Fabryka frustratów, albo radosne dziennikarstwo
27.10.2013 | aktual.: 27.10.2013 14:25
Jestem fanem Wolnego Oprogramowania i moje felietony na DP głównie dotyczą tego tematu. Bardzo też lubię też Stallmana (wybaczcie zwracanie się w dalszej części "po nazwisku"), nie uważam go jednak za osobę kontrowersyjną, w każdym razie nie wymyślił czegoś nowego. To po prostu powielanie zasad, które już wcześniej były głoszone przez filozofów walczących o prawa człowieka, tylko tym razem o prawa do korzystania z programów.
Skąd więc ta opinia o kontrowersyjności Stallmana? Pewnie głównie z niezrozumienia jego słów, przypisania im innego znaczenia, lub po prostu ich celowego zafałszowania. Ostatnio często się z tym spotykam na blogach i najczęściej są to opinie: "ja wiem najlepiej co Stallman chciał przez to powiedzieć". I nic dziwnego, że w większości wywiadów Stallman musi zaczynać zdania od: "Nie, ja czegoś takiego nie mówiłem..", "Nie, to nie tak, źle mnie zrozumiałeś". Może więc lepiej Stallmana czytać, tak jak Shakespeare'a - w oryginale.
Ostatnio spotkałem się z podobną sytuacją, paradoksalnie, przy okazji rocznicy powstania Wolnego Oprogramowania. Oczywiście w takim wypadku autor artykułu nie mógł pominąć nazwiska Richarda Stallmana, jednak dla podkreślenia sensacyjności artykułu, jak zwykle przy takich okazjach, warto wyciągnąć kontrowersyjność bohatera.
Okazuje się, że Stallman nie lubi Ubuntu, a w zasadzie, uważa że Ubuntu nie jest zgodne z filozofią Wolnego Oprogramowania. Oczywiście nigdzie czegoś takiego nie czytałem, więc wytknąłem to autorowi, który w odpowiedzi poczęstował mnie jeszcze ciekawszym kwiatkiem, że Stallman powiedział, że: "Ubuntu to spyware".
Oczywiście większość osób powie, że to prawda, w końcu informację o tym podały wszystkie ważne media, jednak w artykule Stallmana nigdzie nie pada ani razu fraza "Ubuntu to spyware". Pada za to często "the Ubuntu spyware", które oznacza oprogramowanie spyware w Ubuntu, a nie że system jest takim oprogramowaniem. Oczywiście zapewne czepiam się szczegółów, ale kontekst tekstu jest wyraźny. Autor tych słów nie ma nic do tego, że Canonical zbiera jakieś dane od użytkowników, ale niech ich o tym ostrzega. Stallman nie sugeruje też innym forkom Ubuntu porzucenie platformy, tylko nie dołączanie konkretnego oprogramowania produkowanego wraz z Ubuntu.
Oczywiście takie postawienie sprawy stawia Stallmana w dość niekomfortowej sytuacji, bo zamiast zwolenników spyware w Ubuntu, ma przeciwko sobie także zwolenników całego Ubuntu, a jak wiadomo nie każdą osobę z tej drugiej grupy można zaliczyć także do pierwszej.
Nie wiem dlaczego więc Stallman miałby mieć coś przeciwko istnieniu Ubuntu, natomiast autor następnego kwiatka może tak sugerować. Artykuł powstał przy okazji ogłoszenia Steam dla Linuksa i jest tłumaczeniem oryginału. Padają tam podobno słowa: "Naszym celem nie jest popularność systemu". Tekst ten można odczytać na wiele sposobów w zależności od kontekstu. W tym przypadku jednak, żeby znać kontekst trzeba znać zasady Wolnego Oprogramowania. Oryginalny tekst zresztą do tego kontekstu bardziej nawiązuje, bo powinno być "Nasze cele wychodzą jednakże poza uczynienie z niego „sukcesu” i w tym przypadku już nie można zarzucić autorowi, że jest przeciw tej popularności. Logiczność tej wypowiedzi jest jednak jasna, nie można sugerować, że obywatele mniejszego państwa mają mniej wolności, niż obywatele jakiegoś imperium, bo wolność nie zależy od liczby obywateli. Linku do tego tłumaczenia nie podam, bo autor zmienił ten fragment według podanej sugestii, znamienne jest jednak, że wcześniej wytknął Stallmanowi brak liberalnej licencji co do rozpowszechniania tłumaczeń swoich tekstów.
Inny przykład z Ubucentrum.net : "Jeśli chcesz wygody, przestań skarżyć się na brak otwartości i prywatności". Tak miał przynajmniej powiedzieć RMS. Jednak ten w oryginale zamiast słowa "otwartość", on użył "wolność". Tu nie chciałbym, aby ktoś myślał, że chodzi o wolność oprogramowania, chodzi o wolność użytkowników i tylko ten kontekst interesuje Stallmana na tej konferencji.
Dalej jednak robi się jeszcze ciekawiej, bo autor wpisu wspomina o tym, że Stallman sugeruje odrzucenie płatnego oprogramowania, a to już są brednie zwłaszcza, że w filmie z konferencji jest to wyraźnie zaznaczone. Stallman nie ma nic do płacenia za programy, sam sprzedawał Emaksa za konkretną sumę pieniędzy. Dla mnie przynajmniej jest konkretna różnica pomiędzy płatny, a zamknięty i połączyć te dwie sprawy mogą tylko ludzie bez wyobraźni.
