Arktyczne tropy z PC do słuchania muzyki
13.01.2017 | aktual.: 13.01.2017 12:50
Poruszając w poprzednim wpisie temat płyt winylowych wspomniałem o pokojach adoptowanych przez hobbystów do słuchania muzyki i że nie czuję potrzeby, by patrzeć na okładkę płyty, gdy chcę się relaksować muzyką. Przypomniało mi to zrealizowany na szybko projekt z PC do takiego pokoju, gdzie ciekawe zastosowanie znalazła wizualizacji podczas słuchania muzyki. Końcowego rezultatu nigdy nie zobaczyłem, bo instalacja zrobiona została gdzieś za kołem polarnym, w domu potomka hodowców reniferów i współwłaściciela kopalni rudy żelaza na północny Skandynawii. Wypiłem z tym człowiekiem sporo piwa i innych trunków, gdy wpadał do stolicy w interesach, ale był tylko znajomym mojego wspólnika, z którym od lat nie utrzymuję kontaktu. Projekt PC do pokoju w podbiegunowych okolicach dla relaksu z muzyką i zawartością barku powstał, gdy przypadkowo spotkałem moje byłego wspólnika. Rozliczenie i dostarczenie podzespołów zrealizowane zostało w jeden dzień za pośrednictwem zaprzyjaźnionego sklepu RTV.
W trakcie tego przypadkowego spotkania z moim byłym wspólnikiem okazało się, że jest w drodze na wideokonferencję z tym znajomym z krainy zimowych ciemności i białych nocy latem. Wygadałem się przez to o moich projektach przed laty z PC dla systemów wideokonferencyjnych i aktualnym z przystosowywaniem na potrzeby odtwarzania muzyki. Zaprosił mnie na to ich spotkanie na odległość i niewiele ze sobą porozmawiali, bo wyszła z tego tylko nasza wspólna pogawędka towarzyska. Tak powstał wspomniany wcześniej projekt PC. Zadanie było proste do zrealizowania, bo tak niskie koszta nie stanowiły żadnego problemu. Chodziło również o niezwłoczne wykorzystanie tego PC podczas trwającego już karnawału. Ustaliliśmy na odległość, że duże pudło obudowy nie będzie widoczne i tylko obraz z maleńkiego projektora będzie wyświetlany na ścianie, a sterowanie tym zapewni bezprzewodowa klawiatura i mysz. Komputer miał mieć jedno wyście audio dla pary wysokiej klasy aktywnych głośników bezpośrednio przy barku, które nie zakłócają rozmowy i drugie dla imponującego systemu nagłośnienia na powierzchnię z wygodnymi kanapami oraz wolną przestrzenią do zatańczenia. W PC miał być zainstalowany napęd optyczny do odtwarzania cyfrowych płyt i wejście audio pozwalające zgrać na twardy dysk muzykę z analogowych źródeł.
Zainstalowałem w komputerze system operacyjny, który wyczyściłem ze wszystkich zbędnych elementów. Procesor dźwięku skonfigurowałem w nim dla najlepszej możliwej jakości odtwarzania muzyki z dwoma wyjściami audio z niezależnym ustawianiem poziomu głośności oraz jednym wejściem z wyższą tolerancją na przesterowanie. Wyjścia i wejście dostały pozłacane złącza cinch, które zamontowane były w adapterach z efektywnym wytłumieniem mechanicznym. Dwa adaptery podłączone zostały z Intel HD Audio z ustawieniem na niezależne wyjścia, a jeden dla wejścia w standardzie CD, który przewiduje wyższe poziomy sygnału. Następnie wgrałem bezpłatny program do odtwarzania muzyki, który skonfigurowałem również dla optymalnej jakość odtwarzania muzyki. Wgrałem także kilka skórek do programu, które imitują sprzęt Hi‑Fi i zostawiłem z ustawieniem na interaktywny obrazek magnetofonu szpulowego do wyświetlenia na ścianie z projektora wideo. Z komputerem załączyłem instrukcję instalacji ze sprzętem audio, który był już na miejscu. Nie było to konieczne, bo kable ze złączami chinch nie stwarzają przecież żadnych problemów, ale miało to zabezpieczyć przed ewentualnym dłubaniem w ustawieniach. Znajomy miał Adobe Audition, który sam mógł sobie zainstalować dla zgrywania muzyki z analogowych źródeł.
