AveLAB - ZTE Grand X IN (2) - Trup za stołem do ping-ponga!
13.05.2013 16:57
Jako że jest to pierwsza część właściwych wpisów testowych o ZTE Grand X IN, chciałbym zacząć od wyjaśnienia, czym jest mój genialny pomysł. Otóż postanowiłem, ze ubiorę test w....prozę. Efektem moich dumań nad oryginalną formułą testów jest mniej więcej taka idea: dystopijne opowiadanie, gdzie tytułowy smartfon gra dużą rolę w fabule, a jednocześnie jest opisywany. I nie na zasadzie product placement, tylko obiektywnego opisu rodem z AveLABu.
Postanowiłem, ze formułą będzie coś jak powieść w odcinkach - będę zamieszczał regularnie kolejne części. Myślałem, czy nie wypalić na raz całością, ale wtedy byłaby to gigantyczna ściana tekstu. Narrator trzecioosobowy i wszechwiedzący pasuje mi do takiej formuły najlepiej, a dystopie zawsze mi leżały. Jako że to opowiadanie a nie pełna epopeja, opisy postaci i terenu nie będą długie.
Czy wygram takim pomysłem Grand X IN? Czy Wam się spodoba? Czy ktoś to wszystko przeczyta w czasach spadku czytelnictwa? Czy puszczą mi to na główną? Czy smartfon jest dobry, zły, a może pośrodku? Czytajcie, czekajcie, a się dowiecie...
* * *
Jest rok 2030. Wielki kryzys ekonomiczny sprzed dziesiątek lat potoczył się zupełnie nie po myśli tak zwanych ekspertów i analityków, powodując ogólnoświatową zapaść gospodarczą nieporównywalną nawet z drugą wojną światową czy krachem na Wall Street. Najpierw w chaosie pogrążyła się strefa Euro, zaraz za nią na łeb na szyję runęły Dolar i amerykańska gospodarka, a konflikt na linii Rosja-Chiny i zamieszki w Krajach Trzeciego Świata wynikające z faktu, że Wuj Sam nie był już w stanie ekspediować Marines aby zwalczali lokalnych hersztów i dyktatorów, dopełniły dzieła zniszczenia.
Szejkowie z Bliskiego Wschodu rozpaczliwie handlowali coraz droższą ropą i chociaż dorobili się na tym przeogromnej fortuny, to ropa się po prostu skończyła. Utworzyli więc zawczasu enklawę, w której ekonomia jako tako nadal funkcjonuje, ale to też nie jest wieczne. Zdążyli wyrobić się dosłownie na kilka dni przed tym, jak jakiekolwiek pieniądze stały się bezwartościowymi papierkami.
Prąd, gaz, centralne ogrzewanie stały się absolutnymi luksusami. Praca opiera się obecnie na handlu wymiennym i prostych czynnościach, jak zbieranie czy uprawa roślin albo ręczne szycie ubrań. Zatrudnienie znajduje około 50% ludzkości, pozostali trudnią się przeżyciem za wszelką cenę i czynnościami niekoniecznie zgodnymi z nieegzekwowanym praktycznie prawem.
Naturalnie w takich warunkach także istnieje kasta bogatych ludzi, a przynajmniej relatywnie bogatych. Rozpoznaje się ich po symbolach statusu – pojazdach, gadżetach, ubraniach, zazwyczaj pochodzących sprzed upadku cywilizacji. Pozwolenie sobie na taki choćby telefon komórkowy oznacza opłatę abonamentową idącą na utrzymanie masztu oraz wymóg dostępu do prądu elektrycznego, więc siłą rzeczy są to przedmioty elitarne. W dodatku stanęła produkcja, a więc pozostają cennymi reliktami przeszłości.
* * *
Dźwięczne uderzenia łopaty o gruzowisko rozbrzmiewały echem po całym osiedlu. Grupka ludzi mimo nieznośnego upału pracowała nad oczyszczeniem jedynej drogi wylotowej z ich osiedla. Kilka dni temu niewielki blok stojący obok wyjazdu zawalił się, blokując przejazd dla wozów i ruch pieszy. Osiedle SKY posiadało jedynie niewielki teren uprawny, dawny park, i musiało sprowadzać produkty w zamian za wszystko to, co tylko udało się zaradnym mieszkańcom znaleźć.
Powstała nawet specjalna grupa ludzi, Szperacze, których celem było szwędanie się po mieście i okolicach w celu utrzymania swoich bliskich i, w drugiej kolejności, sąsiadów przy życiu. Jednym ze Szperaczy był młody Rotwell Babek.
