Blog (7)
Komentarze (34)
Recenzje (0)
@adii_22Dekada z pingwinem, czyli jak zostałem komputerowym hipsterem

Dekada z pingwinem, czyli jak zostałem komputerowym hipsterem

11.08.2017 03:04

Jestem Adrian i od 10 lat używam Linuxa na swoich komputerach. Mam 24 lata, więc gdy miałem lat 14 stałem się odmieńcem świata IT. To chyba pod paragraf podpada, nie?

autor
autor
*nasz bohater słyszy pomruki współczucia innych uczestników, siedzących w tym samym kółku, gdzieś na spotkaniu Niedoszłych Adminów*

No bo jak można nie używać Windowsa. No jak? Każdy przecież gra. Każdy używa fotoszopki. Każdy… Otóż nie każdy.

Długo zastanawiałem się, jakie wnioski nasuną mi się po 2, 5 a może 8 latach używania tego systemu. I wiecie co?

Żadne.

628565

Tak samo, jak po 10 latach. Żadne wnioski niosące cokolwiek „wooooooow”. Tutaj nie było i nie będzie miejsca na fajerwerki. Czysty, podyktowany własną wygodą, ekosystem.

No ale jak to ekosystem? I gdzie wygoda?

Odnoszę wrażenie, że niemal każdy, kto dowiaduje się, że używam Linuksa od dekady (no niebawem minie, raptem kwestia tygodni), spodziewa się, że go oczaruję w jakiś sposób tym faktem. Może nawet nieświadomie, ale taka odmienność - jak i każda - budzi nawet nieświadome emocje.

Jeździliście kiedyś na przykład starym samochodem jako daily? Ale wiecie, stać Was na lepszy, ale świadomie ciśniecie staruszkiem, bo poza wiekiem – ledwie 27 lat – nie dolega mu nic. Nic się nie psuje, blacha zdrowa, pali niewiele, części kosztują mniej niż do mojego rowera. Ale ludzie widzą tylko inność – staroć! Kup se młodszy, bo będzie lepszy! W czym? Teraz mam nowsze autko, spore kombi, które kupiłem tylko dlatego, że potrzebuję spore kombi. Poza rodzajem nadwozia widzę tylko jedną dodatkową zaletę – klimatyzacja.

Dlaczego o tym piszę? Bo widzicie…

… tak samo jest w komputerach. Dla przeciętnego zjadacza burgerów świat IT to laptop z marketu i to coś z antenkami od internetu. Wiedzą, że istnieje Windows, ale często nie wiedzą jaki. Ba – nie wiedzą w sumie co to jest.

„Program uruchamiający”, „No, sterowiec, sterownik, tak, sterownik,!” Uruchamiają wyszukiwarkę – Mozatera Firfox Piszą tekst w W‑ordzie.

I żyją w świecie cudownych zakupów na allegro, opłat przez internet i zdjęć wrzuconych na fejsbóczka.

No i zjawiam się ja z wizją inności na komputerze. Nigdy nie chwaliłem się co mam za system, ale często łażę z laptopem, więc ludzie widzą ekran. I wtedy jest zdziwienie. „Ale dziwny łindows, da się tak u mnie, ale dlaczego to inaczej wygląda? Linux? To gdzie nic nie działa? Brzydki taki...” i tak dalej… Nie że to w jakiś sposób działa na mnie. Ani ziębi, ani parzy.

Tylko widzicie w czym problem. Ludzie w dzisiejszych czasach zatracili chęć dopasowywania przedmiotów do własnych preferencji. Otrzymujemy przedmioty od producentów, ale tylko nieliczni starają się doprowadzić je do takiej formy, aby była wygodna dla nas samych.

To tak jak każdy burger na świecie był w jednym rozmiarze. I każdy but smakował tak samo… Czy jakoś tak.

Co to ma do Linuksa, wniosków i wspomnianej milion akapitów wyżej wygodzie ekosystemu?

Bardzo dużo.

Właśnie w Linuksie poznałem możliwości przekształcenia komputera do takiej formy, jakiej oczekiwałem w danym momencie. Od wyglądu paska, przez paczki ikon, po całe środowiska i dystrybucje włącznie. Zmiany naprawdę rzadko były podyktowane nudą. Częściej potrzeba i gdzieś tam wrodzone poczucie estetyki, które dorastało razem ze mną. Stworzyłem w domu niejako ekosystem. Wszystkie komputery na Linuksie. Różne dystrybucje. Ale Linux. Bo ideologia? NIE. Wygoda. Brak problemów, stabilność, bla bla bla. Inaczej: Moi rodzice używają Ubuntu od wersji 10.04. Dzisiaj na tym samym komputerze jest 17.04. Ciągły update. Uwierzycie? Moi starzy nie popsuli tego. Gdzieś dwa razy wywaliły się sterowniki od drukarki, gdzieś ze 4 razy grafika, ale komputer działa do dziś. Wolniej, bo to starszy AMD Athlon, jakiś 2 rdzeniowy. Ale działa. Wolniej, ale bez zamulania. Po drodze wypadło Unity na KDE, potem Mate. I tak sobie to działa. Windows był reinstalowany góra co 2 lata, przy takim samym użytkowaniu. Wygodne? No tak, właściwie zero ględzenia na komputer ;) I na takie wygody trafiałem niemal cały czas. Nie było zawsze kolorowo. Widziałem kernel panic, sformatowałem partycję z danymi, wywalałem X'y regularnie.

Zły Linux?

