza cytat wypowiedzi Dana Lorenca mówiący o fakcie, że deweloperzy z Google obecnie wyszukują błędy szybciej niż są w stanie je łatać. Kolejny raz wyciąga wniosek, że to powoduje iż te błędy są następnie wprowadzane do kernela produkcyjnego, a niestety jedynie wykazał się brakiem rozumienia czytanego błędu!
Otóż, to pracownicy oddelegowani do kernela nie są w stanie ich załatać, więc? To proste – inni dostają je do załatania (w sensie inni pracujący nad kernelem, niekoniecznie z Google).
Dalej następuje „tłumaczenie” w postaci:
Na dodatek w Linuksie jest masa błędów, których nikt naprawiać nie chce
A powstało ono na podstawie tekstu:
We don't want to stop finding them, but if you're finding bugs that nobody has time to look at…
Dla znającego angielski jest mowa o braku czasu, a nie o niechęci do zajmowania się tym… Oj, Panie Ogórek, coś Pan kłamiesz coraz bezczelniej :)
Niemniej, czy to zdanie nie przeczy temu, co napisałem wcześniej o innych naprawiających? O dziwo nie, gdyż w tym miejscu to Dan Lorenc się myli – wszystkie zgłoszone błędy właściwie natychmiast zostają zaadresowane do odpowiednich osób i wszystkie znane podatności są łatane.
Na koniec wisienka na torcie:
Mam nadzieję, że to krótkie podsumowanie ostudzi neofitów, a fantastów sprowadzi na ziemię.
Pewnie tak by się stało, gdyby za krytyką szły rzeczowe argumenty, a nie stek bzdur, półprawd i śmieszkowanie w stylu pijanego gimnazjalisty.
Chciałem odnieś się do dalszych wpisów, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Powstała by z tego niezła książka, gdyż im dalej w las, tym więcej drzew, a wpisy tego człowieka to istna dżungla takich przeinaczeń i manipulacji połączonych z wychwalaniem Windowsa.
Nie pomaga też, że na jakąkolwiek krytykę odpowiada on po chamsku, a każdy użytkownik Linuksa to dla niego „pryszczaty nastolatek”, „fantasta” itd.