Liczył on obecnie 16 lat i urodził się jeszcze przed katastrofą. Przez pierwsze kilka lat życia był należycie karmiony i miał opiekę lekarską, co pomogło mu wyrosnąć na wysokiego i silnego młodzieńca jakim był obecnie. Mierzył mianowicie około metra siedemdziesięciu wzrostu, miał proste rysy twarzy i rude włosy z długą grzywką oraz początki zarostu na twarzy. Jak wszyscy Szperacze, odziany był w łachmany uszyte z czego popadnie, ale za to posiadające znaczną ilość kieszeni. Na plecach dźwigał bez ustanku czarny plecak o pojemności 40 litrów z kominem, a w pasie przewiązany miał szeroki, skórzany pas z zieloną klamrą i przywiązany do niego nóż w pochwie z bakelitu. Wreszcie nos jego ozdabiały okulary korekcyjne, rzecz absolutnie zadziwiająca. Rotwell miał bowiem to szczęście, że od małego jego wada wzroku nie zmieniała się, toteż kiedy sytuacja na świecie się pogorszyła, wystarczyło że zrobił sobie do szkieł mocniejsze oprawki. Oczywiście szkła były przez to przymałe i w efekcie młodzian stale widział ich rozmytą obramówkę dookoła tego wąskiego pola wyraźnego widzenia, które sobie zabezpieczył.
Obecnie wracał on ze swoim towarzyszem, Alexem, z wypadu pod miasto. Podjechali pod gruzowisko na rowerach z przyczepami i wyraźnie zdziwieni zastanym widokiem zaczęli wołać kogo popadnie. Po chwili przez zwały kamieni przedarł się niski, chudy człowieczek i zbliżył się do Szperaczy.
- Wczoraj zawalił się blok, nie wiemy czemu. Szczęściem nic nie spadło na pole, ale musimy teraz odtarasować przejazd. A jak tam łowy?
- Mamy 4 gołębie i sporo drewna oraz toreb foliowych. Sądzisz, że damy radę to przewlec przez ruiny?
- Nie martwcie się tym, tylko zostawcie pod gruzami przyczepy, odpocznijcie i jedźcie na kolejny wypad. My się zajmiemy rozładunkiem, a sami wiecie że ledwo przędziemy.
- OK.
* * *
Naturalnie SKY to nie jedyna osada posiadająca Szperaczy. Praktycznie każde skupisko ludzi wyznaczyło taki oddział. Efektem dużej konkurencji było to, że wszystkie dobre miejsca zostały już rozgrabione i zamiast na jakość, należało liczyć na ilość. Stąd Rotwell i Alex postanowili, że następnego dnia wyruszą osobno, aby podwoić szanse na udane poszukiwania. Tak też zrobili.
Ten pierwszy postanowił udać się do dawnego kampusu uniwersyteckiego, a jego kolega pojechał prosto nad przecinającą miasto rzekę. Oba punkty były of siebie znacznie oddalone, więc szybko się rozdzielili. Rotwell przemierzył całą drogę w zamyśleniu, coś bowiem nie dawało mu spokoju. Dręczyło go irracjonalne przeczucie, że coś się tego dnia wydarzy.
O dziwo, pod wejściem głównym nadal stał słup po latarni ulicznej, teraz pozbawionej żarówki i okablowania. Młodzieniec zbliżył się do niej, spróbował nią potrząsnąć aby sprawdzić solidność i wyraźnie usatysfakcjonowany rezultatem przywiązał rower za pomocą stalowego zapięcia domowej roboty. Wyjął nóż z pochwy i lekko się przygarbił, a jego źrenice rozszerzyły się. Od teraz poruszał się cicho i ostrożnie, oglądając się na boki nawet bardziej niż zwykle.
Główne budynki i pomieszczenia dawno już splądrowano, ale brat Aleksa był kiedyś studentem i znał trochę pomieszczeń technicznych i schowków. Bohater udał się więc do malutkiego budyneczku wydziału archeologii, gdzie od razu zszedł do piwnicy. Napotkał tam długi korytarz z wieloma drzwiami oraz oparty o ścianę stół do tenisa stołowego bez kół. Przydatność takiego stołu była niska, a waga i rozmiar znaczące, toteż wyjąwszy kółka pozostał on gdzie stał.
Jednym silnym ruchem młodzieniec z głośnym hukiem zwalił bezużytecznego kloca na ziemię i zobaczył to, po co tu przyszedł – malutkie drzwiczki do niewielkiej kanciapy, sprytnie ukryte przez nieznane mu osoby. Położył dłoń na klamce i mocno ciągnąć do siebie, powolutku zaczął otwierać drzwi. Taki sposób był najcichszym mu znanym.
W środku było bardzo ciemno, więc Rotwell wszedł do środka, ostrożnie zamknął za sobą drzwi, kucnął na ziemi i zamknął oczy aby szybciej przyzwyczaić je do mroku. Jako że zajmuje to nieco czasu, całą swą uwagę skupił na zmyśle słuchu, aby móc wyłapać w porę ewentualne zagrożenia.