628581

Na Windowsie też leciały sterowniki, kładł się system przez wirusy i inne paprajstwa… Ale ja niemal nigdy nie musiałem reinstalować z tego powodu Linuksa. Windowsa owszem. Mam Siódemkę. Fajny system do gier, ale nie potrafię go używać na co dzień. Brakuje mi w niej ergonomii, co nie znaczy, że jest zaprojektowana źle. Przeciwnie.

To ja jestem zepsuty przez Linuksa.

Przez to, że mam własne nawyki na Pingwinie, brakuje mi możliwości ich wykorzystania w Windowsie. Czuje się jak przeciętny zjadacz hamburgerów wpuszczony na mój laptop – źle i niewygodnie. No i czuję niepokój, pocą mi się dłonie. Ale czy to wina systemu, czy tego pomiędzy monitorem a krzesłem?

Wiecie, lubię dopasowywać przedmioty do siebie, w końcu ja ich używam, a dopóki nie zagraża to bezpieczeństwu innych, to nie widzę przeszkód, aby to kontynuować. Na komputerze Linux i zdziwienie ludzi. W samochodzie kilka modyfikacji w silniku i kabinie - „jak to zamontowałeś, to tego nie było?”. W telefonie tak samo… Ale mnie nie cieszy fakt grzebania i psucia. Nie cieszy mnie rozwalenie X'ów i położenie sterowników. Nie cieszy mnie położenie połowy sieci. Nie cieszy mnie upuszczenie sobie wahacza na twarz. Nie cieszy mnie wymiana ROMu. Cieszy mnie używanie przedmiotu zgodnie z jego przeznaczeniem, ale taki sposób, jaki jest dla mnie wygodny. Wiecie, taka odwrotność przyjemności ze ścigania króliczka.

I zwisa mi ględzenie, że  „po co,mi by się nie chciało, nie mogłeś tego dać komuś do zrobienia albo kupić nowy?”Nie mogłem. Bo to niewygodne.

Ale Pingwin i tak ma swoje złe strony.

Tak, Linux ma wady. Wkurza mnie, jako użytkownika, podejście niektórych twórców projektów. Brak spójności, wojenki międzyprojektowe, wiecie - z perspektywy Windowsa to wygląda jak wojny pcheł oglądane przez słonia. Mizernie i śmiesznie.

Brakuje mi takiego impulsu innowacji. Ale wiecie- takiego magnesu. Użytkowników mocno wali jaki to kernel, jakie to wspaniałe wsparcie dodali dla NiepopularnegoUkładuSzyfrującego

Oni chcą żeby to tylko działało i nie wymagało rzeźby.

Przeciętny zjadacz hamburgerów wie, że może zmienić tapetę, ale jeśli będzie miał świadomość, że zmieni co chce (kolor belki, efekty, etc), mogąc to wyklikać, to wyklika to, będąc szczęśliwy jak autor tego tekstu. W zasadzie tylko w Mincie widziałem taki konfigurator. I to tyle...

Tylko dlaczego, Linuksiarze moi drodzy, komplikujemy sobie życie?

W niektórych środowiskach nadal trzeba ręcznie kopiować paczki ikon do dzikich lokalizacji. No tak, logiczne są, to prawda. Ale popatrzcie na większość poradników do Windowsa – tam się klika, tam się nie pisze. Niestety, to XXI wiek, użytkownicy wolą to. Admini niekoniecznie, ale klikalność nie zaprzecza wpisywalności.

Przeczytajcie sobie poradniki dla nowych na Linuksie. Wiecie, poradniki typu „podłącz się do wifirifi – wersja dla newbie”. I widzimy konsolowe klepanko. Przecież sam wolałbym to wyklikać. W Windowsie. Nawet w XP. Tak, wiem, są domyślnie już klikalne Network Managery. Ale jeśli użytkownik szuka informacji o tym przed wyborem systemu, to może go dezinformacja odstraszyć. A w 99% można cały proces wyklikać, ale autor uznał, że to zbyt proste...

Albo głupie domyślne ustawienia. Zimne piwo dla tego, który wymyślił, aby dioda od WiFi w laptopie (ta, co świeci gdy mamy kartę sieciową włączoną) migała podczas transmisji. Nożfakin – w czterech laptopach tak miałem na różnych distrach, od Ubuntu, przez Elementary, po Fedorę włącznie. I rzeźba w konsoli i plikach. User friendly pełną gębą.

Albo instalator Fedory

.

Anaconda. Taka łatwa. Taka prosta. Taka przejrzysta…

NIE. Po prostu nie. Uwielbiam Fedorę, ale nawet mi – użytkownikowi z naprawdę sporym stażem – ten instalator sprawia problemy. Jest ogłaszany jako ułatwienie, a w mojej opinii – tylko przeszkadza, jest nielogiczny. Już lepszy jest w Ubuntu… Albo Ubuntu i komunikaty o awariach systemu. Nie wiem dlaczego, ale ten system wręcz uwielbia zasypywać mnie w domyślnej konfiguracji błędami. Chwilkę potem okazuje się że błąd był błahy, ale kosztował mnie godzinę googlowania. Tyle że ja szukałem, poszuka może i znajomy. Ale stu innych użytkowników zaora Linuksa Windowsem. I brak możliwości wyłączenia informowania o tym samym błędzie. Brawo. Rewelacja.

Jak widać te błędy to błędy ludzkie.

Nie wada systemu, ale jego jakiejś konfiguracji domyślnej. Problemem Linuksa nie jest jego jakość (bo jest wysoka!). Problem nie leży w „złych producentach sprzętu” - choć tutaj są czasami kwiatki. Wiecie w czym? W ludziach. Brakuje zwykłego ułatwiania sobie życia bez pchania Nowego do ideologicznej konsoli. Mamy XXI wiek. Nie utrudniajmy sobie życia na siłę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)