Uwaga, będę bronić iPhone'a 12 mini. To naprawdę rewelacyjny sprzęt, tylko rynek oszalał
10.02.2021 03:51
Wiem, sprzedaż jest relatywnie kiepska, a malkontenci mają pożywkę. Ale czy faktycznie powinniśmy pisać miniaturowemu iPhone'owi 12 epitafium?
Nie zamierzam rozwodzić się nad tym, jakie są przyczyny anonsowanej wszędzie porażki iPhone'a 12 mini. Czy Apple źle wybadał oczekiwania rynku, jak głosi teoria obiegowa? A może, o czym pisze Miron Nurski z Komórkomanii, celowo wprowadził tego rodzaju sprzęt, by ukradkiem przecisnąć podwyżki cen? To istotne jedynie dla analityków. No i wszystkich hejterów firmy z Cupertino.
Dla mnie liczy się co innego: kupiony przeze mnie w grudniu ub.r. "miniak" to telefon, na który czekałem od lat. Choć zdaję sobie sprawę, że mogę być użytkownikiem raczej mało reprezentatywnym w odniesieniu do szerszej grupy. Pytanie, czy to ze mną jest coś nie tak, czy może rynek wykreował pewne niekoniecznie dobre trendy.
Rozglądam się dookoła i oczom nie wierzę
Przyznam szczerze, nie tyle dziwi mnie, co wręcz szokuje, gdzie rynek smartfonów w ciągu ostatnich lat zawędrował. Właściwie to nazwę smartfon moglibyśmy z powodzeniem porzucić i zacząć mówić chociażby o kieszonkowych komputerach. Dzisiejsze mikroarchitektury mobilne pod względem suchej mocy obliczeniowej biją na łeb to, co oferują paroletnie pecety.
Przykładu nie trzeba daleko szukać: Apple M1 w nowych MacBookach to wariacja na temat A14 z iPhone'a, a niczym walec rozjeżdża dziesiątki typowo desktopowych procesorów. Często wciąż popularnych.
Jeśli na smartfonie można na przykład zmontować film czy zagrać w nieźle wyglądające gry, nie wspominając już o setkach zadań mniej zasobożernych, typowo biurowych, to nie ma nad czym debatować. Telefon stanowi dziś pełnoprawny komputer, i to często o kilka długości szybszy niż zalegające w domach wczesne generacje Intel Core.
Dodając do tego pozostałe aspekty użytkowe, w tym pierwiastek galanteryjny, nie dziwi szczególnie, że wielu ludzi zaczęło traktować smartfon jako sprzęt priorytetowy. Ten, który należy dość regularnie wymieniać, nierzadko na model z najwyższej półki. Komputery tymczasem schodzą na coraz dalszy plan, powoli trafiając w niszę. Rewolucją nie okazała się dla nich nawet pandemia i związana z nią praca zdalna.
Jak zgodnie donoszą Canalys i Gartner, w 2020 roku na rynek dostarczono około 300 mln komputerów różnych rodzajów. Kilkunastoprocentowy wzrost w ujęciu rocznym brzmi jak drugie życie, ale tylko do czasu, gdy zdamy sobie sprawę, że podobną liczbę smartfonów rozdystrybuował w tym czasie... sam jeden Samsung. I narzeka, że mało.
Czy to problem? Zależy od punktu widzenia
Nie mnie oceniać, jak i na co ludzie wydają swoje pieniądze. Za to trend jest oczywisty: skoro dany rodzaj urządzeń cieszy się większym pożądaniem, to znaczy również, że bywa częściej wykorzystywany.
Społeczeństwo jednak wcale nie pisze mniej wiadomości tekstowych, nie przestaje przeglądać internetu, ani nie rezygnuje na przykład z filmów. Jest wprost przeciwnie, bo popularność usług w każdej z rzeczonych kategorii rośnie. Tyle tylko, że nie są one już konsumowane przy pomocy komputera, lecz smartfonu.
W konsekwencji zmieniają się potrzeby. Smartfon przestaje być takim fajniejszym telefonem, aspirując do roli głównego centrum życia społecznego i rozrywki, a coraz częściej także pracy. Implikuje to kompromis, jakim jest m.in. zwiększenie przekątnej wyświetlaczy. To poniekąd chichot losu, bo z kolei na przełomie wieków trend był przeciwny i dążono wówczas do miniaturyzacji telefonów, ale zostawmy ten wątek.
Konkluzja brzmi: statystyczny użytkownik myśli dzisiaj o terminalu zupełnie inaczej niż jeszcze cztery-pięć lat temu. W innych kategoriach.
iPhone 12 mini wchodzi w ten schemat klinem
Przy przekątnej ekranu równej 5,4'' jest sensu stricto smartfonem i niczym ponadto, ale to ma swoje plusy. Łatwo obsługiwać go jedną ręką, a jednocześnie upakować w kieszeni dopasowanych spodni. I nie wyglądać przy tym jak dezerter z pobliskiego placu budowy. Funkcje typowego smartfonu realizuje zaś wzorcowo.
Oferuje wszystkie niezbędne standardy łączności i jest bardzo responsywny, robi też naprawdę niezłej jakości zdjęcia i filmy i gwarantuje solidne audio, w dodatku przyjemnie wygląda. Słowem, to naprawdę udany i – co ważne – ergonomiczny sprzęt.
Dotychczas w tej klasie gabarytowej mogliśmy liczyć właściwie tylko na ascetyczne budżetówki pokroju Alcatela 1C, ewentualnie archaicznego iPhone'a SE 2020 albo jednak nieco większego Samsunga Galaxy S10e. Propozycji dla kogoś, kto chce urządzenie z segmentu premium, gwarantujące przyzwoitą jakość i wieloletnie wsparcie, literalnie nie było. Apple się odważył i winszuję, serio.
Krytycy chcieliby ustawiać wszystko pod kreskę
Gdyby za punkt odniesienia wziąć 6‑calowe smartfony, to tak naprawdę większość elektroniki nazwać można porażką. Jak wynika z raportów, w 2020 roku na 10 sprzedanych iPhone'ów przypadł jeden iPad, a Sony sprzedało blisko dwukrotnie mniej egzemplarzy PlayStation 4. Przez siedem lat.
iPhone 12 mini to w pewnym sensie nowa kategoria sprzętu, a przynajmniej swoista podróż w czasie. Tylko niepoprawny optymista mógłby spodziewać się tutaj rekordów.
Bardziej niż tym, którzy kupią miniaturkę, konsekwentnie będę dziwić się osobom noszącym w kieszeni gigantyczną patelnię, by raz na jakiś czas obejrzeć film czy przeczytać e‑booka. W warunkach, które i tak są dalekie od optymalnych. Bo jeśli ktoś woli wpatrywać się całymi dniami w kilkucalowy ekran smartfonu, zamiast sięgnąć po laptop, tak czy inaczej jest w moim mniemaniu masochistą.