Nic złego się jednak nie przytrafiło, a po około dziesięciu minutach chłopak mógł z grubsza określić co go otacza. Niewielkie okno zabito dyktą, ale trochę światła przezierało przez malutkie otwory w tejże. Niestety, kanciapa była praktycznie pusta, a przedmioty leżące na ziemi w totalnym nieładzie nie przedstawiały zbytniej wartości. Dla pewności chłopak zbliżył się jednak i wsadził na oślep nóż w górę śmieci, a następnie energicznie ruszył ręką aby odgarnąć wierzchnią warstwę badziewia.
Ku jego zdziwieniu, w powietrze trysnęła jakaś substancja, której znaczna ilość została na ostrzu. Młodzieniec szybko sprawdził jej konsystencję, zapach i smak i wyszło mu że to musi być krew! Pochylił się nad śmieciami i po kilku minutach grzebania odnalazł leżące pod gratami ciało.
Jegomość był człowiekiem starszym od Rotwella, na oko liczył sobie 40‑50 lat. Odziany był w ciemnogranatowy, prążkowany garnitur i białą koszulę. Na ciele nie było żadnych ran. Rotwell nie mógł pojąć, skąd się te zwłoki wzięły. Skóra zdążyła zblednąć, ale nie było smrodu gnijącego mięsa, a więc tajemniczy człowiek umarł niedawno. Wyglądało na to, że nikt go nie napadł, albowiem wtedy zabrano by mu niechybnie garnitur.
Desperacja i głód popychają ludzi do wielu rzeczy, a Rotwella pchnęły do obszukania kieszeni w garniturze, bo przecież nieboszczykowi i tak nic już się nie przyda, a wyglądał na zamożnego. W kieszeni na klapie marynarki ręka chłopaka napotkała coś dziwnego, z jednej strony przypominającego płytkę z plexi, a z drugiej posiadającego chropowatą fakturę i kilka nierówności po bokach. Zaintrygowany, Rotwell wysunął płaski przedmiot z kieszonki i podniósł go bliżej oczu. Wtem oniemiał.
Jego oczy poraziła jasność, w pomieszczeniu rozbrzmiały dziwne dźwięki i przedmiot wydał jedno leciutkie drgnięcie w środku. Na ekranie pośrodku powoli pojawiały się i znikały tajemnicze napisy – 'Intel', 'T‑Mobile'....Dopiero po dłuższej chwili Rotwell skonstatował, że oto trzyma w ręku telefon komórkowy! Biedak włączył go przypadkiem, kiedy oparł palec na znajdującym się u góry przycisku jeszcze gdy jego ręka wysuwała urządzenie z kieszeni marynarki. Włącznik tak zmyślnie wkomponowano w obudowę, że nie odstawał zanadto i wystarczyło delikatne, krótkie przytrzymanie do jego aktywacji.
Dalej w szoku, obrócił go w ręce. Chropowata faktura pokrywała tylną część obudowy, zapewniając pewny chwyt. Jedynym wyjątkiem były okrągły aparat na górze oraz kolejne napisy – 'Intel inside' i 'ZTE'. Po upadku systemu szkolnictwa nikt nie kwapił się uczyć chłopca języków obcych, toteż słowo 'inside' nie mówiło mu absolutnie niczego.
Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co robi, schował cenny skarb do wewnętrznej kieszeni swojej pozszywanej z łachmanów kurtki i w pośpiechu opuścił pomieszczenie. Tym razem nie był powolny i ostrożny, szybko zamknął drzwi i przystawił je nieszczęsnym stołem, po czym biegiem puścił się w stronę bramy głównej. Tam szybko odwiązał rower i z pustą przyczepką pognał ile sił w nogach do domu, do osiedla SKY.
* * *
Od autora: Po każdej części znajdziecie garść uwag, wyjaśnień i tym podobnych jako bonus. W tej części chcę najpierw zaznaczyć, że trup NIE JEST djfoxerem a główny bohater NIE UOSABIA mojej osoby. Musiałem jakoś sprawić, aby nagle jak u Hitchcocka Rotwell wszedł w posiadanie ZTE, a wiadomo że trup podnosi emocje, więc uznałem to za dobry wybieg. Ta część nie zawiera co prawda za wiele z samego opisu telefonu, ale to tylko wstęp i ten aspekt wkrótce się rozkręci. Opis świata przedstawionego u góry jest nieco lakoniczny i stąd niektórzy mogą się czepić 'że taki krach jest niemożliwy', ale z punktu widzenia ekonomicznego przeciętniaka znającego całą ideę w rozleglejszej formie ma to sens.