Czasami żałuję, że nie zaangażowałem się bardziej w ten projekt, bo była to świetna okazja dla realizowania dalszych prac rozwojowych. Właściciela mogło zainteresować np. sterowanie gestami, ale ma on dużą słabość do mojego byłego wspólnika, a konkretniej do jego pomysłów na ulepszania, które często są słabo zakorzenienie w świecie realnych możliwości. Obawiałem się, że wpadnę w pułapkę z nierealnymi pomysłami. Wspólnik odpowiadał kiedyś za budowanie wizerunku naszej działalności, którą urzeczywistniałem będąc jeszcze pacholęciem. Było to nagrywanie płyt z chórami w ich naturalnym środowisku, którym mógł być np. kościół. Mój wspólnik działał od lat w biznesie muzycznym i z nagrywaniem płyt, więc mógł efektywnie oferować nasze usługi dla amatorskich chórów z rejestrowaniem muzyki z akustyką pomieszczenia. Mieliśmy do tego specjalnie przygotowanego volkswagena „ogórka”, by bezpiecznie i sprawnie przewozić magnetofon, mikrofony, statywy, kable, taśmy itd. W tym busiku można było swobodnie pracować, ale ja wolałem wyciągać sprzęt do pomieszczeń lub na świeże powietrze, by mieć lepszy kontakt z „obiektem” nagrania, bo to było dla mnie ważniejsze od laboratoryjnych ambicji z parametrami technicznymi. Było w tym pewne zaprzeczenie tego czym zajmuję się teraz, bo podczas nagrywania intensywnie korzystałem ze słuchawek. To są jednak różne epoki w zakresie możliwości używanego sprzętu, bo cyfrowy zapis zapewnia dużo lepszą dynamiką i separację kanałów.
Sercem naszego projektu był magnetofon szpulowy, który z początku był poręcznym sprzętem, ale wspólnik miał wizję, by wbudować go w ogromne "pudło" i uzyskać w ten sposób dostatecznie dużą powierzchnię dla zamontowania zaawansowanego systemu mechanicznej stabilizacji przesuwu taśmy. Ten pomysł dopracował kolega, który jest Szwajcarem i zgodnie ze swoją narodową tradycją specjalizuje się w precyzyjnych ustawieniach mechanizmów sprzętu audio. W imponujących rozmiarów obudowie zostało dużo miejsca i mogłem zamontować w niej z idealnym wytłumieniem i precyzyjnym skalibrowaniem całą niezbędną elektronikę do nagrań z pomocą dwóch flagowych mikrofonów Neumann U87.
Nasze sukcesy z „ogórkiem” spowodowały, że wspólnik postanowił zaoferować także nagrywanie na bezludnych wysepkach archipelagu z szumem morza i śpiewem ptaków w tle. W tym celu trzeba było przystosować nasze mini studio do transportu w hydroplanie, w którym mieliśmy wykupione udziały. Wibracje przy lądowaniu taką maszyną są jednak tak silne, że po każdym konieczna była ponowna kalibracja mechanizmu magnetofonu. Wspólnik wymienił udziały w samolocie na dwuosobowy helikopter, w którym bezpieczeństwo lotu zależało od właściwego balansu załadunku i transport naszego sprzętu był w nim zbyt dużym ryzykiem. Byłem tak zmęczony tym „bujaniem w obłokach”, że nie pomyślałem np o poprawie balansu przez piankę w baku. Koszta nieskutecznych zmagań z helikopterem stały się tak wysokie, że postanowiłem wycofać się z całego projektu. Działalność prowadzona była dalej, ale kolega Szwajcar twierdził, że potem ten specjalnie zaadaptowany magnetofon najwięcej czasu spędzał u niego w warsztacie, bo ciągle potrzebne były jakieś poprawki.
Obawiałem się, by podobnie nie stało się z PC do odtwarzania muzyki w pokoju na dalekiej północy i nie skorzystałem z ciekawej możliwości dla dalszych prac rozwojowych. Lubię zaawansowane wyzwania, ale szkoda mi tracić czas na bezsensowne zmagania. Teraz tak samo podchodzę do Windows 10, który uważam za bardzo interesujący i widzę w pełni jego potencjał, ale na potrzeby optymalnego otwarzania muzyki z PC nadal opieram się na poprzedniej wersji systemu operacyjnego Microsoft. Automatyczne aktualizacje nowych okienek mogą całkowicie zmienić precyzyjnie skonfigurowane ustawienia. Z tego powodu ograniczam do minimum czasochłonne testy odsłuchowe z Windows 10. Moim zdaniem nie jest to wina techników. To sposób w jaki działają "urzędnicy marketingu" w Microsoft za bardzo przypomina mi te częste zamieszania powodowane przez bezmyslność mojego byłego wspólnika. Na szczęście ostatnie doniesienia wskazują, że następuje wreszcie jakaś stabilizacja z aktualną wersją okienek dla PC.