Oczywiście na efekty artykułu nie trzeba było czekać. Fala krytyki Stallmana przelała się w komentarzach jak tsunami i w zasadzie tylko jeden komentujący miał odwagę zasugerować autorowi wprowadzanie w błąd.
Następne przykłady pochodzą już z naszego podwórka. Pierwszy to komentarz pod artykułem lucasa__, którego autor chciał mi udowodnić niecne plany Marka Shuttlewortha. Ten drugi miał powiedzieć: "Mir jest istotny tylko dla 1% deweloperów, tylko tych którzy myślą o rozwoju środowiska [Unity]. Każdy twórca programów, będzie używał Mir tylko przez ten zestaw narzędzi.". Oczywiście stawia to Marka w złym świetle, bo przyznaje, że Mir nie nadaje się do innych projektów. Zdanie to jednak brzmiało inaczej : "Na koniec wiemy kto należy do Open Source Tea Party i płacze w kontekście: Mir jest istotny tylko dla 1% deweloperów, tylko tych którzy myślą o rozwoju środowiska [Unity]. Każdy twórca programów, będzie używał Mir tylko przez ten zestaw narzędzi." Jak więc widać mamy tu do czynienia z całkiem odwrotnym przekazem.
Ważne jest jednak, że był to komentarz do artykułu sugerującego nieetyczne zachowanie Canonical, a zwłaszcza brak skruchy w przyznaniu się do błędów. Autor komentarza jednak uważa, że go te zasady nie obowiązują. Zapewne Druga Strona Mocy ma inne przywileje.
Miał jednak zapewne dobrego mentora, który w następnym artykule także postanowił dopuścić się "małego przekrętu" dla "dobra sprawy". Zasada jest podobna - wyrywamy cytat z kontekstu i piszemy co na pewno jego autor miał na myśli. Tu akurat ofiarą padł deweloper Jolly, czyli Carsten Munk, który miał powiedzieć :
Earlier this year however, I discovered that a well-known company had taken the code - disappeared underground with it for several months, improved upon it, utilized the capability in their advertisements and demos and in the end posted the code utilizing their own source control system, detached from any state of that of the upstream project's. Even to the extent some posters around the web thought libhybris was done by that company itself.
Oczywiście stawia to Canonical w złym świetle, a nawet posądza o popełnienie przestępstwa. Problem w tym, że Canonical nie złamało żadnego przepisu licencji libhybris. Kłamstwem jest też, że deweloperzy robili to za zamkniętymi drzwiami, skoro Munk sam podaje link do modyfikacji jakie były przeprowadzane na Launchpadzie. I kłamstwem jest, że Canonical przypisał ten projekt [libhybris] sobie.
Czytamy dalej we wpisie Munka, że miał żal, że ten projekt nie został najpierw użyty dla Waylanda, tak jak to wcześniej postanowił. Była to aluzja do wcześniejszego fragmentu, w którym tłumaczy się z zastosowania już na tak wczesnym etapie produkcji licencji GPL 2 i przyznaje, że celem tego projektu jest:
[...]is a solution that allows non‑Android systems such as glibc-based systems (like most non‑Android systems are) to utilize shared objects (libraries) built for Android.
Czyli, że przeznaczeniem jest każdy system, oczywiście oprócz Androida i pokrewnych, które podobne biblioteki już mają domyślnie. Oczywiście dzięki temu deweloper liczył na pomoc deweloperów innych systemów, w tym także naszego, ukochanego Ubuntu. Ale przecież Ubuntu nic nie wnosi i to właśnie z tego powodu powinniśmy je wychłostać. Niby tak, tylko że innego zdania jest Carsten Munk, który podsumowuje całą sytuację słowami:
Ale muszę przyznać, że ich zachowanie się poprawiło - biorą teraz udział w projekcie, dyskusjach, dostarczając poprawki, które są bardzo użyteczne. I wybaczam im, ponieważ się zmienili i teraz uczestniczą właściwie.
Tu trzeba podkreślić, że cały artykuł [Carstena Munka] utrzymany jest w humorystyczno-ironicznej formule. Oburzenie jakie jednak padło na Canonical pod artykułem, nie zostawia suchej nitki na tej firmie, która przez wielu uważana jest za wroga publicznego otwartości i wolności. Okazuje się jednak, że pomimo tworzenia Mira, Canonical ma też spory wkład w rozwój ... Waylanda.
Nie chciałbym, aby ten artykuł był odczytany jako atak na niektóre osoby. Chciałbym jednak zachęcić do zapoznania się ze źródłami (których lucas__ akurat nie żałuje) i zapoznać się z oryginałem zanim zaczniecie z kimś dyskusję. Sprawdzanie źródeł to podstawa rozwoju Otwartego Oprogramowania i największa wolność jaką mają użytkownicy. W zasadzie to jedyna droga poznania prawdy, każda inna od niej jest ... inną drogą. Nie można się potem dziwić, że powstają tłumy zawiedzionych użytkowników, którzy dostali od deweloperów coś innego niż im, ktoś inny obiecał.